24 września 2014

Battle vs. Love III

Witajcie kochani :*. Jak wam minął tydzień ?? Mi spokojnie z paroma zdenerwowaniami( zwłaszcza wczoraj gdy weszłam na bappoland) Muszę się pozalic że drugi rozdział BvsL miał baaardzo mało wyswietlen przez co jest mi smutno :(. No cóż mam nadzieję że kolejne rozdziały przypadna wam bardziej do gustu. Rozdział sprawdzala dla was Natalia Kiryk. Dziękuję bardzo ^^. Nie przedluzajac zapraszam do czytania...i komentowania xdd.




ROZDZIAŁ 3
 Oczywiście, że zaspałem. Oczywiście, że Youngwon nas nie obudził i sam zaspał. Biegałem teraz po całym domku rodziny Yoo i szukałem swojego buta, który nie wiadomo jak zniknął. Jeżeli za dwadzieścia minut nie będę w szkole, spóźnię się na drugą godzinę lekcyjną.
 - Znalazłeś?- dobiegł mnie krzyk Jae, który pomagał mi szukać mojej zguby.
 - Nie! - odkrzyknąłem i zajrzałem do łazienki. Spojrzałem za pralkę i pod prysznic, ale buta nigdzie nie było. Stanąłem więc na środku pomieszczenia, z nadzieją na oświecenie.
 - Mam! - usłyszałem okrzyk któregoś z braci. Mają podobne do siebie głosy i gdyby starszy Young chciał zrobić mi kawał, na pewno bym się nabrał. Podbiegłem do przedpokoju. Youngwon stał przy barierce i wymachiwał moim białym butem.
 - Gdzie był? - spytał Jae wychodząc ze swojego pokoju.
 - Nie wiem co wczoraj robiliście chłopaki, ale but Junhonga był w kuchni. W szafce. - dodał, po czym rzucił do mnie obuwiem. Złapałem go i spojrzałem z niedowierzaniem na szatyna.
- Błagam... W której szafce?
 - Spoko, z garnkami. Ciesz się, że nie w lodówce.
- Dzięki chłopaki - powiedziałem zakładając moją zgubę.
- To co, jedziemy?
 - Tak - wziąłem od Youngwona kurtkę, którą mi podał.
- Hej, poczekajcie na mnie! - oburzył się młodszy zbiegając ze schodów w jednej ręce dzierżąc torbę a w drugiej telefon.
 - Z kim on tak pisze?- spytał mnie jego brat, gdy czekaliśmy na Jae pod autem.
- Z kolegą z Instagrama. Poznali się niedawno. Mają wspólne tematy - wyjaśniałem.
 - Mój brat ma Instagrama?
 - Nie wiedziałeś?
- Nie chwalił się- powiedział z błyskiem w oku. Już wiedziałem że Youngwon będzie obserwował Jae i pisał krępujące komentarze. Pod tym względem brat Jae i mój niewiele się od siebie różnią.



 Biegłem przez pusty korytarz w stronę sali od biologii. Miałem nadzieję, że nie spóźnię się na drugą lekcje, ale moje marzenia legły w gruzach gdy staliśmy w korku. Stwierdziliśmy wtedy z Jae, że szybciej dobiegniemy do szkoły niż dojedziemy. Tak więc wysiedliśmy z auta Youngwona dwie ulice przed szkołą i biegiem się do niej dostaliśmy. Odpuściłem sobie nawet dostanie się do swojej szafki i schowania do niej kurtki. Zrobię to na następnej godzinie.
Wpadłem do sali zwracając tym samym na siebie uwagę. Po prostu nienawidzę gdy cała klasa odwraca się w moja stronę i patrzy się jak na okaz w zoo. Ukłoniłem się pani od biologii i przeprosiłem za spóźnienie. Stwierdziła, że nic się nie stało i kazała mi usiąść. Odetchnąłem dyskretnie. Biologia to drugi przedmiot (zaraz za fizyką), który w ogóle mi nie idzie. Jakoś zapamiętywanie części ciała, organów, narządów i miesiączkowanie dziewczyn, zdecydowanie mnie nie interesuje.
 Usiadłem w swojej ławce, dopiero teraz zwracając uwagę, że ta za mną jest pusta. Czy Jongup nie przyszedł do szkoły? Wczoraj gdy leżałem już w łóżku Jae, zastanawiałem się czy zrobić coś z tym, że chłopak o fioletowych włosach mnie olał. W końcu pani Jung prosiła mnie abym oprowadził go po szkole, a ja nie lubię zawodzić ludzi. Doszedłem wtedy do wniosku, że opieprzę go po całości i dam plan budynku. Niech się buja. Chciałem być miły i go kulturalnie oprowadzić? Chciałem. Czekałem na niego pod szkołą? Czekałem. Mogłem się nawet z nim zakumplować, aby nie był samotny. Tylko no naprawdę, to jest aż taki problem aby powiadomić kogoś, że się z tą osobą nie spotka? Zwłaszcza że widzieliśmy się jeszcze trzy razy. I za każdym tym razem, czułem mrowienie w ciele. Nie byłem pewny czy chłopak się na mnie patrzy, a odwrócenie się do niego i zobaczenie tego na własne oczy, wydawało mi się dosyć dziwne. No bo jak to? Odwrócę się w jego stronę. Spojrzę się na twarz. Zobaczę że jednak się na mnie nie patrzy, a mnie po prostu bierze przeziębienie, i z powrotem zajmę pozycje przodem do tablicy? Tak po prostu? Bez "be" ani "me"? To nie w moim stylu.



  Jongupa spotkałem prędzej niż przypuszczałem. Kulturalnie jak na drugoklasistę przystało, wyciągałem z swojej szafki książki na następną lekcję. Akurat gdy wyciągnąłem podręcznik od matematyki drzwiczki szafki zamknęły się z hukiem. Najpierw spojrzałem na dłoń ozdobioną paroma rzemykami i skórzaną bransoletką, później przejechałem po dobrze zbudowanym przedramieniu, na którym rosły ledwo widoczne czarne włoski, następnie była podwinięta biała koszula, a na końcu wykrzywiona w złości twarz nowego ucznia naszej szkoły. Jongup stał przede mną z mordem wypisanym na twarzy. Przełknąłem ślinę i powoli postawiłem krok do tyłu.
- Gdzieś ty wczoraj był? - spytał na wstępie. Spojrzałem się na niego nic nie rozumiejąc. Robi sobie ze mnie jaja? Przecież na niego czekałem.
- Kpisz sobie ze mnie? Czekałem wczoraj na ciebie pod szkoła całą godzinę lekcyjną, a ty nawet nie raczyłeś mnie poinformować, że nie przyjdziesz!
- Nawet mnie nie denerwuj - zabrał dłoń z drzwiczek mojej szafki i oparł się o nią plecami. Jest niższy szybko przemknęło mi przez myśl - byłem wczoraj po lekcjach przed szkołą. Czekałem jak ten debil i nie przyszedłeś. Nie kłam, bo wiem, że ciebie tam nie było!
- To ty kłamiesz - wskazałem na niego palcem. - Byłem i czekałem czterdzieści pięć minut przed główną bra... - przerwałem uzmysławiając coś sobie.
 - Gdzie czekałeś?- spytałem już łagodniej.
 - Przed wejściem do szkoły, a gdzie? Czy nie tam byliśmy umówieni? - odetchnąłem płytko i stanąłem już w mniej bojowej pozycji.
 - Nasza szkoła ma dwa wejścia.
- Co?
- Nasza szkoła ma dwa wejścia - powiedziałem głośniej.  Potarłem nasadę nosa palcami. - Czekałem od strony parku. To jest główne wejście, ty zapewne byłeś po drugiej stronie. Jako nowy w szkole... - nie dokończyłem, bo poczułem ból w ramieniu. To Jongup odbił się od mojej szafki i przechodząc obok mnie walnął mnie z tak zwanego "bara". Zachwiałem się i przytrzymałem mocniej książki w dłoniach.
- Jesteś debilem - usłyszałem jeszcze. Potarłem lekko pieczące miejsce. Rozejrzałem się i aż odetchnąłem z wyraźnie słyszanym cierpieniem w głosie. Darmowego przedstawienia nikt nie odpuści. Zwłaszcza gdy jest szansa na to, że mogą sie bić. Nadal trzymając się za rękę przepchnąłem się przez tłum gapiów i skierowałem do najbliższej toalety. Wchodząc przez niebieskie drzwi kątem oka zauważyłem Himchana hyunga biegnącego w moją stronę. Wszedłem szybko do toalety i zbliżyłem się do umywalek. Położyłem książki na blacie i opukałem twarz. Gdy wycierałem ją papierowym ręcznikiem usłyszałem otwierające sie drzwi.
- Junnie....
- W porządku hyung. Nic mi nie jest. -odpowiedziałem z uśmiechem. Himchana jednak to nie przekonało, bo zamknął powoli drzwi i podszedł do mnie patrząc w oczy. Naprawdę nie wiem co ten człowiek w sobie ma, ale pod wpływem jego dużych oczu czuję sie malutki. I chociaż jestem od niego wyższy to przytuliłem go ściskając jak misia.
- Cii. Junnie, spokojnie. Nic się nie stało, słyszysz? Ten debil jeszcze mnie..
 - Nie- powiedziałem puszczając jego bluzkę.
- sorry- wskazałem palcem na plamę na ramieniu.
 - Nic nie szkodzi - machnął dłonią - Junhong, przepraszam że to powiem, ale już na pierwszy rzut oka widać że ten koleś cię nie trawi. Inni by to olali, a on zrobił z tego awanturę. Dokopię mu, jak kawę kocham. - zaśmiałem się z tego stwierdzenia. Wytarłem mokre policzki i spojrzałem na hyunga.
 - Dzięki, ale mnie to nie obchodzi. Nie mam zamiaru wchodzić mu w drogę, a tym bardziej pozwalać aby on wchodził na moją ścieżkę. Po prostu będę go olewał.- wzruszyłem ramionami.
 - No, moja krew - poklepał mnie po ramieniu. - Masz ochotę na lody? Możemy iść na po lekcjach do kawiarni.
- Jasne- powiedziałem zbierając z blatu moje zeszyty. - A Daehyun-hyung i Youngjae-hyung też z nami pójdą?
- Pójdą, ale trzeba najpierw ich znaleźć. - wyszliśmy na zatłoczony korytarz. Trochę skuliłem się na widok wlepionych we mnie oczu, ale obecność Channiego dodała mi otuchy.
 - Zgubili się?
 - Nie, po prostu pogodzili. Yoo chciał nam pokazać jakieś nowe drzewka które zasadzili na patio. Jung dał się namówić, ja musiałem do toalety i wymienić książki. Cóż... nadal ich nie ma - powiedział. Przeszliśmy przez korytarze w stronę ogródków, aż nagle chłopak zaczął dziwnie się uśmiechać.
  - Co się stało?- spytałem. Himchan-hyung pokazał tylko na coś palcem, więc podążyłem w tamtym kierunku. Sam uśmiechnąłem się na obrazek jaki zastaliśmy. Bowiem Damchu ganiał Youngjae po całym patio. Nie wiem o co poszło, ale Daehyun-hyung biegnący z patykiem w dłoni wygląda zabawnie. Youngjae odwracał się do niego przodem i biegnąc tyłem krzyczał, że ma za słabą kondycję i że go nie złapie. Daehyun wyglądał wtedy jakby zaraz miał się na niego rzucić.
 - Ach, te dzieciaki - westchnął Kim i wyszedł przez oszklone drzwi na jesienne słońce. To zadziwiające, że w listopadzie jest nawet ciepło... I bardzo mokro. Udałem się za starszym i usiadłem na murku, biorąc Andersona, który leżał na nim, w dłonie. Youngjae schował się za Himchana i używał go jako tarczy.
- Dorwę cię. Spalę wszystkie twoje zdjęcia. Powiem twojej mamie, że masz płytę porno! - zaczął wykrzykiwał Jung goniąc Jae wokoło najstarszego z nas. W tym czasie Yoo zaśmiewał się i nie mógł złapać oddechu.
 - Cz-czekaj. Poczekaj chwilę - wyciągnął przed siebie dłonie i przystanął. Jung zatrzymał się parę metrów od niego i spojrzał zmartwionym wzrokiem na najlepszego kumpla.
 - Wszystko w porządku? Jae?- spytał odrzucając drewniany badyl. Podszedł do Jae i położył mu dłonie na ramiona.
- Tak, tak. Po prostu się zmęczyłem.
- Usiądź lepiej. - Jung zaczął prowadzić Youngjae ku nam. Prawie zakrztusiłem się śliną, gdy powstrzymywałem wybuch śmiechu. Youngjae puścił nam oczko i uśmiechnął się lekko. Wziął Daehyuna na litość. Ha, dobry aktor z niego.
- Jae, może pójść ci po wodę?- spytał Himchan-hyung przesadnie zmartwionym głosem.
- Nie, muszę tylko odetchnąć. Dziękuję ci hyung za troskę - poklepał go po ramieniu, gdy już siedział obok mnie na murku. Nie mogąc się powstrzymać wybuchłem gromkim śmiechem. Złapałem się za brzuch i śmiałem się jak nigdy. Dae patrzył raz na mnie, raz na Kima szczerzącego zęby i w końcu na Youngjae przykładającego dłoń do ust. Nagle zaczął otwierać i zamykać usta jak ryba, co spowodowało jeszcze większą salwę śmiechu.
 - Yoo Youngjae! Nie żyjesz!!





Miłego wieczoru ^^

17 września 2014

Battle vs. Love II

Dobry wieczór kochani ;) Przedstawiam wam drugi rozdział BvsL jak to mam w zwyczaju nazywać to opko.
Mam wrażenie że ten rozdział jest krótszy niż pierwszy. Jeżeli też macie takie odczucia to piszcie w komentarzach. Dziękuje wszystkim za odwiedziny na blogu ^^


ROZDZIAŁ 2 

Przez całą resztę lekcji nie mogłem się skupić. Miałem wrażenie jakby chłopak za mną wypalał mi dziurę w plecach. Siedziałem cały zesztywniały i modliłem się, aby dzwonek jak najszybciej zadzwonił.
- na koniec mam dla was ogłoszenie, kochani- pani Jung skinieniem ręki przywołała klasę do porządku. Mówiłem, ma moc. Jak Anakin z Star Wars.- jak wiecie trzecie klasy mają bal trzecioklasistów- zaśmiała się z swojego zdania które wyszło trochę nieskładnie- dobrze, kontynuując...chodzi o to że brak rąk do pomocy. Wiem że mamy dopiero początek listopada, a bal jest w pod koniec lutego, ale będziecie mieli teraz sporo przerw od nauki i nie chcę tego odkładać na ostatnią chwilę. Zastanówcie się do końca tygodnia czy ktoś chcę pomoc. Może będą dobre oceny- dodała jeszcze widząc że prawie cała klasa...olewa ją. Bądź co bądź nastolatki nie są skore do pomocy. Ale jeżeli już jakiś prezent wchodzi w grę to się ożywiają. Tak jak teraz.
- dobre oceny?
- co będziemy musieli robić?
- spokojnie moi dro...- i w tym momencie zadzwonił dzwonek, a moje plecy przeszedł gwałtowny dreszcz. Odwróciłem się za mnie, ale Jongupa już nie było.
- porozmawiamy o tym jutro. Miłego dnia- krzyknęła jeszcze pani Jun zbierając swoje rzeczy.
-Junhong, poczekasz chwilę, dobrze?
- w porządku- powiedziałem i skierowałem się do biurka.
- wiem że Jongup wydaje się zimny i niemiły, ale to naprawdę dobre dziecko. Chce tylko abyś go oprowadził po szkole. Zrobisz to dla mnie?
- ale to żaden...
- widziałam jak siedziałeś na lekcji. Byłeś spięty.
To nie o to chodziło przemknęło mi przez myśl.
-dobrze.
- dziękuję Junhong. Na ciebie zawsze można liczyć.


-Jae odłuż to badziewie i pogadaj z nami.
-zaraz Channie.
- to nie Channie, matole, tylko Daehyun!- warknął Jung zdenerwowany do granic. Spojrzał gniewnie na przyjaciela po czym o kręcił sie na pięcie i krzyknął:
- narazie- patrzyliśmy na niego aż nie zniknął za rogiem.
- obraził się?- spytałem.
-najwidoczniej- stwierdził Himchan poprawiając okulary przeciwsłoneczne- pogadaj z nim- rzucił do Yoo.
-ja?- wskazał na siebie kciukiem.
-tak ty.- westchnął- Odkąd piszesz z tym kolesiem z instagrama nie masz dla Junga czasu.
-ale...
- on jest zazdrosny Jae. Zawsze byliście razem...jak bracia. Jest zazdrosny. Leć za nim- Channie machnął na niego ręką. Jae siedział jeszcze przez moment przy nas, aż nagle zerwał się z miejsca chwycił za plecak i pognał za swoim najlepszym przyjacielem.
- zazdrosny?- spytałem mieszając w frappe przy okazji rozbijając lód.
- całe życie byli jak papużki nierozłączki. Gdy Yoo znalazł sobie przyjaciela z sieci z którym ma wspólne tematy, Damchu czuje się odizolowany.
- myślisz?
- ja to wiem Junnie- powiedział jednocześnie targając mi włosy.
- ej- burknąłem odtrącając jego rękę i poprawiając fryzurę.
- chodź dzieciaku, pomogę odrobić ci lekcje.
- nie potrzebuje pomocy- zauważyłem.
- wiem, ale jesteś jedyny normalny w naszym towarzystwie, a chce spędzić z kimś czas.



Wszedłem do domu mając nadzieje że nikogo w nim nie będzie. Ostrożnie postawiłem stopy na panelach wsłuchując się w odgłosy z środka. Telewizor gra na pewno. To znaczy że w domu jest hyung. Rzuciłem kurtkę niedbale na wieszak i pewnym krokiem wszedłem do salonu. Zaraz jednak zatrzymałem się w przejęciu i spojrzałem na mamę która siedzi na kanapie i spogląda na zegarek.
Mam przekichane.
-mamo?- spytałem cicho, chcąc powiadomić kobietę o moim powrocie.
- Choi Junhong. Gdzieś ty był?- zaczęła wymachiwać rękoma-Wiesz która jest godzina? Już po dwudziestej. Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś i nie powiedziałeś że gdzieś idziesz? Ja tu się martwię że...
- martwisz się?- przerwałem jej mając dość tych bzdur- Ty się martwisz? Dla ciebie liczy się tylko twoja praca. Ja i hyung spadliśmy na ostatni plan. Spójrz prawdzie w oczy- zacząłem krzyczeć- Nie ma cię w domu i nawet nie wiesz czy mam jakieś kłopoty. Już nic o mnie nie wiesz. Nie spytasz się mnie czy potrzebuje jakieś rady od matki czy mi w czymś nie pomoc. I nie jestem już dzieckiem- wytarłem policzki które nie wiadomo kiedy stały się mokre- Już dawno przestałem nim być. W dzień w który zostawiłaś mnie pod opieka hyunga. Wiesz co? Nie dziwię się że tata na tych delegacjach jest tak długo. Pewnie znalazł sobie w Tokyo jakaś lepszą...- i w tym momencie poczułem jak po moim policzku rozchodzi się ciepło a następnie ból. Złapałem się dłonią za niego już nawet nie próbując powstrzymywać łez. Spojrzałem się na mamę. Drżała i przyciskała dłoń do ust.
- ...kobietę- dokończyłem- Już nie będę ci wchodził w paradę. Możesz zająć się pracą- powiedziałem po czym skierowałem się do swojego pokoju. Otworzyłem szafę i wyciągnąłem podkoszulek. Wepchnąłem go do swojego plecaka, który to nadal był na moich plecach. Jeszcze tylko wymieniłem książki na jutrzejsze lekcje i wyszedłem z pokoju. W salonie nie było już mamy. Spojrzałem na papiery porozkładane na ławie. Praca. Nawet w domu. Założyłem swoje znoszone air forcy i wyszedłem. Tak po prostu.


Stałem cały przemoczony w cienkiej kurtce, przed dobrze mi znanymi białymi drzwiami. Przestępowałem z nogi na nogę nie wiedząc czy przycisnąć mały czarny przycisk, czy odwrócić się tyłem do drzwi i iść przed siebie. Spojrzałem się na swoje dłonie, które od zimna zrobiły się lekko czerwone. Przejechałem nimi po mokrych blond włosach zaczesując je do tyłu, po chwili jednak pokręciłem głową tak że woda z włosów ochlapała drzwi, a one same zleciały mi na oczy. Odetchnąłem z irytacji i wyciągnąłem dłoń w kierunku dzwonka. Nawet mój palec nie dotknął przycisku, a drzwi otworzyły się i stanął w nich uśmiechnięty Youngjae.
- dłużej się nie dało?- spytał na wstępie ciągnąć mnie za rękaw.
- przepraszam. Pokłóciłem się z ma...
- wiem co się stało, bo wtedy zawsze przychodzisz do mnie- przerwał mi z uśmiechem.- poczekaj tu chwilę. Przyniosę ręczniki. Gdybyś wszedł tak do środka nie chciał byś wiedzieć co moja mama by ci zrobiła.- powiedział ciszej.
- Yoo Youngjae, nie strasz Junniego- w przedpokoju pojawiła się niska kobieta. Yoo podskoczył w miejscu i złapał się za serce. Mama Jae była zadziwiająco do niego podobna. Te same pulchne policzki i brązowe oczy. Gęste ciemne włosy odziedziczył jednak po ojcu. Jego brat też jest do niego podobny. Trochę wyższy z jaśniejszymi włosami, ale maja tak samo zadarte noski. Ogółem Jae, jest do pieszczenia,tulenia, gadania i czegokolwiek człowiek sobie zażyczy. Jest po prostu świetnym przyjacielem.
- mamo!- krzyknął i obrócił się do swojej rodzicielki- nie strasz mnie. Junhong dzisiaj u nas śpi.- poinformował ją i chciał objąć mnie ramieniem, ale w porę przypomniał sobie że nie ma na mnie suchej nitki.
- w porządku. Youngwon zawiezie was jutro do szkoły. Dobranoc Junnie- podeszła do mnie i ucałowała w policzek- i przyłóż lod do policzka.
- a ja?- jęknął jej najmłodszy syn.
- dobranoc Younggie- jego również pocałowała i z śmiechem skierowała się do swojej sypialni.
- twoja mama jest...
- wiem- powiedział z wymuszonym uśmiechem- teraz po ręczniki...i lód.

Już przebrany w suche i należące do brata Jae ubrania siedziałem na dywanie opierając się o łóżko. Woreczek z lodem przykładałem do czerwonego policzka. Nie wiedziałem że mama aż tak mocno mnie...mnie.... Że mama ma aż tyle siły.
- no, to o co poszło tym razem- spytał Jae wchodząc do pokoju z przekąskami. Drzwi zamknął nogą i rzucił wszystko co miał w rękach na dywan. Odrazu dobrałem się do pianek.
- o to samo co zwykle. Byłem u Himchana hyunga. Pomagał mi z fizyką. Przyszedłem trochę później. Miałem nadzieję że mamy nie będzie.
- ale była- dodał Jae przeżywając żelki.
- niestety- otworzyłem swoje opakowanie pianek i wpakowałem odrazu dwie.- zaceła mówic ze se o mne...
- Junnie błagam cię zjedz to i dopiero mów- przerwał mi Youngjae. Przełknąłem więc pianki i kontynuowałem.
- zaczęła mówić że się o mnie martwi. Powiedziałem jej wtedy wszystko to co we mnie siedziało.
- i za to cię spoliczkowała?
- niee- burknąłem wpychając do ust kolejną piankę.
- Junhong co jej powiedziałeś?
- zedwadaznelizsobiinna- powiedziałem szybko z pełnymi ustami. Zaraz jednak zostałem zdzielony przez głowę- no cho?
- przeżyj i mów- warknął starszy.
- o Boże- jęknąłem.- powiedziałem że tata pewnie znalazł sobie inna kobietę. Lepszą-dodałem. Ukryłem twarz w dłoniach i wydałem z siebie dziwny dźwięk.
- Junnie, błagam nie możesz tak mówić do swojej mamy- usłyszałem plask i już wiedziałem że Jae strzelił sobie dłonią w czoło.
- no wiem...ale mnie poniosło.
- musisz ja przeprosić.- powiedział poważnie odkładając opakowanie żelków na obrotowe krzesło.- i pogadać. Wytłumacz jej że też potrzebujesz jej uwagi.
- to nie jest takie proste!- powiedziałem kładąc sobie głowę na kolanach.
- wiem...
- nie, nie wiesz Jae. Ty masz kochającą się rodzinę. Mamę która zawsze znajdzie dla ciebie czas. Tatę z którym możesz pogadać i brata z którym możesz się wyszaleć. Nie wiesz jak to jest - powtórzyłem obejmując głowę ramionami.
- masz racje. Mogę sobie to tylko wyobrazić. I właśnie to robię. Twoja mama jest kobieta pracowitą, spełniającą się zawodowo. Potrzebuje tego do szczęścia. Co nie znaczy że ty jej nie jesteś do tego potrzebny. Ona na pewno uważa że ty już dorosłeś. Że nie potrzebujesz jej przy każdym kroku. Musisz jej to uświadomić że jednak chciałbyś aby ona była przy tobie.
- ciekawe jak?- powiedziałem patrząc na bruneta.
- rozmowa.
- tylko jak ja jej teraz w oczy mam spojrzeć? Powiedziałem taką rzecz. A ja naprawdę tak nie myślę! Powiedziałem to w gniewie- zacząłem histeryzować co objawiało się u mnie wymachiwaniem rękoma i piskliwym głosem.
- chodź tu- Youngjae objął mnie ramionami i zaczął głaskać po głowie. Wtuliłem się w jego klatkę piersiową, próbując unormować oddech.- jej też jest pewnie wstyd. Bądź co bądź...uderzyła cię. Musicie się dogadać. Kup kwiaty i przeproś, dalej samo wszystko się potoczy.
- myślisz?- spytałem wycierając kąciki oczu.
- tak myślę- odparł pocierając moje plecy.
Siedzieliśmy jeszcze moment w takiej pozycji czekając aż moje dreszcze przejdą do końca. Po chwili odsunąłem się od Jae uśmiechając słabo.
- dziękuję- powiedziałem cicho.- zawsze mogę na ciebie liczyć.
- a ja na ciebie- odparł podając mi opakowanie pianek. Zaśmiałem się i przyjąłem je z chęcią. Ugryzłem niebiesko białą i delektowałem się ich słodkim smakiem.
- gadałeś z Damchu?- spytałem niby od niechcenia.
- tak.
- i co?
- w porządku. Channie chyba miał rację. Daehyun wydaje się być zazdrosny. Tylko nie wiem o co. Nie pisze przecież tak często...
- piszesz- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Już nawet dzieci Jae(jego aparaty)odeszły na dalszy plan. Teraz jest tylko chłopak z instagtama który tak jak Youngjae uwielbia sztukę.
- naprawdę?
- ostatnio padł ci przez to telefon- przypomniałem. Po bodajże czwartej lekcji w piątek, telefon Jae padł z przemęczenia. Podpowiem że ciągle na nim pisał. Z relacji Daehyuna hyunga i Himchana hyunga pisał na nim nawet na lekcji, a gdy nauczycielka od chemii spytała go się o podaje wzoru na jakiś kwas, on odpowiedział" gdyby Shakespeare był kobietą, Romeo już dawno przeleciał by Julie." Cała klasa pokładała się z śmiechu, ale Yoo był zawstydzony, a pani Lee zniesmaczona. Skończyło się tylko na uwadze i zabraniu telefonu. O zgrozo!
- mniejsza z tym. Po prostu dobrze mi się pisze z tym chłopakiem. Mamy takie same poglądy. Jest miły i uprzejmy. Lubi piosenki Musiq Soulchild! Rozumiesz zna ich i lubi ich piosenki!
- ja też ich znam i lubię ich piosenki- powiedziałem na co brunet spojrzał na mnie sceptycznie- ojej, jedną piosenkę.
- dobra. Zmieńmy temat.
- na co?
- jak tam koleś z twojej klasy?
- ten nowy?
- ehe.
- miałem go oprowadzać dzisiaj po szkole...pani Jun mi kazała- zadałem szybko gdy Jae spojrzał na mnie z pytaniem w oczach.
- ach, pani Jun. Twoja potajemna miłość.
- nieprawda! Nie kocham jej!
- dobrze, dobrze. Co dalej?
- nic. Nie przyszedł- powiedziałem. Czekałem na niego dzisiaj pod szkoła czterdzieści minut. Czterdzieści minut marzłem i byłem głodny, a on się nie pojawił. Dobrze że godzinę po mnie chłopaki kończyło zajęcia więc spokojnie mogliśmy iść na ciacho i kawę.
- cham.- skwitował Jae
- co nie? I to jaki- powiedziałem. Spojrzałem się na Jae po czym wybuchliśmy gromkim śmiechem. Mam siedemnaście lat, a plotkuje jak sześćdziesięciolatka na bazarze. No pięknie.



I informacja. Począwszy od rozdziału trzeciego, opowiadanie będzie sprawdzała Natalia Kiryk. Powitajcie ją ciepło bo to osoba ktora pomaga w tworzeniu bloga. A co do Natali- cieszę się że zgodziłaś się sprawdzać te piśmiaki. Dziękowałam ci za to już na gadu i kakao, ale chcę jeszcze raz. Tak więc DZIĘKUJE BARDZO.
Liczę na komentarze i...
Do zobaczenia ;*

10 września 2014

Battle vs. Love I

Więc tak...taka tam niespodzianka ^^ Mam nadzieję że przyjmiecie to opowiadanie ciepło. Jeszcze nie wiem ile będzie miało rozdziałów, ale na pewno będzie dłuższe niz "Understanding". Może 20 a może 30? Zobaczymy ;). Nazwy pairingu też nie dodaje. Zobaczycie go czytając to opko. Chętka naszła mnie oglądając trailer do najnowszej części "Step Up". I odrazu zaznaczam że jest to zwykłe opowiadanie opowiadające ( ^^ )o zwykłych chłopakach( i nie tylko ) i ich losach. Takie tam na odstresowanie. Miłego czytania i proszę o komentarze.


ROZDZIAŁ 1.
Obrót, wyskok, przysiad z kolejnym obrotem, odchylam się do tyłu, robię salto i ląduje na tak zwanych czterech łapach. Słyszę głównie wiwaty i brawa, ale mój przeciwnik nic sobie z tego nie robi i zaczyna tańczyć. Ja- dance Machine, on- b-boy. Nasze style tak się różnią od siebie, jednak uwielbiam na niego patrzeć. Już od czterech miesięcy przychodzę do tego klubu, bo wiem że i on tu będzie. W swoich ciężkich butach i bejsbolówce z bykiem, zasłaniającej oczy. Pamiętam naszą pierwszą bitwę. W klubie znalazłem się przez przypadek. Mój starszy brat zabrał mi klucze od domu i nie miałem jak się do niego dostać. Gdy do niego zadzwoniłem dowiedziałem się że jest w klubie "Apokalipsa". Wszedłem do niego bez żadnych problemów. Ochroniarz przepuścił mnie chyba tylko dla tego że byłem wyższy od niego. Szukałem brata wzrokiem po klubie, ale nigdzie nie widziałem jego czerwonej czupryny. Zacząłem kierować się więc w stronę baru mając nadzieje że go tam znajdę i wrócę spokojnie do domu. Niestety wpadłem na jakiegoś niższego typka przy okazji rozlewając mu czarny płyn na śnieżnobiałej koszuli. Zacząłem go przepraszać wycofując się do tyłu. W momencie w którym odwracałem się w stronę wyjścia straciłem ręką wszystkie szklanki jakie stały na ladzie baru. Cała ich zawartość poleciała prosto na spodnie chłopaka przy nim siedzącego. Ten jednak nie olał mnie jak ten poprzedni tylko zaczął krzyczeć że zalałem mu telefon. Go również zacząłem przepraszać, ale on powiedział że to go gówno obchodzi. Zacząłem panikować i rozglądać się próbując już na siłę znaleźć w tłumie brata. Wzrok zatrzymałem na konsoli DJ który akurat zapowiadał jakąś bitwę, cokolwiek to znaczyło. Koleś którego oblałem niespodziewanie złapał mnie za łokieć i zaczął kierować się na parkiet który nagle zrobił się pusty. Gdy tylko stanąłem obok niego w około nas utworzyło się spore kółko gapiów. DJ puścił jakąś skoczna piosenkę i mój poszkodowany zaczął tańczyć. Wtedy zrozumiałem co to za bitwa i nie wiedząc dlaczego przyjąłem jego wyzwanie. W końcu potrafię to robić. Chodzę na zajęcia taneczne. A potem zrozumiałem dlaczego to zrobiłem. Dla jednego powodu- rozrywki. Pomyślałem dlaczego by nie spróbować czegoś innego? Ja zawsze posłużny i grzeczny syn, który przynosi do domu dobre oceny i ma pełne zaufanie od rodziców, nigdy nie spróbowałem niczego zakazanego. A wizja bitwy z tym chłopakiem wydawała się mi właśnie taka. Zakazana. Grzeczny Junhong zmienił się wtedy na pełnego temperamentu i nie bojącego się niczego Zelo. Taki byłem tylko w piątki w nocy. W szkole pozostawałem małomównym dzieciakiem. Bo każdy mnie za takiego uważał. Nie posiadałem znajomych. Tylko trzech zaufanych i pokręconych przyjaciół. Daehyuna zwanego Damchu, świrniętego miłośnika sernika i czekolady, który kiedy ją przedawkuje zachowuję się jak na haju. Youngjae miłośnika Andersona- swojego aparatu. Tak nazwał aparat. Wszystkie nazywa. Oraz Kim Himchana grupową dive, który uwielbia pić kawę. Naprawdę uwielbia, bo potrafi wypić cztery duże mrożone americano, a po nich zachowuje się podobnie jak Dae po czekoladzie. Gdyby nie oni siedział bym przez cały dzień w swoim pokoju i odrabiał lekcje. To oni popchnęli mnie w kierunku tańca za co jestem im bardzo wdzięczny. To oni wyciągali mnie na próbowanie każdej z kaw. Co skończyło się paroma krztuszeniami. Najlepsza okazała się być frappe, najgorsza- americano( po werdykcie musiałem przeprosić Channiego, za to ze mi nie zasmakowała). I to oni nauczyli mnie pływać. No dobra pływać nauczył mnie Damchu i Himchan, bo Jae był zbyt pochłonięty fotografowaniem przyrody wokół jeziorka. Ale to jednak dzięki mojemu bratu poznałem Moona. B-boy'a, który tracił mnie ramieniem, na znak abym kontynuował walkę. Ja jednak spojrzałem na zegarek umieszczony na moim nadgarstu. Nie jest dobrze, Moon się spóźnił na naszą co tygodniowa bitwę, i teraz muszę wracać do domu. Podniosłem ręce na znak przegranej i bez żadnego pożegnania udałem się do wyjścia. Bo właśnie tak to zazwyczaj wygląda. Tańczymy pomiędzy sobą mniej więcej cztery piosenki. Następnie DJ zagaszcza na parkiecie i pyta sie kto wygrywa. Głośniejsze krzyki i wiwaty wyznaczają zwycięzcę. Potem rozstajemy się i, albo wtapiam sie w tłum i tańczę jeszcze chwile, lub odrazu uciekam do domu. Na samym początku zaznaczałem sobie kto wygrał bitwę, ale od pewnego czasu tego nie robię,ponieważ gdy mój brat spojrzał na ścianę z kalendarzem i zauważył zaznaczone na zielono cyferki, stwiedził że w te dni właśnie się masturbuje. Jednak wolę uniknąć rozmów na temat penisa i dziurek od klucza(cokolwiek to znaczy). Pseudonim Moona poznałem przy czwartej bitwie, kiedy to właśnie DJ podszedł do mnie i zapytał jak ma mnie przedstawiać. Odrazu odparłem Zelo. Ksywkę zaczerpnąłem z greckich mitów. Zelos- imię boga współzawodnictwa. Taki nick mam na "World of worcraft".
 Wybiegłem szybko przed główne wejście, przy okazji potrącając kogoś ramieniem. Odwróciłem się szybko i jeszcze szybciej rzuciłem przeprosiny. Jeżeli za dwadzieścia minut nie będzie mnie w domu dostanę bure od mamy. Nie chce myśleć co by sie stało, gdyby dowiedziała sie o moich co tygodniowych wypadach do klubu. Heh, w sumie pewnie nic. Moi rodzice są tak zapracowani że już nie pamiętam kiedy razem jedliśmy obiad. Albo byle jaki inny posiłek. Tatę w domu można zastać średnio co półtora miesiąca i to na parę dni. Delegacje do Japonii są czasochłonne, ale również dobrze opłacalne. I jestem pewny ze z pensji taty spokojnie przetrwali byśmy miesiąc, ale nie mama też musi pokazać ze jest niezależną kobietą i że zasłużyła na stanowiska prezesa banku. Mam prawie wszystko. Ubrania, własny pokój, zwariowanych przyjaciół, równie pokręconego brata, tylko brak mi w tym rodziców.
 Puściłem się biegiem gdy miałem do pokonania jeszcze tylko jedną ulicę do domu. Olałem nawet swój beret który zwiało mi z głowy jakieś pięć minut temu. Gdy byłem już pod swoim blokiem z ulga przyjąłem fakt że w naszym domu jest ciemno. Szybko wpisałem kod do furtki i gdy usłyszałem znane bzyczenie, znowu zacząłem biec do tylniego wejścia. Nie jestem głupi aby wchodzić przez główne. Portier który pilnuje porządku, mógłby wszystko wygadać mamie i po moim małym innym świecie zostały by tylko wspomnienia. Wpisując już kod do mieszkania mogłem sobie pozwolić na złapanie oddechu. Oparłem sie o drzwi i złapałem kilka głębszych oddechów. Przechodząc obok lustra w przedpokoju zauważyłem że wychodząc z "apokalipsy" nie sciągłem maski. Bo jakoś tak nie miałem pomysłu jak zamaskować twarz, aby w wyjątkowym przypadku nikt mnie nie poznał.
 Gdy moje serce nie biło już szaleńczym rytmem, skierowałem sie do swojego pokoju aby przebrać się w piżamę. Bo jak to godzina dwudziesta druga a Junnie jeszcze nie śpi? Czasem się naprawdę zastanawiam czy moja mama myśli że zatrzymałem się w przedszkolu. Bo mając siedemnaście lat chyba mógłbym wracać później niż o dziewiętnastej. A wspomne jeszcze że wyjść mogę dopiero po odrobieniu lekcji. Czyli mam dwie godziny dla siebie. Bo kończę lekcje o piętnastej, a lekcje odrabiam mniej więcej półtorej godziny. Olewając to że w wtorki i czwartki mam zajęcia z kółka tanecznego. Oj tak, życie nastolatka jest ciężkie.

Nienawidzę poniedziałków. Oj tak to jest absolutna prawda. Wstanie za piętnaście siódma? Spoko. Spacerek dwadzieścia minut do szkoły? Dla mnie git. Ale żeby w poniedziałek-pierwszy dzień po weekendzie mieć pierwszą fizykę? To już lekka przesada. I ja naprawdę lubię ten przedmiot...tylko nauczyciela nie. Już od pierwszej klasy ma na mnie uczulenie. I chyba wiem dlaczego. Kiedy w pierwszej klasie szedłem do tablicy aby rozwiązać zadanie, położyłem swój podręcznik na biurku nauczyciela. Równanie rozwiązałem i szczęśliwy dostałem pierwsza ocenę z fizyki-piątkę. Prawą dłoń miałem brudną od kredy, więc chciałem podręcznik chwycić lewą i iść do swojej ławki. Niestety coś mi nie poszło i podręcznik ześlizgnął się z biurka po drodze zabierając z sobą wszystkie szklane rzeczy jakie były na nim. Pamiętam jak ostatnie probówki przez dwie sekundy bujały się na krawędzi biurka, aż razem z zawartością nie poleciały na parkiet. Zacząłem przepraszać, ale gdy spojrzałem na twarz profesora wiedziałem że mam przechlapane. Więc tak... nienawidzę poniedziałków.
Jak ja się cieszę ze w naszej placówce wszystkie klasy mają razem przerwę na obiad. Siedziałem właśnie z Dae, Jae i Himchanem przy naszym zwyczajowym stoliku i jak co poniedziałek zajadaliśmy się pizzą. Kto zjadł z nas najwięcej? Oczywiście że Daehyun bo on w swoim brzuchu pomieści wszystko. Chociaż ma poważną konkurencję w postaci Chana. Nie zdziwił bym się gdyby zjadł jeszcze swoje czekoladowe ciasteczka, które zawsze ma z sobą(a mówiąc zawsze, ma je zawsze)
- już nie mogę- Dae odsunął od siebie talerz z jeszcze jednym trójkącikiem. Wymieniłem z Jae zdziwione spojrzenia.
- ale jak to nie możesz?- spytał Yoo odkładając Melanie(swój aparat) na stół.
- nie mogę. Nie chce. Jestem pełny. Najedzony. Nie zmieszczę więcej...wymieniać dalej?
- hyung, wszystko w porządku? Zawsze zjadasz cztery kawałki pizzy.
- zjadłem dzisiaj na śniadanie podwójną porcje płatków- odparł głaszcząc się po brzuchu.
- majtków?- spytał Jae.
- co?- powiedział Kim.
- jakich majtków? Co majtków? Dlaczego ja nic nie wiem?
- to my nie wiemy o co chodzi! Daehyun hyung, zjadł podwójną porcję płatków.
- nevermind- rzucił Dae i wyciągnął z plecaka znane fioletowe pudełeczko- ciasteczko?- spytał się Jae podtykajac mu pudełko pod nos.
- nie, dziękuję. Jadłem obiad.- zwyczajowa gadka. Zaraz spyta się...
- ciasteczko?- pokazał na opakowanie, a ja już z  przyzwyczajenia chwyciłem jedno i wpakowałem sobie całe do ust. Himchana nawet nie częstuje, bo wie że nie zje. Kiedyś miał bardzo przykre spotkanie z maką, oliwa i jajkami w domu Junga, gdy ten właśnie piekł ciastka. Powiem tylko tyle że do dzisiaj boi się foremek.
- chłopaki- zwrócił się do nas Damchu, zbierając okruszki z pudelka palcem.
- hmm?-mruknął Youngjae
- co było pierwsze. Jajko czy kura?
- Daehyunnie- Yoo spojrzał na niego z politowaniem.
- ale ja się na serio pytam. Jajko czy kura.
- w sumie, nie wiem- powiedziałem, zastanawiając się. Pytanie które wszyscy, zadają wszystkim. Ale jaka jest odpowiedź?
- jajko- wykrzyknąłem razem z Jungiem, zwracając tym samym uwagę na nasz stolik.
- kura, jełopy- mruknął Youngjae chowając Melanie do etui.
- a właśnie że jajko.
- kura.
-jajko.
-kura.
- jajko.
Spojrzałem z nadzieja na Himchana, ale widząc jego wzrok mówiący" nawet mnie w to nie mieszaj" odpuściłem. Taa, jak Daehyun i Youngjae zaczną się kłócić, nie ma bata. Nic nie wskurasz. Będę sie sprzeczać, aż nie znajdą odpowiedzi. Zawsze przeprosi ten który sie mylił. I zawsze jest to Daehyun. Kiedyś się pokłócili o rzęsy. A dokładniej to o to czy rosną. Daehyun twierdził że oczywiście, rosną. Jae za to odwrotnie. Chyba wiecie kto kogo przepraszał.
 Wstałem gwałtownie od stolika, tak że wywróciłem krzesło. Znowu połowa stołówki skierowała zaciekawiona spojrzenia na nas.
- aishh- mruknąłem sięgając krzesło.
- nie przeklinaj- skarcił mnie Himchan.
- Junnie, ty sobie kiedyś coś zrobisz, kaleczko- Damchu zaczął zbierać swoje manatki, tak samo jak reszta.
- ja?
- tak ty- wskazał na mnie palcem- bo tylko ty potrafisz przewrócić się na prostej drodze. O własne nogi- dodał.
- mówisz mi hyung, że jestem kaleką?
- yep.
- no dobra. A kto nie zdał do trzeciej klasy bo w ciągu roku miał cztery razy nogę w gipsie. Ta samą nogę- podkreśliłem.
- wygrałeś- warknął.
- Junhong-jeden. Daehyun hyung- zero.


Równo z dzwonkiem opuściliśmy stołówkę i skierowaliśmy się na drugie piętro. Tylko w poniedziałki po przerwie obiadowej mamy lekcje obok siebie. Chłopaki matematykę, a ja swój ukochany przedmiot- historię. Lubię słuchać o rzeczach które już się nie wydarzą. Tak samo lubię osobę ucząca tego przedmiotu. Nauczycielkę a jednocześnie naszą wychowawczynie. Panią Jun Hyoseong. Jest to niska kobieta przed trzydziestką. Potrafiąca zarazić szczerym uśmiechem. Lubię ją nie tylko za uśmiech. Jest po prostu tak miła i uczynna że każdy w klasie ją lubi i ma do niej respekt. Podczas sprawdzianu gdy nie możesz sobie z czymś poradzić podejdzie do ciebie i poda parę wskazówek tak aby ułatwić ci rozwiązanie tego. Gdy masz problem lub zrobiłeś coś złego, nie idzie odrazu do dyrekcji tylko załatwia sprawę po cichu. Chyba że to naprawę grubsza sprawa.
 Usiadłem w swojej ławce, odrazu wyciągając potrzebne rzeczy. Poukładałem wszystko równo i czekałem na panią Jun.


Gdy zabrzmiał dzwonek, a nauczycielka jeszcze nie przyszła po klasie rozległy się szepty. Bo nauczycielka Jun jeszcze nigdy się nie spóźniła. Zawsze na czas. Przebiegłem wzrokiem po klasie, ale widząc ze każdy zajmuje się sobą także olałem spóźnienie nauczycielki. Położyłem więc ramiona na ławce i ułożyłem na nich głowę. Jeżeli nikt się nie przejmuje, to ja też nie.
 Po kolejnych pięciu minutach drzwi do sali rozwinęły sie i weszła przez nie pani Jun. Za nią smętnie stoczył się jakiś chłopak. Najpierw uderzyło mnie to jak jest ubrany. Ciężkie buty, poprzecierane spodnie. Zwykła biała koszula, której rękawy podwinięte zostały do łokci. I byle jak zawiązany krawat. Ale w oczy rzucał się nie jego strój, ale włosy. Fioletowe włosy stały do góry dumnie się panosząc.
 Stanął obok nauczycielki i podniósł głowę. Odrazu przejechał wzrokiem po całej klasie. Nie wiem dlaczego ale pod wpływem jego kocich oczu po plecach przeszedł mnie dreszcz.
- proszę o ciszę kochani. Chce wam kogoś przedstawić- skinęła na chłopaka palcem tak aby przybliżył się do niej- to jest Moon Jongup. Wasz nowy kolega. Powiedz coś Jongupie.
- miło mi. Mam nadzieję ze przyjmiecie mnie ciepło- powiedział tak jakby mówił to już któryś raz z rzędu. Miał ciepły i miły dla ucha głos. Parę dziewczyn westchnęło i podparło się na ręce, aby lepiej obserwować nowo przybyłego gościa.
- ja też mam taką nadzieję- powiedziała pani Jun klepiąc Jongupa po ramionach- usiądź proszę za Junhongiem- wskazała na mnie palcem, a mnie po raz kolejny przeszły ciarki gdy Jongup spoczął na mnie wzrokiem. Patrzył się przez moment wogóle się nie ruszając aż nagle ukłonił się nauczycielce i zaczął kierować się do ławki za mną. Przez całą drogę patrzył sie na mnie(lub ja mam zwidy i po prostu patrzył sie na swoje biurko) Gdy przeszedł obok mnie do moich nozdrzy doleciał zapach jego perfum. Męski, który od razu się mi spodobał.
-Junhong- otrzeźwiałem i zdałem sobie sprawę że każdy w klasie sie na mnie patrzy.
-tak?
- jako przewodniczący oprowadzisz Jongupa po szkole, dobrze?
- tak proszę pani- odparłem.
Mam złe przeczucia.

A tak oto prezentują się nasi rywale podczas swoich bitew w "Apokalipsie". Szukałam zdjęć po tumblr, a okazało się że mogłam ich normalnie szukać w google grafika i też będą fajne.^^ Zmarnowałam dzień na to!

03 września 2014

Wedding...

Jak zauważycie na blogu zaszły pewne poprawy. Nazwy pairingu nie będę dodawać w tytule posta, a pod nim. Tak samo jak "coś od siebie" będę pisać na górze zamiast na dole. Więc...
coś od siebie- napisałam tego shota niedawno. Naszła mnie ochota na opisanie Daehyuna i Zelo w takiej sytuacji, gdy oglądałam starą płytę z ślubu mojego brata. A dlaczego by nie? Pomyślałam. Cóz co z tego wyszło widzicie poniżej. Mam nadzieje ze chociaż trocheje się spodoba. I oczywiście proszę o komentowanie^^


Tytuł: Wedding...
Pairing: DaeLo

-Bang, błagam cię. Ten czarny był dobry- Jęknąłem opierając się o zagłówek sofy.
- ale czy ten nie jest lepszy? Nie chcę całego czarnego. Wyglądam jak gangster.
- to górę weź czarną, a dół biały.
- pogieło cię? Jieun by mnie zabiła.
Zrezygnowany wstałem i skierowałem się do wieszaków. Mój najlepszy kumpel Bang Yongguk bierze ślub. Ślub który odbywa się już za dwa dni, a on nadal nie ma garnituru. Ślub który bierze z jego wymarzoną kobietą -Jieun. Ślub którym podnieca się już od czterech miesięcy. Ślub na którym będę jego świadkiem i jako dobry przyjaciel muszę pomóc wybrać mu garnitur. Tylko że gdy się zgodziłem nie wiedziałem że w sklepie spędzimy bite dwie godziny.
Podeszłem do wieszaków za Yonggukiem i zacząłem przebierać.
- nie. Nie. To nie. A to?- spojrzałem się na zwykłą czarną koszulę. Odwróciłem ją tyłem do siebie i odłożyłem odrazu. Kto pisze na koszuli do ślubu " Boże spraw aby przewróciła się o welon"? No nic zacząłem dalej przesuwać wieszaki- nie. Nie. Nie. Jeszcze raz nie. O Boże nie. Taaak!- wykrzyknąłem gdy znalazłem to czego szukałem. Zwykłą prosta białą koszulę z czarnymi guzikami. Wprost idealna na ślub.
Odwróciłem się z swoją zdobyczą w stronę pana młodego. Uśmiech jaki zagościł na jego ustach gdy spojrzał na koszulę utwierdził mnie że dobrze trafiłem. Podałem mu ją, a on odrazu założył ją na swoje wysportowane ciało. Czasem naprawdę zazdroszczę mu tego sześciopaka. Ja sam posiadam coś na wzór jednopaka. Pogłaskałem się po brzuchu myśląc że jednopak mi wystarczy. W końcu dla sernika mogę porzucić nawet bycie wysportowanym.
- Dae. Dae-poczułem jak ktoś potrząsa moim ramieniem. Podniosłem wzrok znad stop wprost na Yongguka, odzianego prawie w pełen garnitur.
- woow, Gukkie. Wiesz gdybym nie pomagał ci ubierać się na ślub, sam bym się Toba zainteresował.
- nie żartuj sobie. Jest w porządku?
- w porządku chłopie? Nie żartuję. Podmienili cię w tej przymierzalni? Gdzie się podział Bang uwielbiający szare koszulki?!Wyglądasz...olśniewająco-powiedziałem przyglądając się Yonggukowi. Ubrany w czarne sztyblety, czarne spodnie, koszulę którą mu wynalazłem i zwykły pasujący do wszystkiego kolorem śledzik, wyglądał jak ciacho.
- załóż marynarkę- poradziłem. Wziął ją z oparcia krzesła. Podeszłem do niego i pomogłem ją założyć.
- no. Jieun dobrze wybrała- powiedziałem wygładzając jego krawat.
Po zapłaceniu dziwnie małej sumy wyszliśmy z saloniku. Targaliśmy trzy torby. To znaczy ja targałem jedną, Yongguk dwie. Taki macho że nie pozwoli młodszemu koledze ponieść toreb.
-idziemy na...- przerwałem ponieważ usłyszałem irytujący dzwonek komórki Banga. Kto w lipcu jako sygnał ma ustawione "Last Christmas"?- zmień to bo kiedyś rozbije ci go na głowie-mruknąłem zakładając torbę na nadgarstek, a dłonie schowałem do kieszeni spodni.
- nie. Lubię ta piosenkę- odparł i odebrał telefon do którego  cały czas szczerzył. Jak mniemam dzwoni...
-Jieun, gdzie jesteś?- zawsze się tak witają. Nie ma "hej myszko". Jest "Jieun, gdzie jesteś?"
-okej. Spróbuję. Dobrze. Wiem. Wiem. Wiesz jaki on jest- czy mówią o mnie?- wiem jak go przekupić- taaa, mówią o mnie. Spojrzałem się na Guka, a on na mnie. Uśmiechnął się lekko i już wiedziałem że mnie w coś wkopał.
-pa. Też cię kocham.- rozłączył się i spojrzał na mnie-Daehyunnie
-to co mam zrobić?- spytałem na wstępie wiedząc że coś ode mnie chce.
- na sali są jakieś problemy. Pojechał byś ta.. Ja jadę z Jieun na...
-wiem gdzie jedziecie i wiem że mnie nie zabieracie!- burknąłem niczym małe dziecko zakładając ręce na klatkę piersiową.
- przywiozę ci trochę sernika-odebrał ode mnie torbę- dzięki.
- ma być cała blacha. Nie kawałek, a cała blacha- krzyknąłem za nim, ale widząc że skręca w uliczkę odetchnąłem z irytacji.
- żeby się kurwa bujali-powiedziałem na głos, tak że starsza pani przechodzącą obok mnie z wnuczką zasłoniła jej uszy i spojrzała na mnie gniewnie.
- to nie o pani. To o parze młodej- tym stwierdzeniem chyba naraziłem się jej bardziej bo złapała dziewczynkę za rękę i z uniesiona głową poszła w stronę lodziarnia z której dopiero wyszliśmy. Już więcej mnie do niej nie wpuszcza.


Na salę którą wynajęli (niedługo) państwo Bang dojechałem po czterdziestu minutach. Po dwóch przesiadkach i dziesięciu minut dojścia piechotą stanąłem przed hotelem. Utrzymany w starym stylu dworek robił wrażenie nawet na mnie. A mnie trudno czymś wzruszyć.
Wszedłem przez duże drzwi do recepcji. Już tutaj parę osób kręciło się przy komputerze i sprawdzało czy robi wszystko z wytycznymi świadka. Tak nie jestem jedynym świadkiem na tym ślubie. Jieun zamiast druhny, wybrała sobie świadka. Parę dziewczyn podobno mówiło jej że druhny przynoszą pecha, więc Jieun czym prędzej wybrała swojego kuzyna Junhonga. Nie widziałem chłopaka. Dzisiaj mam go poznać. Wiem tylko tyle że ma brązowe włosy, jest wysoki i blady. To nie za dużo, ale Jieun stwierdziła że odrazu go rozpoznam.
Podszedłem do dziewczyny która siedziała za biurkiem.
-dzień dobry- Przywitałem się jak na dżentelmena przystało.
- witam- odparła poprawiając włosy- w czym mogę pomóc?
- w którą stronę do sali bankietowej, dekorowanej na ślub dwudziestego lipca?
- proszę iść cały czas prosto przez ten korytarz- wskazała drzwi po mojej prawej stronie- dojdzie pan nimi na sale bankietową.
- dziękuję.
- proszę bardzo- uśmiechnęła się do mnie, a ja pomyślałem że jest naprawdę ładna. Krótkie kręcone brązowe włosy i uroczy uśmiech. Pewnie ma powodzenie.
Skierowałem się w stronę jasnego korytarza. Był krótki i już przekraczając próg drzwi widziałem, jaki kolor ścian ma sala. Karmelowy z białymi wykończeniami przy sufitach.
- o ja cię kręcę. Ile oni na to wydali?- spytałem sam siebie gdy wszedłem do sali. Była duża.  Ba, była wielka. Z osobnym parkietem i miejscem na stoliki. W każdym rogu stały potężne wazony z kwiatami. Ich mniejsze wersje znajdywały się na białych, okrągłych stolikach. Przy jednym stoliku usiąść mogło pięć osób. Na samym końcu sali znajdował się jeszcze jeden stół. Inny, prostokątny. Dla młodej pary, rodziców i świadków.
Wyjąłem telefon z kieszeni dżinsów, gdy zaczął wściekle wibrować.
Od:Bbang.
Dotarłeś na miejsce?
Do:Bbang.
Jestem. To co mam robić?
Od:Bbang.
Junhong się spóźni. Coś tam zrobił czy coś. Mniejsza. Dopilnuj, aby porozstawiać karteczki na stolikach dla gości. Złote i białe balony poprzyczepiać do kolumn. Jak byś mógł zobacz też czy zamówili świeże kwiaty dzikiej róży.
Do:Bbang.
Długi SMS^^. Gdzie mam się spytać o te kwiatki?
Od:Bbang.
W recepcji.
Do:Bbang
Spoko:)
Od:Bbang.
Dzięki Daehyun. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
Do:Bbang.
Nie poznał Jieun ;p
Od:Bbang.
Tak. To przede wszystkim. Junhong będzie za jakieś piętnaście minut. Polubisz go.
Do:Bbang.
Zobaczymy. Masz mi przywieść BLACHĘ sernika. Pamiętaj Yongguk!!
Od:Bbang.
Zobaczymy.
Do:Bbang.
Nie zobaczymy, tylko przywieź!!
Do:Bbang.
Yongguk!
Do:Bbang.
Yongguk!!
Do:Bbang.
Bang Yongguk !!! Nie lubię Cię!!!
Walnąłem się telefonem o czoło. Co za cham. Ja dobry przyjaciel, tłukę się pół miasta, aby zobaczyć co się dzieje z miejscem gdzie mają ślub, bo jakiś bachor zaspał czy coś. A on mi nawet ciasta nie chcę przywieść.
- mam za dobre serce-burknąłem kierując się do recepcji.


Dwadzieścia minut i butelkę wody mineralnej później, siedziałem na jednym z krzesełek w sali i studiowałem karki. Nie wiedziałem że ułożenie malutkich prostokątnych plakietek na stolikach to taki wyczyn. Niby wszystko jest rozpracowane, każdy ma już przypisane swoje miejsce, ale na planie jaki dał mi jeden z pracowników(który właśnie wiesza balony na kolumnach)nie ma narysowane gdzie jest wejście. Obracałem go już chyba z dziesięć razy do góry nogami, ale nadal nie mogę się połapać. Rzuciłem clipboard na stół, który odbił się pustym dźwiękiem. Odwróciłem się w stronę pracownika który dostarczył mi to gówno, ale mężczyzny nie było. Chwyciłem papiery z powrotem w ręce i skierowałem się do korytarza. W między czasie próbowałem znowu coś załapać z tych kółeczek i kwadracików narysowanych na białej kartce.
-uwaaaga-ktoś krzyknął w moją stronę. Podniosłem głowę akurat w tym momencie w którym jakaś szybko poruszająca sie maszyna walnęła prosto we mnie. Uderzenie było mocne, szybkie i sprawiło że upadłem prosto na tyłek, upuszczając kartki.
-kurwa-Jęknałem rozmasowując obolałe miejsce. Szybko podniosłem głowę do góry, chcąc opieprzyć kogoś kto porusza sie na pojeździe w pomieszczeniu, ale gdy zobaczyłem z kim mam do czynienia nie mogłem uwierzyć. Patrzyłem się na wysokiego chłopaka o brązowych włosach, szeroko otwartymi oczami. Zresztą jego mina też nie mówiła nic innego jak strach i zdziwienie.
-Zelo?- spytałem chcąc się podnieść. Chłopak jakby otrząsł się z szoku, chwycił deskorolkę i wybiegł z pomieszczenia.
- nie, czekaj- krzyknąłem za nim, ale on już skręcił w prawo wybiegając z korytarza- o mój Boże- powiedziałem do siebie, siadając wygodniej na podłodze. Czy ja właśnie spotkałem Zelo? Tego wysokiego chłopaka z blond włosami? Nie teraz jest szatynem- o mój Boże- powtórzyłem uzmysławiając sobie że to jest pewnie świadek Jieun. Blady, wysoki o brązowych włosach...-i o hipnotyzujących oczach- dodałem cicho. Zaraz jednak wygoniłem tą myśl z głowy potrząsając nią. Nie,nie, nie. Ja nie wieżę że go znowu spotkałem. Po dwóch latach walki z samym sobą, spotkałem chłopaka który wywrócił moje życie do góry nogami.
Zakryłem oczy dłońmi przypominając sobie chwile z nim spędzone.
~~~~
-cześć młody, zatańczysz?-spytałem się blond włosego nastolatka, który na pierwszy rzut oka wyglądał na młodego. I na takiego który nie chce tu być.
-ja...- zaczął, ale ja złapałem go za dłoń splatając nasze palce i poprowadziłem na parkiet. Odrazu odwróciłem go do siebie tyłem i zacząłem bujać się w rytm piosenki. Chłopak odetchnął cicho i złapał mnie za dłonie, które splotłem na jego brzuchu.
-jak ci na imię?-szepnąłem mu do ucha lekko wyciągając głowę. Bądź co bądź, chłopaczek mimo młodego wieku był naprawdę wysoki.
-Zelo-odparł wzdychając kiedy moje zimne ręce znalazły się pod jego koszulką.
- milo mi cię poznać Zelo. Jestem Daehyun.
~~~~
-Hyung, błagam cię, chodźmy tam -Zelo wskazał coś na wzór kolejki górskiej. Spojrzałem na nią krzywo, a następnie na chłopaka obok mnie. I to był mój błąd. Wyglądał tak słodko. Palce u dłoni przeplótł pomiędzy sobą i ułożył je w pięść, oczy które wyglądały jak u szczeniaczka wlepił we mnie i niemo prosił o pozwolenie.
-jeeezu, masz mnie. Chodźmy- powiedziałem łapiąc go za dłoń.
- dziękuję hyung-podskoczył i podążył za mną. To była nasza pierwsza randka.
~~~~
-hyung, lubię cię wiesz?-spytał mnie któregoś wieczoru. Właśnie siedzieliśmy na dachu jednego z bloków i czekaliśmy. Dzisiaj jest noc spadających gwiazd.
- ja ciebie też lubię Zelo-odparłem wygodniej opierając się o komin.
-tylko...tylko ja nie lubię cię w TEN sposób- powiedział wykręcając palcami. Obróciłem się cały w jego stronę i spojrzałem na twarz. Zagryzał wargę i uciekał wzrokiem za każdym razem, gdy spojrzał na mnie.
- a w jaki?
- bardziej jako...chłopka niż brata.
- kochasz mnie?- zapytałem prosto z mostu.
- tak- odparł cichutko.
Przysunąłem się do niego jak najbardziej mogłem i dotknąłem ramienia. Spojrzał na mnie przez sekundę, ale z powrotem spuścił głowę. Złapałem go za podbródek i pocałowałem delikatnie. Akurat w tym momencie niebo przecięła pierwsza spadają a gwiazda. Moje marzenie się spełniło.
~~~~
-hyung tylko...bądź delikatny, dobrze?
- obiecuję- szepnąłem i wsunąłem się w niego. Odrazu ustami odnalazłem drogę do tych należących do niego. Całowałem je z pasją i oddaniem. Pieściłem językiem podniebienie, jednocześnie uniemożliwiając jękom wydobycie się. Dłońmi jeździłem po jego brzuchu, wywołując napięcie się mięśni i drżenie. Nagle Zelo odchylił głowę do tylu i jęknął głośno
-ach...hyung, pro- proszę zrób to jeszcze raz-zaczął błagać. A co ja mogłem zrobić jak nie wykonać jego prośby? W końcu go kochałem.
~~~~
- co?- spytałem głucho.
-przepraszam hyung- odparł przygryzając wargę.
- Zelo, żartujesz sobie ze mnie?- spytałem mając nadzieje ze odpowie" tak, hyung. Nie gniewaj się.". Ale zamiast tego on odpowiedział:
- nie hyung. Przepraszam- i szybko wskoczył na swój rower, zarzucając kaptur na głowę. Stałem tam, na moście, jeszcze długo, nie zdając sobie sprawy że razem ze mną, płacze również niebo.
Wróciłem do rzeczywistości dopiero gdy ktoś zaczął potrząsać moim ramieniem. Podniosłem głowę i spojrzałem w ciemne oczy.
- nic się panu nie stało? Nie kontaktował pan- powiedziała wystraszona recepcjonistka.
- przepraszam. Myślałem- skłamałem gładko i podniosłem się z podłogi. Spojrzałem na rozsypane karki na niej, a następnie na dziewczynę.
- wie pani może jak porozstawiać karki na stolikach?
- oczywiście- odpowiedziała wesoło i zaczęła zbierać porozrzucane papiery. Po chwili się zrefektowalem i zacząłem jej pomagać.
- i proszę mówić mi na ty. Hyosung jestem- powiedziała podając mi małą dłoń.
- Daehyun- odparłem uciskając ją.

Seks na poprawę humoru jest dobry, ale tylko wtedy gdy tej osoby więcej nie spotkasz. Niestety ja dziewczynę z recepcji, której imienia nawet nie pamiętam, spotkałem już następnego dnia. Sprzedała mi liścia, ponarzekała, nawrzucała na mnie, po czym usiadła za biurkiem i wzięła jakieś czasopismo do ręki ukazując światu że jest wszech i wobec zfochana. Standard.
Skierowałem się w stronę sali pewnym krokiem. Wiem że nie spotkam na niej Zelo...Junhonga. Jak trudno przyzwyczaić mi się do tego imienia. Zawsze był Choi Zelo. Przez całe trzy miesiące naszej znajomości właśnie tak się do niego zwracałem. Jaki byłem głupi. Wczoraj przeżyłem mały kryzys czego dowodem jest mój marny wygląd i butelki, które walają się po moim mieszkaniu. Nie wspomnę o dziwnym zapachu.
Pchnąłem drewniane drzwi i aż przystanąłem w miejscu. Sala wygląda jak z bajki. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Brakuje tylko jednego. Kwiatów. Ale one załatwione są już na jutro rano.
Oparłem się o drzwi i przyglądałem się ludziom poprawiającym ostatnie niedociągnięcia. Też bym chciał u siebie coś poprawić.


W dziej ślubu biegałem jak szalony. Jest dziewiąta rano, za trzy godziny zaczyna się ślub. Kwiaty jeszcze nie przyjechały, a Jieun złamała obcas. Yongguk nie może usiedzieć w miejscu i krąży po całym hotelu. Chociaż on mi nie wchodzi w paradę tak jak...
- jesteś skończonym gnojem- Hyosung wycelowała we mnie palcem- nie wiem...
- jak mogłaś się na to namówić. Już nigdy więcej się na to nie nabierzesz. Jestem gnojem, dupkiem i kretynem. Sorry mała, mówiłaś mi to już wczoraj. A teraz przesuń się bo muszę biec po kwiaty- odsunąłem ją delikatnie na bok i pognałem do wyjścia. Usłyszałem za sobą coś jeszcze w stylu "debil".
Wiedziałem że w końcu spotkam Zelo. Myślałem że będzie to przed ołtarzem...stop, Boże jak to brzmi. Chodzi o to że spotkam go dopiero na ślubie! No tak, ale spotkałem go w kwiaciarni, czego wynikiem jest stłuczony wazon i rozlała woda nie tylko na podłodze ale i na naszych bluzkach. Dobrze że nie założyłem już garnituru, teraz dopiero miał bym problem.
Siedziałem na podłodze w kwiaciarni i patrzyłem się na szatyna. Z miną która wyraża zaskoczenie i przyklejonych do czoła włosach, wygląda słodko. Bo mogę mówić co chce, ale uczuć nie da się nie słyszeć. Bo ja go chyba nadal....
-Hyung-powiedział w końcu podnosząc się z podłogi. Chciał złapać się stolika który stał za nim i się podnieść, ale na stoliku leżały róże. Zerwałem się szybko i nie wiele myśląc złapałem jego dłoń w ostatniej chwili. Gdyby nie to miała by bliskie spotkanie z kolcami. Zelo spojrzał na mnie zaskoczony, a następnie spuścił głowę. Wypuściłem jego dłoń z mojej i cofnąłem się o krok.
- co tu robisz?
- przyjechałem po kwiaty- powiedział cicho.
-to ja przyjechałem po kwiaty- powiedziałem zirytowany. Czy w tym hotelu każdy robi co chce, czy są jakieś zasady co wykonuje personel?
- o Boże co tu się stało?-spytała starsza kobieta wychodząc z zaplecza.
-bliskie spotkanie. Przyszliśmy po kwiaty dzikiej róży. Na ślub- mówiłem do kobiety, ale wzrok trzymałem cały zaś na młodszym chłopaku.
-na ślub? Na nazwisko Bang? Już dawno pojechały, i dostałam wiadomość że zostały dostarczone.
- dostarczone? Gdzie?- spytałem patrząc już na kobietę.
-do recepcji.
-Hyosung-mruknąłem. Już wiem co się stało z kwiatami. A to szuja.
-dziękuję bardzo i przepraszam za stłuczony wazon. Ile się należy....
 
Wiecie jak to jest iść za osobą którą znacie i nie odezwać się słowem? Stać pod tym samym przystankiem i nawet na siebie nie spojrzeć? Jechać tym samym autobusem, stać w nim obok siebie i udawać że ta druga osoba nie istnieje? Jeżeli wiecie jak to jest, to chyba wiecie również jak się teraz czuje. Serce bije mi jak oszalałe, próbuje zaczepić wzrok na wszystkim-byle nie na nim, mam ochotę wykrzyknąć na cały autobus "dlaczego" i wyciągnąć odpowiedź z niego chociażby siłą. Ale się powstrzymałem. Bo wiem że to nic nie da.
Zacząłem stukać opuszkami palca o udo. Atmosfera jest gęsta. I tylko dwie osoby w tym przeklętym autobusie o tym wiedzą.
Złapałem się mocniej drążka, gdy autobus gwałtownie za hamował. W myślach powtarzałem że to jeszcze trzy przystanki i wyjdę z zatłoczonego autobusu. I nie będę stał tak blisko Zelo. Tak blisko że aż czuje jego słodki zapach. Truskawki. Nadal nie zmienił żelu pod prysznic.
Spojrzałem się na chłopaka przedemna. Stał oparty o okno, zgarbiony z spuszczoną głową.
Wypuściłem głośno powietrze z płuc i pociągłem nosem. Miałem ochotę płakać, ale starałem się trzymać.
- hyung-usłyszałem TEN głos. Spojrzałem się na chłopaka, który również na mnie patrzył.
-tak?-spytałem zachrypniętym głosem.
- ja...- nie dokończył ponieważ autobus znowu za hamował i sprawił że chłopak wpadł prosto w moje ramiona. Objąłem go w pasie i spojrzałem na twarz, która znajdowała się tak blisko mojej. Gdybym tylko się pochylił, mógłbym pocałować te słodkie wargi.
-...przepraszam- powiedział szybko i z powrotem oparł się o szybę.
Tylko za co?



Stałem za Yonggukiem i przechwytywałem wszystkie kwiaty i bombonierki jakie dali goście parze młodej. Usilnie starałem się nie patrzeć na chłopaka po mojej prawej. Ubrany w biały garnitur z czarnymi wstawkami, granatową myszkę i brązowy kapelusz wyglądał jednocześnie dojrzale jak i uroczo.
-Daehyun
- tak?- spojrzałem na Yongguka.
- weźmiesz to i zaniesiesz do schowka? Jest obok kuchni.
- jasne- odparłem i złapałem wielki bukiet kwiatów w obie dłonie.
- Junnie, pomóż mu- powiedziała jeszcze Jieun, a ja miałem ochotę kupić koszule, którą w salonie odłożyłem odrazu na wieszak.
Skierowałem się do wejścia, nie patrząc nawet czy chłopak idzie za mną. Przeszedłem szybko korytarz i gdy już trafiłem do kuchni przystanąłem aż w miejscu. To wszystko na wesele? Będzie wyżerka. Uśmiechnąłem się pod nosem i szybciutko wszedłem do składziku uważając na duży próg. Położyłem kwiaty i bombonierki na szafkach i odwróciłem się. Zelo akurat wchodził do pomieszczenia. Przez to że on nie złapał kwiatów, a po prostu je położył na swoich ramionach widoczność miał słabą. Skrzywiłem się kiedy runął jak długi na panele. Nie zauważył progu. Szybko do niego podszedłem i pomogłem wstać.
- nic ci nie jest?- spytałem, łapiąc go za dłonie, tak aby mógł złapać równowagę.
- chyba nie- odpowiedział i stanął na prawej nodze, potem na lewej. Gdy stwierdził że nic nie ucierpiało uśmiechnął się do mnie promieniście. Odpowiedziałem tym samym i przez moment czas jakby stanął. Był tylko on i ja. W tym małym pomieszczeniu. Patrzyłem się na jego oczy dłuższą chwile a następnie zjechałem wzrokiem na usta. Słodkie, malinowe i tak świetnie całujące. Naprawdę nie wiem dlaczego w tamtej chwili przybliżyłem się do niego o ten jeden krok i pocałowałem powoli. Zelo pozostawał bierny na pieszczoty, i gdy już miałem się oderwać od tej słodkości i go przeprosić za moje zachowanie, on nieśmiało zaczął oddawać pocałunki. Złapałem go więc za kark i przybliżyłem jeszcze bliżej siebie, tak aby już żadna przerwa po miedzy nami nie została. Całowałem go z pasja i oddaniem. Tak jak kiedyś. Tak jak dwa lata temu. Przejechałem ostatni raz językiem po jego wargach i odsunąłem się. Jednak chłopakowi było chyba mało po objął mnie ramionami za szyje i ponownie się pocałowaliśmy. Zacząłem napierać na niego, aby oparł się o ścianę. Gdy już jego plecy spotkały się z tynkiem, nie wiele myśląc przeniosłem swoje dłonie na jego spodnie. Pocierałem ręką mały namiocik, który zdarzył się już utworzyć i wsłuchiwałem się w westchnienia które leciały prosto w moje usta.
-achhh, hyung- oderwał się odemnie aby zaczerpnąć powietrza i wygiąć plecy w łuk- proszee p-przestań...ja zaraz...
- o to mi chodzi- powiedziałem obcałowywując jego szyje. Dwa lata. Tyle na to czekałem. Aby znowu móc go pocałować i wysłuchiwać się w jego urywany oddech. Dwa lata czekałem aby móc znowu złapać go za rękę. I równe dwadzieścia cztery miesiące czekałem aby móc znowu powiedzieć mu te dwa słowa
-kocham cię- szepnąłem mu prosto w ucho. Chłopak zachłysnął się powietrzem i doszedł z głośnym jękiem. Zjechał trochę plecami po ścianę, a następnie oparł się czołem o moje ramie. I dopiero teraz zrozumiałem co takiego powiedziałem.
- k-kochasz mnie?- szepnął unormowywując oddech.
- cały czas. Nie przestałem- powiedziałem po czym objąłem go ramionami.
- hyung...przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam- zaczął szlochać.- ja nie chciałem cię zostawiać. Kochałem cię. Nadal kocham!
- cśśś- zacząłem pocierać mu plech które zaczęły  drżeć.
- nie. Ja muszę ci to wytłumaczyć. Muszę- powiedział podnosząc głowę i ocierając łzy. Złapałem go za podbródek i musnąłem jego wargi.
- dobrze.


Nigdy bym nie powiedział że taka historia może przydarzyć się mi. Zwykłemu chłopakowi z Busan, który kiedyś uwielbiał imprezować. Który kiedyś spotkał miłość swojego życia. Który zakochał się w chłopaku z bogatej rodziny. Który potem przez pół roku miał złamane serce. Który potem zaliczał kogo popadnie. Który po dwóch latach walki z samym sobą spotkał osobę która wywróciła jego świat do góry nogami ponownie. I gdy ten chłopak myślał że jego historia kończy się właśnie w tym momencie, wszystko sie wyjaśniło. Zelo nie zerwał ze mną z własnej woli. Nie wiem czy kiedyś wspominałem, ale uczył się on w elitarnej akademi do której chciał uczęszczać odkąd skończył dziesięć lat. Tak wiec ojciec Zelo dowiedział sie że jego syn jest gejem i że spotyka się z nic nie wartym padolkiem- czyli mną. Może posada barmana nie jest jakim spełnieniem marzeń, ale ja nie narzekam. Wracając do tematu. Ojciec Zelo kazał mu wybierać. Albo ja albo rodzina i akademia. Zelo się wtedy załamał. Kompletnie nie wiedział co ma robić. Wtedy do akcji wtrąciła się jego mama. Powiedziała żeby ojcu mówił że wybiera to drugie, a ona będzie go kryć gdy my będziemy się spotykać. Niestety plany się pokrzyżowały, gdy ojciec Choi zabrał ich z Seoulu do Tokyo, gdzie miał również małą firmę. Tak więc wtedy Zelo stracił i mnie i akademie. Dopiero gdy skończył dziewiętnaście lat, przyjechał z powrotem do stolicy. Oczywiście jako argument wziął ślub swojej kuzynki, dlatego jego ojciec go puścił. Nie miał pojęcia że na tym ślubie się spotkamy. Zresztą ja też nie. Kto by pomyślał? Widocznie jesteśmy sobie przeznaczeni.


Siedziałem właśnie na kanapie w swoim mieszkaniu i przeglądałem płyty z filmami na DVD. Miałem ochotę na coś mrożącego krew w żyłach. Z znudzeniem odrzuciłem na bok kolejna płytę z filmem dla nastolatek.
- jak można coś takiego oglądać?- mruknąłem przebierając dalej. Gdy w końcu trafiłem na opakowanie z horrorem wstałem i włożyłem płytę do odtwarzacza. Teraz czekałem tylko na swojego rodzaju kaloryfer. Gdy wsunął się obok mnie i przytulił do boku mogłem spokojnie włączyć film i wygodnie się ułożyć.
- co oglądamy?- spytał Junnie kładąc mi głowę na ramieniu.
- never...coś tam- powiedziałem nie mogąc siebie teraz przypomnieć tytułu.
- horror?
- yep.
- dlaczego?- jęknął bardziej naciągając koc na barki.
- bo tak.
- ale ja będę się bał.
- nie masz czego Junnie- objąłem go ramieniem- jestem z Toba i nie dam nikomu cię skrzywdzić.
- Obiecujesz?
- obiecuje.


haha, a jednak jakaś notatka ode mnie jest na dole. Mam wiadomość dla Natali Kiri tak więc...chcę cię jako betę. Stwierdziłam że to nie będzie tylko plus dla bloga ale i dla mnie. Tylko mam jedno ale...nie będzie ci to zabierało czasu? Bo jeżeli betujesz już komuś opowiadania i jeżeli nie masz czasu ja zrozumiem, każdy ma swoje prywatne życie. Tak więc podałabyś mi swoje maila? Odrazu po zapisaniu go sobie usunę go z komentarzy tak aby nikt inny go nie miał. Sorry,ale nie posiadam ani facebooka ani twittera. Z góry bardzo ci dziękuję <3.

01 września 2014

Informacja.

Witajcie kochani w pierwszy dzień roku szkolnego. Właśnie przybiegłam z rozpoczecia, i wiem jaki mam plan lekcji. Dla mnie mega chusteczkowy, ale co zrobisz jak nic nie zrobisz? Tak więc oficjalnym dniem na dodawanie notek bedzie....środa. W ten dzien mam najkrócej lekcje. Notki bede dodawac pewnie wieczorem pomiędzy 17 a 19, ale nie wiem dlaczego zawsze na blogspocie zmienia mi się godzina. Cóż w tą środę dodał shota z pairingiem jakiego na tym blogu jeszcze nie było.  Mam nadzieje ze się wam spodoba.
Do zobaczenia ^^