POV Junhong
Nigdy nie przepadałem za sylwestrem. Do czternastego roku życia zawsze spędzałem go z rodzicami, dopiero od dwóch lat zbieramy sie z chłopakami i spotykamy się w domu Youngjae, gdzie oglądamy horrory i jemy niezdrowe żarcie popijając to wszystko colą. Lecz ten rok miał być inny, nawet nie wiecie jak się zdziwiłem, gdy w drugi dzień świąt przyszedł do mnie Daehyun hyung z Himchanem hyungiem i wyciągnęli mnie do parku na bitwę na śnieżki. Gdzieś pomiędzy sześćdziesiątym "ała" Chana, a moim setnym śmiechem, Damchu dostał SMS'a informującego o imprezie sylwestrowej u Lee Kyunga, na którą jest zaproszona cała nasza czwórka. Gdy Dae przeczytał wiadomość byłem tak zdziwiony, że nie zauważyłem Himchana hyunga przymierzającego się do rzutu we mnie śnieżką. Nos potem trochę piekł, ale zabawa była przednia! Youngjae porwał Yongguk hyung. Pojechali na łyżwy, lecz nie wiedziałem gdzie, bo przecież są święta i wszystko jest pozamykane. Bang okazał się być naprawdę spoko mężczyzną. Spotkaliśmy go i Youngjae spacerujących po parku jakieś dwa tygodnie temu, gdy spadł pierwszy śnieg, akurat wracalismy wtedy z Dae i Chanem z zajęć wyrównawczych z fizyki, na których byliśmy poprawić nieszczęsne kartkówki. Chcieliśmy wziąć Yongguka na sylwestra do Kyunga, ale powiedział, że dostał już zaproszenie od znajomych z uczelni. Cóż... jest starszy, ma prawo.
Imprezy u Kyunga są czymś na czym każda osoba z naszej szkoły chciałaby być. Koleś jest kapitanem szkolnej drużyny koszykarskiej, ma świetne wyniki w nauce, dziewczyny go wręcz ubóstwiają, ale już od dwóch lat umawia się z NaHyun, dziewczyną która prowadzi szkolną gazetkę. Jego dom znajduję się na obrzeżach Seulu i jest gigantyczny (zawsze mijamy go gdy jedziemy rowerami nad jeziorko w lato), mama Lee jest modelką, a jego ojciec prowadzi chyba jakąś firmę w Nowym Jorku. Kyung jest spoko chłopakiem, gadałem z nim kiedyś na przerwie. Chciał się dowiedzieć co tam u Himchana hyunga, który zachorował na zapalenie płuc i leżał w szpitalu. Kyung kazał go pozdrowić i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.
Tylko że ja naprawdę byłem zdziwiony tym, że dostaliśmy zaproszenie. Jeszcze Daehyun, Himchan i Youngjae to rozumiem, ale że ja?
Niczym się nie wyróżniam (już nie tylko ja mam blond włosy w szkole), nie jestem jakoś super przystojny, powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Za inteligencję mało osób potrafi polubić, więc stawiam, że zaprosili mnie tylko że względu na to, iż przyjaźnie się z chłopakami - jeden plus.
***
Kto dzwoni do mojego mieszkania domofonem więcej niż sto razy? Daehyun oczywiście. Już jakiś czas temu opracowaliśmy kod, dzięki któremu wiem kto do mnie przychodzi. Youngjae zawsze jak chcę wpaść pisze SMS'a, Himchan hyung umawia się wcześniej, tylko Damchu wpada kiedy chcę i budzi mnie o ósmej rano! Poczłapałem do drzwi, drapiąc się po nagim torsie. Idiota, matoł, głupek...
- No cześć - przywitał się chcąc mnie objąć, ale ja tylko burknąłem i poszedłem dalej spać. Przykryłem się kołdrą uśmiechając się, próbując zignorować odgłosy z kuchni.
Nie dane było mi nacieszyć się wygodą i miękkim łóżkiem, ponieważ KTOŚ brutalnie mnie na nim przygniótł.
- Aaa, złaź pajacuuuu. - jęknąłem spychając go na drugą połówkę mojego ukochanego łóżeczka.
- Wstawaj, jedz szybkie śniadanko i idziemy.
- Co? Gdzie?- zapytałem przekręcając się w jego stronę.
- Zobaczysz, ale mogę obiecać, że będziesz zadowolony - uśmiechnął się szeroko, tak aż się przestraszyłem. Cóż jak Daehyun coś wymyśli to naprawdę czasem warto się bać. Pamiętam jak zabrał mnie i Youngjae w Halloween do starego i zniszczonego domu w głębi lasu. Himchan hyung podobno nie mógł iść ponieważ źle się czuł a prawda była taka, że czekał w środku nawiedzonego domu, z zamiarem wystraszenia nas - mnie i Youngjae, Damchu był z nim w zmowie. Nigdy w życiu nie słyszałem aby głos Youngjae osiągnął aż takie decybele! Cieszyłem się wtedy, że zostałem w tyle na korytarzu, bo sznurówka mi się rozwiązała. Tylko Daehyuna było mi trochę szkoda, gdy Youngjae próbował okładać go pięściami gdy tamten się śmiał.
- Idziemy tylko w dwóch? - spytałem powoli podnosząc się do siadu .
- Yes.
- Boże nienawidzę gdy próbujesz mówić po angielsku - mruknąłem podchodząc do szafy. Wygrzebałem z niej jakiś sweter i spodnie. Odwróciłem się do Dae sięgającego po mojego laptopa spod łóżka
- Nie ruszaj komputera. - zastrzegłem, wychodząc do łazienki.
***
- Co chcesz zrobić?! - wykrzyknąłem wypluwając kawałek kanapki.
- Słyszałeś - odparł spokojnie mój przyjaciel.
- Ale...dzisiaj? Dlaczego nie wcześniej ani nie później? - spytałem chwytając pomiędzy palce przerzuty kawek chleba i szynki. Fuj.
- Bo tak. - odparł wymachując nogami siedząc na blacie w kuchni.
- Robisz to tylko dlatego, że jest dzisiaj impreza u Kyunga czy jest jeszcze jakiś powód? - podszedłem do niego odsuwając jego nogę, która zagradzała mi dostęp do kosza na śmieci.
- Jest, ale dowiesz się za jakiś czas. - tajemniczy Daehyun, to dziwny Daehyun, uwierzcie.
- A tak w ogóle to skąd pewność, że się zgodzę? - zadałem kolejne pytanie sięgając po kubek i talerz.
- Bo jesteś leniem i żal ci kasiorki ?
- No dobra! - warknąłem wkładając talerz i kubek do zlewu. - Ale jeżeli coś spieprza to ty będziesz miał przechlapane! - krzyknąłem wychodząc do przedpokoju.
- Yhym. Na pewno.
- Słyszałem!
- Ubieraj się dzieciaku, bo się spóźnimy!
***
Siedziałem po turecku na podłodze patrząc na zawartość swojej szafy. Impreza u Kyunga zaczyna się za dokładnie dwie godziny, a ja nadal jestem w kropce. Nie wiem w co mam się ubrać, czy coś przynieść, a Daehyun hyung zostawił mnie, ponieważ sam musi się przebrać. Ma przyjść po mnie za około godzinę, a następnie idziemy po Chana, potem do Youngjae, którego brat zawiezie nas, lecz wracać będziemy musieli już taksówką. Mam nadzieję, że tamta trójka nie upije się za bardzo i że nie będę musiał ich targać na barana!
Położyłem się na podłodze patrząc na biały sufit. Załamka normalnie.
Spojrzałem w stronę drzwi od pokoju, które otworzyły się ukazując moją mamę ubraną w świecąca sukienkę. Właśnie zakładała długie kolczyki.
- Co robisz? - spytała wchodząc do środka zbierając po drodze moje ubrania.
- Nie wiem co na siebie włożyć - jęknąłem znowu znajdując się plackiem na panelach.
- Chyba to w czym będzie ci najwygodniej - zastanowiła się na głos, przechodząc przez moje nogi, tak aby mogła dostać się do szafy. Zaczęła w niej przebierać wyciągać parę rzeczy tylko po to aby z powrotem je schować. Zamknąłem oczy załamany. Naprawdę jestem aż takim bezguściem?
- Myślę, że to będzie w porządku - powiedziała w końcu rzucając mi na brzuch koszulę w czarno czerwoną kratę i czarne powycierane spodnie.
- Myślisz? - spytałem podnosząc ubrania jak i siebie.
- Cóż, dużo młodych osób teraz tak się nosi.
- Chyba będzie w porządku - mruknąłem. - Dzięki mamo - podszedłem do niej całując ją w policzek.
- Tylko pamiętaj, że masz nie przesadzać z alkoholem. Nie chcę abyś wspominał swoje pierwsze upicie się, źle. Bo to pierwszy raz, prawda?
- T-tak mamo, pierwszy. Spokojnie będę pilnował Daehyuna i Himchana aby to oni nie przesadzili.
- No, to dobrze.
- Musimy iść, bankiet zaczyna się za pół godziny skarbie- do pokoju zawitał również tato ubrany w garnitur.- A ty Junhong jeszcze nie gotowy? Na która jest ta impreza?
- Na dwudziestą.- odparłem ściągając bluzę.
- Idę po torebkę- mama poklepała tatę po piersi wychodząc z pokoju- Bądź grzeczny!- pokiwalem głową.
- A Daehyun będzie?- spytał wychodząc za mamą.
- Za godzinę.
- Tylko pamiętaj o zabezpieczeniu.
- Tata!- wykrzyknąłem zażenowany.
- No co, ty zostales splodzony...
- Błagam, spoznicie się zaraz!- zatkałem uszy patrząc na niego błagalnie.
- Baw się dobrze Junnie. - powiedział śmiejąc się.
- Będę.
***
- Jaja se robisz ? Nie pójdziesz tak ubrany.- czasem zastanawiam się nad wyborem przyjaciół.
- Co jest złego w koszuli i spodniach?- spytałem zatrzaskujac drzwi.
- To że mamy dwudziesty pierwszy wiek młody, nie dwudziesty.- Czy Daehyun ma pomalowane oczy ?
- Tak? To zdejmuj tą kurtke i pokaż w co ty jesteś odziany!
- Proszę.-spełnił moje życzenia rozsuwajac zamek od puchowej czarnej kurtki.
- Jaja se robisz? Nie pójdziesz tak ubrany!- krzyknąłem patrząc na to w co jest Damchu ubrany albo raczej w co nie jest. Czarna koszulka która zrobiona była w połowie z siateczki w połowie z materiału zakrywala jego tors. Widać było przez to wszystko!
- Pójdę i ty zaraz będziesz podobnie wyglądał. - powiedział łapiąc mnie za nadgarstek ciągnąc mbie do mojego pokoju.
- Czy ty masz pomalowane oczy?- spytałem patrząc na jego twarz.
- Tak, no i co z tego?
- Nic, wyglądasz...
- Wiem, jestem ciacho, co?- spytał popychajac mnie na łóżko.
- Nie- zaśmiałem się z jego miny.
- Fuck you bitch.- wysyczał podchodzac do szafy.- Okej, zobaczmy co my tu mamy.
***
-O kurwa- właśnie tak Youngjae skomentował nasze przybycie. Staliśmy właśnie w jego przedpokoju czekając na Youngwona. Zasmialismu się głośno z Damchu widząc jego minę.
- O kurwa- usłyszeliśmy drugi podobny głos dochodzący z szczytów schodów. - Wow, chłopaki.
- Kiedy, jak, co... masz z tym coś wspólnego?- Youngjae wystrzelił palcem w pierś Channiego.
- Jestem tak samo zdziwiony jak ty. I tak samo zareagowałem. - dodał.
- Przecież nic wielkiego się nie stało...- zaczął Daehyun hyung.
- Masz czarne włosy! A Junnie brązowe! Nic się nie stało?- skrzywiłem się, gdy głos Jae znowu podniósł się przeradzając się w cienki głosik.
- Youngjae dostał okres.- powiedział Youngwon, uciekając odrazu przez drzwi.
- Spieprzaj!- krzyknął za nim brat.
- Nie przesadzaj Younggie. Jest w porządku. Jun chociaż nie będzie musiał co miesiąc do fryzjera chodzić.
- Ty też!- zauważyłem.
- Ee, chłopaki. Może tak już będziemy szli?- spytał Himchan hyung pokazując kciukiem na drzwi znajdujące się za nim.
- Macie szczęście że mam dobry humor.- Czy Youngjae zamienia się w obrażonego Himchana? On też podnosi głowę do góry i prycha gdy jest zły.
***
Cóż czułem się dziwnie nagi gdy trzy pary oczu wlepiły się we mnie, kiedy już ściągnąłem kurtke u Kyunga.
- To Daehyun hyung mnie tak ubrał!- powiedziałem szybko.
- Cóż... wyglądasz...- zaczął Himchan patrząc się na moją bluzkę.
- Seksownie- dokończył Youngjae.
- Nie musicie mi dziękować- Odezwał się Daehyun podchodzac do mnie. On też pozbył się swojej kurtki.
- Wow, Dae wyglądasz...- Himchan chyba nie będzie mógł dzisiaj dokończyć zdania.
- Dziwkarsko.- szatanski uśmiech zagościł na twarzy Jae. Mierzyli się z Dae wzrokiem nawet nie mrugajac.
- Hejka! - tą dziwną atmosfere przerwała Jieun która podeszła do nas na mega wysokich butach.- Wow, panowie wygladacie...stylowo- dodała uśmiechając się. No! Pierwsza osoba która nie skomentowała mojej szarej bluzki z dekoldem na pół piersi. W porównaniu do Himchana hyunga który założył zwykłą dżinsową koszulę i czarne spodnie w panterkę lub Youngjae wystrojonego w białą koszulę ( a to do mnie Damchu się przywalał o koszule)i czerwone szelki wyglądam jak jakiś pan lekkich obyczajów. - Himchan, Sunhwa cię szukała.
- Naprawdę?- w jednej chwili w jego oczach zapaliły się dwa płomyki.
- Tak. Jest teraz w salonie.- Jieun doskonale zdawała sobie sprawę z tego że Kim podkochuje się w Sunhwie.
- Dzięki. Chłopaki, sorry ale...- zwrócił się do nas.
- Lec, poradzimy sobie.- Daehyun mocniej objął mnje ramieniem za szyję tak że czułem jego wodę kolonska z którą chyba troszeczkę przesadził
- Dziękuję.- każdy wie że Chan uwielbia Suhnwe noone. Zresztą ona go też. Tylko jakoś tak nie mogą się zejść. Himchan myśli ze noona widzi w nim tylko przyjaciela, za to Suhwa że Kim nic do niej nie czuję. Wiele razy mówiliśmy już mu żeby"kół żelazo póki gorące" ale on nie chciał słuchać, ponieważ nie chcę niszczyć przyjaźni pomiędzy nimi.
- Ach, dzieciaki.- Youngjae westchnął poprawiajac szelki.
- Myślicie ze w koncu zrobią ten krok do siebie?- spytałem wyplatujac się z objęc Damchu.
- Ej wracaj, jesteś cieplutki!
- Weź go- popchnąłem w jego stronę nic niespodziewającego się Youngjae.- On jest cieplejszy.
- Okej- Jung wzruszył ramionami przyciągając Yoo do siebie.
- Ej!- zasmialem się z nieudolnej próby wyswobodzenia się Younga z ramion Daehyuna.
- Noona masz ochotę na drinka? - spytałem się Jieun .
- Z chęcią- zaśmiała się chwytajac mnie za ramię które jej podstawiłem. Skierowaliśmy się do salonu obleganego przez ludzi z szkoły, ale i tych których nie znam. Klubowa muzyka wydobywala się z wielkich głośników w rogach pokoju. Podszedłem z dziewczyną do stołu który najwidoczniej służył za bar. Za nim stał chłopak w granatowych włosach z wódką w dłoni. Rozlewal ja do dużych szklanek nalewajac do nich jeszcze dwie rzeczy których nie znalem. Z boku stała taca żelków w wszystkich kolorach tęczy. Chwycilem niebieskiego żądając go szybko. Granatowowlosy chłopak podał Jieun różowo niebieskiego drinka.
Wiec zaczęła się impreza.
***
W swoim życiu pijany byłem tylko dwa razy. Na moich szesnastych urodzinach, które spędziłem z Youngjae pijąc tanie whiskey przyniesione przez Daehyuna i Chana. Drugi raz był za to siedem miesięcy później w osiemnaste urodziny Daehyuna. Nie byłem pijany lecz podpity czego nie można powiedzieć o solenizancie który spał wtedy na balkonie następnego dnia nic nie pamiętając. Nie wiem dlaczego, ale najgorzej działa na mnie szampan. Kiedyś na imieninach cioci z Mopko, wypilem bodajże trzy lampki. Nie opilem się a źle się czułem. Przez kolejne pół godziny chodziłem w kółko po ogrodzie próbując się pozbyć palacego uczucia w żołądku.
Lecz teraz pijąc czwartego shota, czułem że moje postanowienie aby pilnować Dae i Kima poszło na biegi przełajowe i prędko nie wróci. Z tego co się orientuje nie ma nawet dwudziestej trzeciej. Wróciłem z prowizorycznego parkietu po przetanczeniu kilku szybkich piosenek. Himchan hyung zniknął gdzieś z Sunhwa noona, Youngjae poszedł do toalety a ja siedzę z Damchu który ma dziwne szklanki w oczach, pijąc kolejnego kolorowego drinka.
- Ja już dłużej nie mogę! -wybuch nagle bardziej opierając się o moje ramię.
- Nie możesz pić?
- Nie! Youngjae mnie olewa!- spojrzałem się na niego podnosząc brwi.
- Youngjae cię olewa? Jak?
- Woli Yongguka. A ja tęsknię za moim małym słodkim Younggim- zachlipał przytylajac do siebie wysoką szklankę z drinkiem.
- Eee...- no i zaniemowilem. Nie wiem co mam mu poradzić, albo jak wesprzeć.
- Ja go kocham.- Zaraz.
Co?
Co?!
CO!
- Kochasz go? Jak...- chłopak chłopaka? Jak to brzmi- ...tak jak kochają siebie moi rodzice.
- Ale on woli tego całego Yongguka!
***
POV Youngjae
Dostanie się do toalety w domu pełnym ludzi graniczy z cudem. Musiałem się szybko wepchnąć przed jakąś parą która wymieniala się swoją silną. Ale udało mi się i teraz wracam do Juna i Damchu. Dobrze że już przed przyjściem tu stwierdziłem że nie będę pił i potowarzysze Junniemu. Niestety zostałem teraz sam. Wyszedłem z toalety wycierajac wilgotne dłonie o spodnie. Ktoś zajumał Kyungowi ręczniki z domu.
Skręciłem z korytarz prowadzący do salonu wpadając na kogoś.
- Och, przepraszam- mruknąłem naciągając szelke na ramię. Spojrzałem się przed sibie czując jak maleje po groźnym wzrokiem- Jongup, h-hej- powiedziałem.
- Cześć- odparł wpatrujac się we mnie- Jeżeli jesteś tu ty i twój napalony przyjaciel, to znaczy że kaleczna żyrafka też przybyła?
- Kto?
- Inaczej Junhong.
- A-ach tak jest. W... w salonie- wyjąkałem.
- Taa, dzięki. Miłej imprezy czy coś- poklepal mnie po ramieniu a następnie ominął kierując się w stronę kuchni. Koleś mnie przeraża! Ten jego wzrok, kolor włosów i sama jego pzostawa sprawia że gdy jestem z nim sam na sam (przytrafiło się już kilka razy) mam ochotę uciec i schować się jak najdalej od niego.
Spojrzałem się szybko na zegarek w telefonie wypuszczając powietrze. Za piętnaście minut wybije pół noc, a jednego mojego przyjaciela wcielo prawie godzinę temu za to dwojka pozostałych leży na kanapie w dziwacznej pozycji. Żyć nie umierać...
- Od teraz to ja wymierzam wam ilość alkoholu jaką możecie w siebie wlac- powiedzialem siadajac obok Dae. - Co się stało, drink ci się skończył ?- spytałem z śmiechem widząc jak Jung uparcie wpatruje się w pustą szklankę.
- Muszę do toalety- Junhong wstał gwałtownie przymykajac oczy- Ała-mruknął cicho przykładając pięść do czoła.
- Trzeba było tyle nie pić- zanuciłem-Niedostaniesz się do niej. Teraz pewnie ktoś przeżywa tam upojne chwilę- powiedzialem po czym zerknąłem na Dae którego głowa już opadła na moje ramię.
- Chyba jednak spróbuję.
- Tylko uwazaj. Jongup tu jest.- przez jego twarz przemknelo pare uczuć na raz. Od złości, niechęci aż do uśmiechu.
- Yhym- i znikł, zostawiając mnie z pijanym Jungiem. Kocham cię maknae.
- Youngjae ty mnie nie zostawisz, prawda?- spytał po chwili ciszy łapiąc mnie za dłoń splatając następnie razem nasze palce, w drugiej dalej ściskając wysoką szklankę. Uśmiechnąłem się lekko.
- Oczywiście że nie.- odparłem- Będę cię niańczył do końca życia.- zerknąłem w jego stronę. Muszę przyznać że Damchu z czarnych włosach wygląda... seksowniej. Stwierdziłem to już w aucie Youngwona kiedy to Himchan rozmawiał Junnim na temat ich nowych kolorów włosów. Junhong stwierdził że brąz wygląda naturalniej, a Dae to po prostu len któremu nie chcę się chodzić co miesiac do fryzjera aby zafarbowac czarne włoski które zaczynają się pojawiać u ich nasady. Do dzisiaj pamiętam że śmiałem się jak opętany razem z Chanem, gdy to Daehyun ah przyszedł na boisko w ciemnych blond włosach. Przegrany zakład z bratem, nie poznałem wyznania i myślę że nigdy nie poznam. Wtedy tylko Choi nie miał beki z starszego hyunga . Po około miesiącu poznaliśmy przyczynę gdy to Junhong wbiegł na boisko z rozjasnionymi włosami.
- Kocham cię Younggie.- usłyszałem szept blisko mojego ucha. Dae przymknął oczy mocniej ściskając moją rękę.
- Ja też się kocham hyung... - odparlem. Pijany Dae to uczuciowy Dae-...ale teraz oddaj szklankę.
***
POV Junhong
Nie wiem dlaczego Youngjae mówił że niemożliwym jest dostanie się do toalety. Na luzie do niej wszedlem i wyszedłem, powiedzialbym że na korytarzu zrobiły się wręcz pustki... no może prócz jednej osoby. Jongup którego tak bardzo nie chciałem spotkać, przypałętał się akurat w momencie w którym zamykalem białe drzwi łazienki.
- Żyrafka tutaj?- oparł się ramieniem o ścianę patrząc na mnie z kpiną wypisana na twarzy.
- Jak widzisz.- odparłem próbując utrzymać obojętny ton.
- Nie myślalem że spotkamy się kiedykolwiek na imprezie, przecież jest już dawno po dobranocce plus tu jest alkohol.- zasmial się mierząc mnie wzrokiem.
- Możesz się oddalić z łaski swojej?- spytałem.
- Mogę się co najwyżej przybliżyć z łaski swojej.- podszedł do mnie popychajac mnie na ścianę. Uderzyłem plecami o ramki wydając z siebie zdziwiony jęk.
- Co ty odstawisz?- widziałem jak jego twarz przybliża się powoli do mojej. Nagle dudniaca muzka z salonu przycichla. Zaczęło mi szumiec w głowie, a ramię Jongupa znajdujące się na moim torsie przyciskalo mnie do ściany ozdobionej zdjęciami.
- O, piłeś. - stwierdził dotykając nosem mojego policzka-To ułatwi sprawę. - mruknął przechylajac głowę przybliżajac się jeszcze do mnie.
- Nie rób...- zacząłem drzacym głosem.
- Junnie, chodź szybko!! Odliczmy!- nagle w korytarzu pojawił się Youngjae machajac na mnie dłonią. Stanął jednak widząc naszą pozycję. -Przeszkodziłem?
- Co? Nie!- odepchnalem od siebie niższego chłopaka.
- Chodźcie, minuta do północy.
Zostałem wciągnięty na taras akurat w momencie gdy ludzie zaczęli odliczać od dziesięciu. Daehyun stał oparty o barierki z prawej strony. Nie patrzył się na fajerwerki które wyleciały w powietrze a na Yoo śmiejacego się radośnie. Muszę potem z nim poważnie porozmawiac. Gdzieś w tłumie migla mi fioletowa czupryna co przywowalo mi sytuację raptem sprzed kilku sekund.
- Wszelkiego najlepszego chłopaki- wszechobecny szmer. Każdy składał sobie życzenia noworoczne. Daehyun objął Yoo który z uśmiechem na ustach poglaskal go po włosach. Nagle zostałem przyciągniety do grupowego uścisku. Tym razem uśmiechnąłem się do siebie oplatając dłonie wookol jego talii.
Ten rok napewno będzie lepszy.
31 grudnia 2014
24 grudnia 2014
Honey! Baby is... cute (BangJae)
Hejka BABY !!
Wesołych Świąt moi drodzy <3!
Mam dla was obiecanego one shota z moim ulubionym pairingiem (nadal mam dylemat pomiędzy BangJae a DaeJae xdd). Cóż... tematyka nie każdemu musi się spodobać, ale ja chciałam to napisać ^^ Proszę was o naprawdę szczere opinie w komentarzach :)
#ForeveeWithBAP
Kiri: Witajcie moje drogie! (moi drodzy? :3)
Z okazji zbliżających się Świąt, które już walą do nas przez drzwi i okna, pragnę złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia, żebyście spędzili ten czas w spokojnym, rodzinnym gronie, przy stole pełnym samych pyszności~ Życzę Wam także, dużo zdrowia, spełnienia marzeń, dalszej miłości skierowanej do naszych kochanych króliczków, wspierania ich, chociaż mentalnie, w tym jakże trudnym dla nich okresie, ale również i pieniędzy! Co prawda szczęścia one nie dają, ale za to rzeczy, które można za nie kupić już owszem xp Jeszcze raz Wesołych! I smacznego!~ ^^
PS. Podzielcie się później opisami smakołyków, które zajadaliście w tym roku^.-
To nie tak, że nie szanowałem swojego życia. Kochałem je razem z całym pakietem problemów jakie mi podarowało. Jednocześnie, za najlepszy i najgorszy prezent mogę uznać niejakiego Bang Yongguka, szefa studia tatuażu i mojego "ukochanego" chłopaka. To nie tak, że go nie kocham, po prostu Yong sobie u mnie dzisiaj trochę nagrabił. A czym? Gdy wychodził do pracy o wpół do dziesiątej, pożegnał się ze mną zwykłym" Muszę już iść, pa". No myślałem, że mnie rozniesie. Jak tak można?! Bez żadnego buziaka albo kocham cię?
Zirytowany osunąłem się po poduszkach porozrzucanych na kanapie, przeskakując po kanałach w telewizorze. Zgiąłem się w pół gdy po raz już chyba ósmy w ciągu godziny poczułem mdłości. Od jakiś dwóch dni wymiotuję regularnie co dwie trzy godziny. Najlepsze jednak jest to, że jestem głodny, co jest dziwne, bo z doświadczenia wiem, że gdy jestem chory niczego nie przełknę.
Wstałem szybko biegnąc do łazienki gdy poczułem. że już dłużej nie wytrzymam.
Nienawidzę być chory....
***
Leżałem zwinięty w kulkę w sypialni, ta pozycja nie tylko powstrzymuje wymioty ale i łagodzi ból pleców, który od jakiegoś czasu ciągle mi towarzyszy. Czułem się koszmarnie, dawno nie byłem aż tak chory. Dochodzi do tego wszystkiego sytuacja z rana. Może i dramatyzuje, ale dla mnie to jest naprawdę ważne. Yongguk nie jest tak czuły jak te parę miesięcy temu. Nie zabiera mnie na randki do cyrku, nie kupuję spontanicznie róży, jest oziębły, a słowa "kocham cię" wychodzą z jego ust tylko wtedy kiedy ja pierwszy wypowiem swoje uczucia.
Naciągnąłem bordowy koc bardziej na siebie niemal chowając w nim głowę. Mam taką straszną ochotę na lody....
Przez to, że cały zakryłem się kocem, ledwo usłyszałem trzask drzwi i głośne "kochanie", jęknąłem przesuwając głowę bliżej kolan.
- Youngjae? - teraz doskonale słyszałem jak drzwi od sypialni otwierają się powoli. a Yongguk próbuje zlokalizować moją sylwetkę w ciemnym pokoju.
- Skarbie, nadal boli? - nie odpowiedziałem, ponieważ nadal byłem na niego zły za olanie mnie rano.
Poczułem jak materac obok mnie ugina się, a następnie koc zsuwa się o parę centymetrów z mojej głowy.
- Younggie, śpisz? - spytał szeptem naprawdę myśląc, że jestem pogrążony w krainie Morfeusza.
- Nie. - równie cicho odpowiedziałem rozchylając dotąd zamknięte powieki.
- Nadal cię mdli? - przyłożył dłoń do mojego policzka i pogłaskał go kciukiem.
- Tak.
- Zrobić ci herbaty?
- Nie.
- Stało się coś?
- Kochasz mnie? - spytałem szybko nawet się nie zastanawiając sie nad zadanym pytaniem.
- Co to za pytanie...
- Czyli nie? - poczułem jak w moich oczach wzbierają się łzy. Podniosłem się do siadu ignorując sensacje w brzuchu.
- Youngjae, kochanie. Jesteś dla mnie najważniejszy na świecie. Kocham cię jak nikogo innego wcześniej, a i później nikogo równie mocno nie będę kochał.
- Na prawdę? - pociągnąłem nosem wycierając łzę, która wyleciała nieproszona z oka.
- Na prawdę. Bardzobardzobardzo mocno. - Pochylił głowę, stopniowo zbliżając się do moich ust. Pocałunek jakim mnie obdarował był słodki i wolny, tak jakby na potwierdzenie wcześniejszych słów. Przybliżyłem się do niego, sprawiając że nasz pocałunek przerodził się w bardziej zachłanny i namiętny. Yongguk pociągnął moją dolną wargę, kładąc mnie na plecach. Westchnąłem w jego usta, oplatając jego szyję ramionami. Jego dłoń powoli i delikatnie błądziła po moim boku. Nagle oderwałem się od niego zasłaniając usta. Odepchnąłem Guka i pobiegłem do łazienki w ostatniej chwili klękając przed muszlą.
Ja naprawdę nienawidzę być chory.
***
- Czy bolą pana plecy?
- Pod koniec dnia, wieczorem kiedy szykuje się do snu.
- Nadmierne oddawanie moczu?
- Hmm... Tak, ale to może przez to, że więcej jem i piję.
- No dobrze. Mdłości ?
- Owszem, zwłaszcza z rana, ale potrafią trzymać się przez cały dzień.
- Yhym. Zadam teraz panu najważniejsze pytanie.
- Proszę.
- Czy w ciągu ostatnich miesięcy odbywał pan stosunek płciowy?
.....ŻE CO ?!
***
Wylewanie łez w toalecie siedząc opartym o wannę wydaję się być nie najlepszym sposobem na rozwiązanie problemu. Mój płacz przerodził się w dławienie się łzami gdy za siódmym razem spojrzałem na biały prostokącik widząc to samo. Ukryłem twarz w dłoniach podkulając pod siebie kolana. Jestem załamany, roztrzęsiony i jednocześnie zdenerwowany jak nigdy dotąd, ponieważ całe moje życie legło w gruzach przez jedną noc pełną rozkoszy. Mam ochotę zrobić coś Yonggukowi a jednocześnie wtulić się w niego, bo do cholery jasnej jestem w ciąży! Już nigdy nie będę się śmiał na filmach z tych wszystkich osób plączących po dowiedzeniu się, że noszą w sobie malutka istotkę. Jest to jednocześnie piękne, ponieważ jest ona cząstką mnie i Yongguka lecz też przerażające, bowiem mam ledwie dwadzieścia jeden lat, Guk dwadzieścia cztery, i jak my sobie poradzimy z dzieckiem, które potrzebuje uwagi przez cały dzień?
Podniosłem głowę łkając jeszcze głośniej gdy usłyszałem nawoływanie Yongguka.
Przyłożyłem dłonie do jeszcze płaskiego brzucha przetykając łzy.
- Jesteś tam maleństwo? Obiecuję ci, że będę dobrym tatą nieważne co się teraz stanie. - zarzuciłem bluzę na sześć opakowań po testach ciążowych leżących na podłodze obok mnie. W ostatniej chwili przypomniałem sobie również o tym najświeższym. Ciągle wylewając z siebie łzy, objąłem się ramionami czekając, aż Yongguk mnie znajdzie. Gdy w końcu to nastąpiło wstrzymałem na chwilę oddech.
- Youn... - spytał zapalając główne światło tak aby w łazience nie panował półmrok. Kiedy zrobiło się tak ciemno?
Oczy Guka rozszerzyły się a brwi powędrowały do góry gdy zobaczył moją skulona sylwetkę.
- Youngjae! - dopadł mnie w jednej chwili biorąc mnie w ramiona - Boże, skarbie co się stało? Youngjae?!
- Yongguk, ja... ja prze-przepraszam! Na- naprawdę nie ch-ciałem! - wychlipałem zaciskając dłonie na jego koszuli.
- Cśśś nie płacz. Spokojnie, powiedz mi co się stało.
- Ja...ja przepraszam... - wydukałem zamykając oczy.
- Kochanie błagam cię. nie płacz już. Nic się nie stało, naprawdę.
- Przepraszam Yongguk.
- Cśśś, już dobrze - zaczął bujać się ze mną, próbując mnie uspokoić, ale ja nie potrafiłem. Myślami odchodziłem w te najpiękniejsze chwile spędzone razem. Naszą pierwszą randkę, którą spędziliśmy w parku leżąc na świeżo co skoszonej trawie. Jego odprowadzanie mnie do domu po każdym naszym spotkaniu. Pierwszy pocałunek, przeżyty pod przystankiem kiedy złapał nas deszcz. Pierwszy raz, do którego przyłożył tyle wagi i wysiłku, rozplanowując wszystko w dzień, kiedy jego rodzice nocowali u znajomych.
Zacząłem oddychać spokojniej myśląc o tych wszystkich chwilach.
Nie wiem ile tak siedzieliśmy na zimnych płytkach w łazience i ile Yongguk głaskał mnie po włosach nucąc jakąś melodie, nie wiem po jakim czasie zmorzył mnie sen sprawiając że śniłem o randce w cyrku i różowej wacie cukrowej.
***
Obudziłem się w środku nocy przykryty puchatym kocem leżąc na łóżku w sypialni. Uśmiechnąłem się do siebie przytulając policzek do poduszki, gdy nagle uderzyła mnie rzeczywistość sprawiając, że podniosłem się do siadu zsuwając nakrycie z moich ramion.
- Nie - szepnąłem do siebie zachodząc z łóżka. Moją pierwszą myślą było udanie się do łazienki ale mijając elektroniczny zegarek w przedpokoju informujący o tym, że jest godzina druga dwadzieścia, udałem się od razu do salonu.
Zastałem Yongguka pochylonego nad ławą w salonie gdy siedział na kanapie. W moje oczy natychmiast rzucił się prostokącik leżący przed nim. Odetchnąłem wchodząc do pokoju, gotowy na najgorsze.
- Yonggukie? - powiedziałem cicho tylko po to aby powiadomić go o swoim przybyciu. Jego reakcji mogłem się spodziewać - drgnął jakby wybudzony z transu podnosząc na mnie wzrok. Podszedłem do niego siadając obok, na czarnej kanapie, zaczynając bawić się własnymi dłońmi.
- Yongguk, mam... Mam się iść spakować?
- Słucham? - spytał spoglądając na mnie, ale ja spuściłem wzrok nie mogąc znieść jego spojrzenia.
- Zabrać swoje rzeczy? - spytałem zaciskając szczękę, przecież nie mogę się teraz rozpłakać!
- Youngjae nigdzie cię nie puszczę.
- N-nie? - podniosłem głowę zdziwiony.
- Chodź tu głuptasku - poklepał swoje kolana dając mi jasny sygnał, że mam na nich usiąść, co uczyniłem automatycznie. - Naprawdę nie wiem skąd mogło ci przyjść do głowy to, że każe ci się teraz wyprowadzić. - schował kosmyk moich ciemnych włosów za ucho uśmiechając się lekko.
- Czyli... Nie gniewasz się?
- Wręcz przeciwnie, jestem szczęśliwy. - pocałował mnie lekko - Będziemy rodzicami!
Zaśmiałem się lekko, pozbywając się całego napięcia i smutku z ciała.
- Tak Yongguk, rodzicami.
***
- Gukkie śpisz? - Potrząsnąłem ramieniem Yongguka nachylając się nad nim. - Yonggukkie, śpisz?- powtórzyłem, gdy zauważyłem, że otwiera leniwie zaspane oczy.
- Już nie. O co chodzi? Coś cię boli? - usłyszałem jego chrypliwy głos.
- Nie ale... masz może ochotę na lody? - zapytałem cicho przytulając się do jego boku.
- Co? - spytał zapalając małą lampek, która stoi obok łóżka.
- No, czekoladowe. Masz? - wlepiłem w niego wzrok ściskając jego dłoń.
- Kochanie jest pierwsza w nocy...
- A ja mam i to straszną.
- I co związku z tym? - zapytał powoli tak jakby już przeczuwał o co chcę go prosić.
- Przyniesiesz mi?
- Nie mamy lodów. Zjadłeś wczoraj truskawkowe. - dobrze wiedziałem, że już ich nie ma dlatego zapytałem:
- Wiesz... mógłbyś pójść po nie?
- Teraz? - jęknął zakrywając oczy dłonią.
- Yhym, proszę.
- No ale.... - spojrzał na mnie przez palce i to był jego błąd. Zrobiłem najbardziej słodką minkę na jaką było mnie stać i pociągnąłem nosem wtulając się w jego dłoń - ... no dobrze.
- Kochamy cię. - powiedziałem z uśmiechem głaszcząc swój brzuch.
- Ja was też. - pocałował mnie w czoło a następnie przejechał dłonią po moim ukrytym brzuchu - Za niedługo jestem.
***
Podszedłem do Yongguka szkicującego coś przy stole w kuchni. Objąłem jego szyję ramionami, kładąc podbródek na jego ramieniu.
- I jak ci się podoba? - spytał podnosząc rysunek, na którym widniało dziecko odwrócone tyłem jakby idące przez ścieżkę.
- Ładny. Dla kogo? - przysiadem na stole bawiąc się palcami. Mam plan.
- Dla mnie - wzruszył ramionami odkładając rysunek do białej teczki a ołówki do piórnika.
- Dla ciebie? Gdzie? - spytałem siadając mu na kolanach, gdy przyciągnął mnie za dłoń do siebie.
- Myślałem nad prawą łopatka, ale zdecydowałem, że tu będzie lepiej - dotknął swojego prawego przedramienia. Uśmiechnąłem się do niego przybliżając usta do jego warg.
- Tu będzie idealnie - szepnąłem zanim nie zaatakowałem jego warg. Szukałem w internecie informacji na temat seksu w ciąży. Okazało się, że gdy ciąża przebiega prawidłowo i ja dobrze się czuję można się kochać. Miałem zamiar wykorzystać ten fakt i nawet siłą zaciągnąć Yongguka do łóżka. Ostatni raz kochaliśmy się trzy miesiące temu, a ja jestem straszenie napalony i to nie dlatego, że Gukkie chodził po mieszkaniu bez koszulki w samych szarych dresowych spodniach przez pół dnia... choć w sumie.
Przejechałem dłonią po jego torsie odpinając powoli pierwszy guziczek od białej koszuli. Gdy poluzowałem wszystkie, wsunąłem dłoń pod nią jeżdżąc po całej klatce piersiowej, czując napinające się mięśnie.
- Younggie nie może...
- Możemy - przerwałem schodząc ustami na jego odsłonięta pierś, a dłonią na rozporek od czarnych spodni.
- Ale dziecko. - jęknął łapiąc moją dłoń.
- Nic mu nie będzie. - szepnąłem zeskakując z jego kolan. Ująłem jego nadgarstek kierując się do sypialni, z której długo nie wyszedł.
***
- Myślisz, że to chłopczyk czy dziewczynka? - spytał któregoś dnia Yongguk, gdy leniliśmy się w sobotnie popołudnie. Jego głowa znajdowała się blisko mojego brzucha, który ciągle głaskał.
- Strasznie kopie, więc może chłopczyk? - włożyłem do ust kolejną cząstkę mandarynki. Przerzuciłem się na owoce, jakiś czas temu po zobaczeniu ile przytyłem.
- Boli cię, gdy się rusza? - poczułem lekki pocałunek złożony przez materiał zwiewnej bluzki na moim już sporym brzuchu. Uśmiechnąłem się na ten gest do siebie.
- Nie, prawie tego nie czuję. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Wiesz... myślałem nad imieniem. - Yonnguk podciągnął się aby móc spojrzeć mi w twarz.
- I co?
- Mam parę, ale zdecydujmy razem, dobrze?
- Dobrze. - pokiwałem głową.
- Dla dziewczynki Minji lub Yaejin, a dla chłopca Minyoung bądź Yijoon.
- Jeżeli chłopiec to Minyoung mi się podoba, a jak dziewczynka to...Yaejin.
- A więc wybrane?
- Tak - pokiwałem głową.
- Słyszysz maleństwo? - znowu pochylił się w stronę brzucha podciągając materiał i spojrzał na niego po momencie całując go z czułością. Zaśmiałem się czując łaskotki.
- Yongguk przestań, to łaskocze! - próbowałem odgonić jego usta i dłonie, które znalazły się na bokach brzucha gilgocząc mnie w wrażliwe miejsce. Śmiałem się wymachując dłońmi tak, że strąciłem miseczkę z mandarynkami.
- Już, dosyć proszę! - złapałem jego dłonie kiedy pochylił się nade mną patrząc mi w oczy. Dotknął mojego policzka uśmiechając się błogo.
- Kocham cię
- Ja ciebie też.
***
- Yongguk, co ty robisz? - stanąłem w drzwiach do naszej sypialni w której od piętnastu minut słychać było młotek i przekleństwa.
- Składam kołyskę.- odparł nawet nie odbywając wzroku od białych deseczek. Podszedłem w stronę okna z trudem siadając obok niego na podłodze.
- Kołyskę? Kołyski są nie praktyczne. Mama mówiła mi, że po czterech może pięciu miesiącach dzieci z nich wyrastają.
- No to... - spojrzał na mnie zastanawiając się - ... nasze maleństwo będzie miało kołyskę przez pięć miesięcy.
- Nie za bardzo się wczuwasz? - wziąłem do rąk zadziwiająco dużą instrukcję jak do nie skomplikowanej kołyski składającej się z paru drewienek. -Do porodu jeszcze trzy miesiące.- przypomniałem.
- Hej, chcę aby nasze dziecko miało wszystko co najlepsze, w tym kołyskę... Cholera gdzie to ma być? - spojrzał na wygięta cześć łóżeczka drapiąc się po karku - Jutro kupię bujany fotel.
- Po co? - zdziwiłem się pokazując mu rysunek na instrukcji - Przykręć to do tej prostej deseczki.
- Aby było ci wygodnie.
Westchnąłem, kręcąc głową z politowaniem.
***
Wyjąłem z kolorowego pudełka czerwoną bombkę podając ją Gukowi stojącemu na taborecie. Właśnie ubieraliśmy choinkę (tak naprawdę to Yongguk ubierał, ja robię za pomoc) dopiero co przytransportowaną z rynku. To już trzecie święta podczas, których jestem z Yonggukiem, ale pierwsze spędzone wspólnie. Z laptopa leżącego na komodzie sączyły się świąteczne piosenki sprawiając że śpiewałem je cicho pod nosem.
- Younggie, podasz gwiazdę? Założę ją skoro już jestem na górze - pokiwałem głową podchodząc do ławy, na której leżały kartony po brzegi wypełnione łańcuchami, lampkami, bombkami czy stroikami. Wyjąłem z największego dużą złotą gwiazdę przecierając cyrkonie znajdujące się na samym środku.
- Mogę ja to zrobić? - spytałem trzymając gwiazdę przy sobie.
- No nie wie...
- Będziesz mnie trzymał! No weź, pozwól mi! - jęknąłem w ostatniej chwili powstrzymując tupniecie nogą.
- Okej, miej tą radość dzieciaku - zaśmiał się schodząc z taboretu. Już chciałem teraz ja wejść na niego i założyć gwiazdę, gdy poczułem dłonie na talii.
- Serio? - spytałem spoglądając przez ramię.
- Siedź cicho i zakładaj tą gwiazdkę.- mruknął spuszczając wzrok, ale gdy tylko stanąłem na palcach by dosięgnąć czubka choinki ucisk na biodrach się wzmocnił. Zaśmiałem się poprawiając ozdobę.
- Widzisz? Nic strasznego się nie stało - odwróciłem się przodem kładąc mu dłonie na ramionach i pochyliłem się na tyle ile pozwalał mi mój beczkowaty brzuch cmokając Banga w policzek.
- Te święta naprawdę będą magiczne. - mruknąłem przykładając swoje czoło do tego należącego do jego.
***
- Bang! - zawyłem łapiąc się za brzuch.
- Younggie, co się dzieję? - Yongguk wpadł do sypialni zapalając światło.
- Ja... Aaaaa... - zgiąłem się w pół, gdy coś znów ścisnęło mi brzuch.
- O mój Boże, rodzisz?
- Nie, do cholery, bawię się! - warknąłem zaciskając pięści i zęby. Siedziałem na łóżku przykryty kocem. Drzemałem, gdy poczułem ostry ból w brzuchu.
- Tylko spokojnie skarbie, pamiętaj oddychaj powoli. - złapał moje policzki próbując mnie uspokoić choć i w jego oczach widziałem przerażenie - Wdech, wydech, wdech, wydech, pamiętasz? Daj mi dwie minuty. - wybiegł z sypialni zostawiając otwarte drzwi przez co doskonale słyszałem jak biega po całym mieszkaniu otwierając najpierw zapewne szafę aby wyjąć z niej torbę sportową a następnie wrzucać wszystko co wpadnie mu w ręce. Zawyłem znów, gdy poczułem kolejny skurcz, tym razem o wiele mocniejszy.
- Yongguk, szybciej!
***
Leżałem cały spocony, ale i szczęśliwy. Trzymałem na rękach najbardziej kruchą istotkę jaką w życiu widziałem. Yongguk przysiadł na szpitalnym łóżku, całując mnie w czoło i otaczając ramieniem. Oparłem się o jego pierś uśmiechając się błogo .
- Mały Minyoung - szepnął dotykając jedynie palcem malutkich rączek dzidziusia. - Mały, słodki Minyoung. - powtórzył przejeżdżając palcem po czerwonym policzku maleństwa.
- Z dzieckiem wszystko w porządku - usłyszeliśmy głos lekarza, który trzymał jakieś karty w dłoni. - Pięćdziesiąt centymetrów wzrostu, dwa sześćset wagi. Puls w porządku... No, jednym słowem zdrowy. - uśmiechałem się wracając wzrokiem do zaczerwienionej twarzyczki. - Proszę wypocząć panie Yoo, cesarskie cięcie to operacja, po której należy dużo odpoczywać.
- Jeszcze momencik - powiedziałem patrząc błagalnym wzrokiem a to na doktora a to na Yongguka.
- No dobrze, proszę się nacieszyć dzieckiem. Do zobaczenia. - skłonił się wychodząc z sali.
- Nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłeś, gdy zemdlałeś. - rzekł Yongguk wpatrując się w naszego synka.
- Przepraszam. - szepnąłem podnosząc na niego wzrok - Najważniejsze, że z dzieckiem wszystko w porządku.
- Nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwy.
- Wiem Yongguk, czuję to samo.
***
Zajmowanie się dzieckiem przyszło nam zadziwiająco łatwo. Przez pierwsze dwa tygodnie w domu zostawał ze mną Yongguk, biorąc sobie wolne w pracy. W końcu i tak to on był szefem, a swoim pracownikom ufał w stu procentach.
Minyoung jest słodkim dzieckiem, niestety noszenie go na rękach spodobało mu się tak bardzo, że gdy tylko próbujemy położyć go z Gukiem na naszym łóżku zaczynają się krzyki i płacz, co innego z kołyską. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że zakup tego małego łóżeczka był świetnym pomysłem, gdyż tylko to i aniołki kręcące się nad głową chłopca zaciekawiają go na tyle, aby mógł poleżeć przez paręnaście minut. Tak jak teraz .
Usiadłem na łóżku, obok swojego mężczyzny, od razu kładąc mu głowę na ramieniu.
- Mały diabełek - mruknąłem przypatrując się jak Minnie wyciąga rączki by dosięgnąć kolorowych ozdób.
- Wytrzymaj jeszcze dwa dni. Całą sobotę ja się nim zajmę - Yongguk otoczył mnie ramieniem przyciągając bliżej siebie.
- Yhym - mruknąłem niewyraźnie przymykając oczy.
- Połóż się.
- Nie - pokręciłem głową - Jest za wcześnie.
- Zasypiasz mi na ramieniu.
- Wiem - zaśmiałem się cicho, podnosząc głowę - Spożytkuje ten czas, gdy Minyoung jest grzeczny i pójdę wziąć długą kąpiel, mogę? - spytałem wstając.
- A ja mam lepszy pomysł. - wplótł swoją prawą dłoń w moje włosy przeczesując je.
- Tak? Jaki? - spytałem pochylając się nad nim.
- Uśpimy Minyounga i pójdziemy razem wziąć kąpiel, hmm?
- Twój pomysł brzmi o wiele lepiej. - pokiwałem z uznaniem głową.
***
- Minnie, powiedz tata.
- Nana
- Ta-ta
- Nana.
- Ech... skarbie ta- ta nie na-na. - zaśmiałem się z nieudolnych prób nauczenia przez Yongguka słowa "tata".
- Nana.
- Yongguk, on ma dopiero trzynaście miesięcy - przypomniałem, odwracają z powrotem wzrok na telewizor.
- Mówi już nana, to i tata potrafi. - zaśmiałem się jeszcze głośniej wracając wzrokiem do Yongguka i Minyounga siedzącego u niego na kolanach. - Prawda Minnie, kochasz tatę? - Minyoung jest w fazie powtarzania, więc gdy Gukkie kiwa głową Minnie automatycznie to powtarza, z boku wygląda to tak jakby odpowiadał Yonggukowi "tak".
- Jesteś niemożliwy - pokręciłem głową z politowaniem, a następnie znowu zaśmiałem się widząc, że i to Minyoung powtórzył. - Widzisz dziecko potwierdza. - wskazałem najmniejszego z nas.
- Nie prawda, on to po tobie powtarza! - oburzył się Yongguk.
- No właś... - nie dokończyłem zdając sobie sprawę, że i tak nie przekonam Yongguka - Albo nic- przesiadłem się z kanapy na dywan, gdzie wśród porozrzucanych miśków, klocków, autek i bóg wie czego, jeszcze siedział po turecku Yongguk razem z naszym synkiem. Minyoung dwa tygodnie po swoich pierwszych urodzinach zaszczycił nas swoimi pierwszymi krokami, więc teraz każda chwila spędzona w jednym miejscu dłużej niż dziesięć minut jest odpoczynkiem. Przysiadłem się obok nich odsuwając jakiegoś kolorowego bączka.
- Zrobimy samolocika Minnie? - Yongguk wyciągnął do niego dłonie co malec natychmiast wykorzystał... Cóż w naszych ramionach chyba nadal mu najwygodniej. I niech tak będzie przez jeszcze długi czas.
Wesołych Świąt moi drodzy <3!
Mam dla was obiecanego one shota z moim ulubionym pairingiem (nadal mam dylemat pomiędzy BangJae a DaeJae xdd). Cóż... tematyka nie każdemu musi się spodobać, ale ja chciałam to napisać ^^ Proszę was o naprawdę szczere opinie w komentarzach :)
#ForeveeWithBAP
Kiri: Witajcie moje drogie! (moi drodzy? :3)
Z okazji zbliżających się Świąt, które już walą do nas przez drzwi i okna, pragnę złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia, żebyście spędzili ten czas w spokojnym, rodzinnym gronie, przy stole pełnym samych pyszności~ Życzę Wam także, dużo zdrowia, spełnienia marzeń, dalszej miłości skierowanej do naszych kochanych króliczków, wspierania ich, chociaż mentalnie, w tym jakże trudnym dla nich okresie, ale również i pieniędzy! Co prawda szczęścia one nie dają, ale za to rzeczy, które można za nie kupić już owszem xp Jeszcze raz Wesołych! I smacznego!~ ^^
PS. Podzielcie się później opisami smakołyków, które zajadaliście w tym roku^.-
To nie tak, że nie szanowałem swojego życia. Kochałem je razem z całym pakietem problemów jakie mi podarowało. Jednocześnie, za najlepszy i najgorszy prezent mogę uznać niejakiego Bang Yongguka, szefa studia tatuażu i mojego "ukochanego" chłopaka. To nie tak, że go nie kocham, po prostu Yong sobie u mnie dzisiaj trochę nagrabił. A czym? Gdy wychodził do pracy o wpół do dziesiątej, pożegnał się ze mną zwykłym" Muszę już iść, pa". No myślałem, że mnie rozniesie. Jak tak można?! Bez żadnego buziaka albo kocham cię?
Zirytowany osunąłem się po poduszkach porozrzucanych na kanapie, przeskakując po kanałach w telewizorze. Zgiąłem się w pół gdy po raz już chyba ósmy w ciągu godziny poczułem mdłości. Od jakiś dwóch dni wymiotuję regularnie co dwie trzy godziny. Najlepsze jednak jest to, że jestem głodny, co jest dziwne, bo z doświadczenia wiem, że gdy jestem chory niczego nie przełknę.
Wstałem szybko biegnąc do łazienki gdy poczułem. że już dłużej nie wytrzymam.
Nienawidzę być chory....
***
Leżałem zwinięty w kulkę w sypialni, ta pozycja nie tylko powstrzymuje wymioty ale i łagodzi ból pleców, który od jakiegoś czasu ciągle mi towarzyszy. Czułem się koszmarnie, dawno nie byłem aż tak chory. Dochodzi do tego wszystkiego sytuacja z rana. Może i dramatyzuje, ale dla mnie to jest naprawdę ważne. Yongguk nie jest tak czuły jak te parę miesięcy temu. Nie zabiera mnie na randki do cyrku, nie kupuję spontanicznie róży, jest oziębły, a słowa "kocham cię" wychodzą z jego ust tylko wtedy kiedy ja pierwszy wypowiem swoje uczucia.
Naciągnąłem bordowy koc bardziej na siebie niemal chowając w nim głowę. Mam taką straszną ochotę na lody....
Przez to, że cały zakryłem się kocem, ledwo usłyszałem trzask drzwi i głośne "kochanie", jęknąłem przesuwając głowę bliżej kolan.
- Youngjae? - teraz doskonale słyszałem jak drzwi od sypialni otwierają się powoli. a Yongguk próbuje zlokalizować moją sylwetkę w ciemnym pokoju.
- Skarbie, nadal boli? - nie odpowiedziałem, ponieważ nadal byłem na niego zły za olanie mnie rano.
Poczułem jak materac obok mnie ugina się, a następnie koc zsuwa się o parę centymetrów z mojej głowy.
- Younggie, śpisz? - spytał szeptem naprawdę myśląc, że jestem pogrążony w krainie Morfeusza.
- Nie. - równie cicho odpowiedziałem rozchylając dotąd zamknięte powieki.
- Nadal cię mdli? - przyłożył dłoń do mojego policzka i pogłaskał go kciukiem.
- Tak.
- Zrobić ci herbaty?
- Nie.
- Stało się coś?
- Kochasz mnie? - spytałem szybko nawet się nie zastanawiając sie nad zadanym pytaniem.
- Co to za pytanie...
- Czyli nie? - poczułem jak w moich oczach wzbierają się łzy. Podniosłem się do siadu ignorując sensacje w brzuchu.
- Youngjae, kochanie. Jesteś dla mnie najważniejszy na świecie. Kocham cię jak nikogo innego wcześniej, a i później nikogo równie mocno nie będę kochał.
- Na prawdę? - pociągnąłem nosem wycierając łzę, która wyleciała nieproszona z oka.
- Na prawdę. Bardzobardzobardzo mocno. - Pochylił głowę, stopniowo zbliżając się do moich ust. Pocałunek jakim mnie obdarował był słodki i wolny, tak jakby na potwierdzenie wcześniejszych słów. Przybliżyłem się do niego, sprawiając że nasz pocałunek przerodził się w bardziej zachłanny i namiętny. Yongguk pociągnął moją dolną wargę, kładąc mnie na plecach. Westchnąłem w jego usta, oplatając jego szyję ramionami. Jego dłoń powoli i delikatnie błądziła po moim boku. Nagle oderwałem się od niego zasłaniając usta. Odepchnąłem Guka i pobiegłem do łazienki w ostatniej chwili klękając przed muszlą.
Ja naprawdę nienawidzę być chory.
***
- Czy bolą pana plecy?
- Pod koniec dnia, wieczorem kiedy szykuje się do snu.
- Nadmierne oddawanie moczu?
- Hmm... Tak, ale to może przez to, że więcej jem i piję.
- No dobrze. Mdłości ?
- Owszem, zwłaszcza z rana, ale potrafią trzymać się przez cały dzień.
- Yhym. Zadam teraz panu najważniejsze pytanie.
- Proszę.
- Czy w ciągu ostatnich miesięcy odbywał pan stosunek płciowy?
.....ŻE CO ?!
***
Wylewanie łez w toalecie siedząc opartym o wannę wydaję się być nie najlepszym sposobem na rozwiązanie problemu. Mój płacz przerodził się w dławienie się łzami gdy za siódmym razem spojrzałem na biały prostokącik widząc to samo. Ukryłem twarz w dłoniach podkulając pod siebie kolana. Jestem załamany, roztrzęsiony i jednocześnie zdenerwowany jak nigdy dotąd, ponieważ całe moje życie legło w gruzach przez jedną noc pełną rozkoszy. Mam ochotę zrobić coś Yonggukowi a jednocześnie wtulić się w niego, bo do cholery jasnej jestem w ciąży! Już nigdy nie będę się śmiał na filmach z tych wszystkich osób plączących po dowiedzeniu się, że noszą w sobie malutka istotkę. Jest to jednocześnie piękne, ponieważ jest ona cząstką mnie i Yongguka lecz też przerażające, bowiem mam ledwie dwadzieścia jeden lat, Guk dwadzieścia cztery, i jak my sobie poradzimy z dzieckiem, które potrzebuje uwagi przez cały dzień?
Podniosłem głowę łkając jeszcze głośniej gdy usłyszałem nawoływanie Yongguka.
Przyłożyłem dłonie do jeszcze płaskiego brzucha przetykając łzy.
- Jesteś tam maleństwo? Obiecuję ci, że będę dobrym tatą nieważne co się teraz stanie. - zarzuciłem bluzę na sześć opakowań po testach ciążowych leżących na podłodze obok mnie. W ostatniej chwili przypomniałem sobie również o tym najświeższym. Ciągle wylewając z siebie łzy, objąłem się ramionami czekając, aż Yongguk mnie znajdzie. Gdy w końcu to nastąpiło wstrzymałem na chwilę oddech.
- Youn... - spytał zapalając główne światło tak aby w łazience nie panował półmrok. Kiedy zrobiło się tak ciemno?
Oczy Guka rozszerzyły się a brwi powędrowały do góry gdy zobaczył moją skulona sylwetkę.
- Youngjae! - dopadł mnie w jednej chwili biorąc mnie w ramiona - Boże, skarbie co się stało? Youngjae?!
- Yongguk, ja... ja prze-przepraszam! Na- naprawdę nie ch-ciałem! - wychlipałem zaciskając dłonie na jego koszuli.
- Cśśś nie płacz. Spokojnie, powiedz mi co się stało.
- Ja...ja przepraszam... - wydukałem zamykając oczy.
- Kochanie błagam cię. nie płacz już. Nic się nie stało, naprawdę.
- Przepraszam Yongguk.
- Cśśś, już dobrze - zaczął bujać się ze mną, próbując mnie uspokoić, ale ja nie potrafiłem. Myślami odchodziłem w te najpiękniejsze chwile spędzone razem. Naszą pierwszą randkę, którą spędziliśmy w parku leżąc na świeżo co skoszonej trawie. Jego odprowadzanie mnie do domu po każdym naszym spotkaniu. Pierwszy pocałunek, przeżyty pod przystankiem kiedy złapał nas deszcz. Pierwszy raz, do którego przyłożył tyle wagi i wysiłku, rozplanowując wszystko w dzień, kiedy jego rodzice nocowali u znajomych.
Zacząłem oddychać spokojniej myśląc o tych wszystkich chwilach.
Nie wiem ile tak siedzieliśmy na zimnych płytkach w łazience i ile Yongguk głaskał mnie po włosach nucąc jakąś melodie, nie wiem po jakim czasie zmorzył mnie sen sprawiając że śniłem o randce w cyrku i różowej wacie cukrowej.
***
Obudziłem się w środku nocy przykryty puchatym kocem leżąc na łóżku w sypialni. Uśmiechnąłem się do siebie przytulając policzek do poduszki, gdy nagle uderzyła mnie rzeczywistość sprawiając, że podniosłem się do siadu zsuwając nakrycie z moich ramion.
- Nie - szepnąłem do siebie zachodząc z łóżka. Moją pierwszą myślą było udanie się do łazienki ale mijając elektroniczny zegarek w przedpokoju informujący o tym, że jest godzina druga dwadzieścia, udałem się od razu do salonu.
Zastałem Yongguka pochylonego nad ławą w salonie gdy siedział na kanapie. W moje oczy natychmiast rzucił się prostokącik leżący przed nim. Odetchnąłem wchodząc do pokoju, gotowy na najgorsze.
- Yonggukie? - powiedziałem cicho tylko po to aby powiadomić go o swoim przybyciu. Jego reakcji mogłem się spodziewać - drgnął jakby wybudzony z transu podnosząc na mnie wzrok. Podszedłem do niego siadając obok, na czarnej kanapie, zaczynając bawić się własnymi dłońmi.
- Yongguk, mam... Mam się iść spakować?
- Słucham? - spytał spoglądając na mnie, ale ja spuściłem wzrok nie mogąc znieść jego spojrzenia.
- Zabrać swoje rzeczy? - spytałem zaciskając szczękę, przecież nie mogę się teraz rozpłakać!
- Youngjae nigdzie cię nie puszczę.
- N-nie? - podniosłem głowę zdziwiony.
- Chodź tu głuptasku - poklepał swoje kolana dając mi jasny sygnał, że mam na nich usiąść, co uczyniłem automatycznie. - Naprawdę nie wiem skąd mogło ci przyjść do głowy to, że każe ci się teraz wyprowadzić. - schował kosmyk moich ciemnych włosów za ucho uśmiechając się lekko.
- Czyli... Nie gniewasz się?
- Wręcz przeciwnie, jestem szczęśliwy. - pocałował mnie lekko - Będziemy rodzicami!
Zaśmiałem się lekko, pozbywając się całego napięcia i smutku z ciała.
- Tak Yongguk, rodzicami.
***
- Gukkie śpisz? - Potrząsnąłem ramieniem Yongguka nachylając się nad nim. - Yonggukkie, śpisz?- powtórzyłem, gdy zauważyłem, że otwiera leniwie zaspane oczy.
- Już nie. O co chodzi? Coś cię boli? - usłyszałem jego chrypliwy głos.
- Nie ale... masz może ochotę na lody? - zapytałem cicho przytulając się do jego boku.
- Co? - spytał zapalając małą lampek, która stoi obok łóżka.
- No, czekoladowe. Masz? - wlepiłem w niego wzrok ściskając jego dłoń.
- Kochanie jest pierwsza w nocy...
- A ja mam i to straszną.
- I co związku z tym? - zapytał powoli tak jakby już przeczuwał o co chcę go prosić.
- Przyniesiesz mi?
- Nie mamy lodów. Zjadłeś wczoraj truskawkowe. - dobrze wiedziałem, że już ich nie ma dlatego zapytałem:
- Wiesz... mógłbyś pójść po nie?
- Teraz? - jęknął zakrywając oczy dłonią.
- Yhym, proszę.
- No ale.... - spojrzał na mnie przez palce i to był jego błąd. Zrobiłem najbardziej słodką minkę na jaką było mnie stać i pociągnąłem nosem wtulając się w jego dłoń - ... no dobrze.
- Kochamy cię. - powiedziałem z uśmiechem głaszcząc swój brzuch.
- Ja was też. - pocałował mnie w czoło a następnie przejechał dłonią po moim ukrytym brzuchu - Za niedługo jestem.
***
Podszedłem do Yongguka szkicującego coś przy stole w kuchni. Objąłem jego szyję ramionami, kładąc podbródek na jego ramieniu.
- I jak ci się podoba? - spytał podnosząc rysunek, na którym widniało dziecko odwrócone tyłem jakby idące przez ścieżkę.
- Ładny. Dla kogo? - przysiadem na stole bawiąc się palcami. Mam plan.
- Dla mnie - wzruszył ramionami odkładając rysunek do białej teczki a ołówki do piórnika.
- Dla ciebie? Gdzie? - spytałem siadając mu na kolanach, gdy przyciągnął mnie za dłoń do siebie.
- Myślałem nad prawą łopatka, ale zdecydowałem, że tu będzie lepiej - dotknął swojego prawego przedramienia. Uśmiechnąłem się do niego przybliżając usta do jego warg.
- Tu będzie idealnie - szepnąłem zanim nie zaatakowałem jego warg. Szukałem w internecie informacji na temat seksu w ciąży. Okazało się, że gdy ciąża przebiega prawidłowo i ja dobrze się czuję można się kochać. Miałem zamiar wykorzystać ten fakt i nawet siłą zaciągnąć Yongguka do łóżka. Ostatni raz kochaliśmy się trzy miesiące temu, a ja jestem straszenie napalony i to nie dlatego, że Gukkie chodził po mieszkaniu bez koszulki w samych szarych dresowych spodniach przez pół dnia... choć w sumie.
Przejechałem dłonią po jego torsie odpinając powoli pierwszy guziczek od białej koszuli. Gdy poluzowałem wszystkie, wsunąłem dłoń pod nią jeżdżąc po całej klatce piersiowej, czując napinające się mięśnie.
- Younggie nie może...
- Możemy - przerwałem schodząc ustami na jego odsłonięta pierś, a dłonią na rozporek od czarnych spodni.
- Ale dziecko. - jęknął łapiąc moją dłoń.
- Nic mu nie będzie. - szepnąłem zeskakując z jego kolan. Ująłem jego nadgarstek kierując się do sypialni, z której długo nie wyszedł.
***
- Myślisz, że to chłopczyk czy dziewczynka? - spytał któregoś dnia Yongguk, gdy leniliśmy się w sobotnie popołudnie. Jego głowa znajdowała się blisko mojego brzucha, który ciągle głaskał.
- Strasznie kopie, więc może chłopczyk? - włożyłem do ust kolejną cząstkę mandarynki. Przerzuciłem się na owoce, jakiś czas temu po zobaczeniu ile przytyłem.
- Boli cię, gdy się rusza? - poczułem lekki pocałunek złożony przez materiał zwiewnej bluzki na moim już sporym brzuchu. Uśmiechnąłem się na ten gest do siebie.
- Nie, prawie tego nie czuję. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Wiesz... myślałem nad imieniem. - Yonnguk podciągnął się aby móc spojrzeć mi w twarz.
- I co?
- Mam parę, ale zdecydujmy razem, dobrze?
- Dobrze. - pokiwałem głową.
- Dla dziewczynki Minji lub Yaejin, a dla chłopca Minyoung bądź Yijoon.
- Jeżeli chłopiec to Minyoung mi się podoba, a jak dziewczynka to...Yaejin.
- A więc wybrane?
- Tak - pokiwałem głową.
- Słyszysz maleństwo? - znowu pochylił się w stronę brzucha podciągając materiał i spojrzał na niego po momencie całując go z czułością. Zaśmiałem się czując łaskotki.
- Yongguk przestań, to łaskocze! - próbowałem odgonić jego usta i dłonie, które znalazły się na bokach brzucha gilgocząc mnie w wrażliwe miejsce. Śmiałem się wymachując dłońmi tak, że strąciłem miseczkę z mandarynkami.
- Już, dosyć proszę! - złapałem jego dłonie kiedy pochylił się nade mną patrząc mi w oczy. Dotknął mojego policzka uśmiechając się błogo.
- Kocham cię
- Ja ciebie też.
***
- Yongguk, co ty robisz? - stanąłem w drzwiach do naszej sypialni w której od piętnastu minut słychać było młotek i przekleństwa.
- Składam kołyskę.- odparł nawet nie odbywając wzroku od białych deseczek. Podszedłem w stronę okna z trudem siadając obok niego na podłodze.
- Kołyskę? Kołyski są nie praktyczne. Mama mówiła mi, że po czterech może pięciu miesiącach dzieci z nich wyrastają.
- No to... - spojrzał na mnie zastanawiając się - ... nasze maleństwo będzie miało kołyskę przez pięć miesięcy.
- Nie za bardzo się wczuwasz? - wziąłem do rąk zadziwiająco dużą instrukcję jak do nie skomplikowanej kołyski składającej się z paru drewienek. -Do porodu jeszcze trzy miesiące.- przypomniałem.
- Hej, chcę aby nasze dziecko miało wszystko co najlepsze, w tym kołyskę... Cholera gdzie to ma być? - spojrzał na wygięta cześć łóżeczka drapiąc się po karku - Jutro kupię bujany fotel.
- Po co? - zdziwiłem się pokazując mu rysunek na instrukcji - Przykręć to do tej prostej deseczki.
- Aby było ci wygodnie.
Westchnąłem, kręcąc głową z politowaniem.
***
Wyjąłem z kolorowego pudełka czerwoną bombkę podając ją Gukowi stojącemu na taborecie. Właśnie ubieraliśmy choinkę (tak naprawdę to Yongguk ubierał, ja robię za pomoc) dopiero co przytransportowaną z rynku. To już trzecie święta podczas, których jestem z Yonggukiem, ale pierwsze spędzone wspólnie. Z laptopa leżącego na komodzie sączyły się świąteczne piosenki sprawiając że śpiewałem je cicho pod nosem.
- Younggie, podasz gwiazdę? Założę ją skoro już jestem na górze - pokiwałem głową podchodząc do ławy, na której leżały kartony po brzegi wypełnione łańcuchami, lampkami, bombkami czy stroikami. Wyjąłem z największego dużą złotą gwiazdę przecierając cyrkonie znajdujące się na samym środku.
- Mogę ja to zrobić? - spytałem trzymając gwiazdę przy sobie.
- No nie wie...
- Będziesz mnie trzymał! No weź, pozwól mi! - jęknąłem w ostatniej chwili powstrzymując tupniecie nogą.
- Okej, miej tą radość dzieciaku - zaśmiał się schodząc z taboretu. Już chciałem teraz ja wejść na niego i założyć gwiazdę, gdy poczułem dłonie na talii.
- Serio? - spytałem spoglądając przez ramię.
- Siedź cicho i zakładaj tą gwiazdkę.- mruknął spuszczając wzrok, ale gdy tylko stanąłem na palcach by dosięgnąć czubka choinki ucisk na biodrach się wzmocnił. Zaśmiałem się poprawiając ozdobę.
- Widzisz? Nic strasznego się nie stało - odwróciłem się przodem kładąc mu dłonie na ramionach i pochyliłem się na tyle ile pozwalał mi mój beczkowaty brzuch cmokając Banga w policzek.
- Te święta naprawdę będą magiczne. - mruknąłem przykładając swoje czoło do tego należącego do jego.
***
- Bang! - zawyłem łapiąc się za brzuch.
- Younggie, co się dzieję? - Yongguk wpadł do sypialni zapalając światło.
- Ja... Aaaaa... - zgiąłem się w pół, gdy coś znów ścisnęło mi brzuch.
- O mój Boże, rodzisz?
- Nie, do cholery, bawię się! - warknąłem zaciskając pięści i zęby. Siedziałem na łóżku przykryty kocem. Drzemałem, gdy poczułem ostry ból w brzuchu.
- Tylko spokojnie skarbie, pamiętaj oddychaj powoli. - złapał moje policzki próbując mnie uspokoić choć i w jego oczach widziałem przerażenie - Wdech, wydech, wdech, wydech, pamiętasz? Daj mi dwie minuty. - wybiegł z sypialni zostawiając otwarte drzwi przez co doskonale słyszałem jak biega po całym mieszkaniu otwierając najpierw zapewne szafę aby wyjąć z niej torbę sportową a następnie wrzucać wszystko co wpadnie mu w ręce. Zawyłem znów, gdy poczułem kolejny skurcz, tym razem o wiele mocniejszy.
- Yongguk, szybciej!
***
Leżałem cały spocony, ale i szczęśliwy. Trzymałem na rękach najbardziej kruchą istotkę jaką w życiu widziałem. Yongguk przysiadł na szpitalnym łóżku, całując mnie w czoło i otaczając ramieniem. Oparłem się o jego pierś uśmiechając się błogo .
- Mały Minyoung - szepnął dotykając jedynie palcem malutkich rączek dzidziusia. - Mały, słodki Minyoung. - powtórzył przejeżdżając palcem po czerwonym policzku maleństwa.
- Z dzieckiem wszystko w porządku - usłyszeliśmy głos lekarza, który trzymał jakieś karty w dłoni. - Pięćdziesiąt centymetrów wzrostu, dwa sześćset wagi. Puls w porządku... No, jednym słowem zdrowy. - uśmiechałem się wracając wzrokiem do zaczerwienionej twarzyczki. - Proszę wypocząć panie Yoo, cesarskie cięcie to operacja, po której należy dużo odpoczywać.
- Jeszcze momencik - powiedziałem patrząc błagalnym wzrokiem a to na doktora a to na Yongguka.
- No dobrze, proszę się nacieszyć dzieckiem. Do zobaczenia. - skłonił się wychodząc z sali.
- Nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłeś, gdy zemdlałeś. - rzekł Yongguk wpatrując się w naszego synka.
- Przepraszam. - szepnąłem podnosząc na niego wzrok - Najważniejsze, że z dzieckiem wszystko w porządku.
- Nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwy.
- Wiem Yongguk, czuję to samo.
***
Zajmowanie się dzieckiem przyszło nam zadziwiająco łatwo. Przez pierwsze dwa tygodnie w domu zostawał ze mną Yongguk, biorąc sobie wolne w pracy. W końcu i tak to on był szefem, a swoim pracownikom ufał w stu procentach.
Minyoung jest słodkim dzieckiem, niestety noszenie go na rękach spodobało mu się tak bardzo, że gdy tylko próbujemy położyć go z Gukiem na naszym łóżku zaczynają się krzyki i płacz, co innego z kołyską. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że zakup tego małego łóżeczka był świetnym pomysłem, gdyż tylko to i aniołki kręcące się nad głową chłopca zaciekawiają go na tyle, aby mógł poleżeć przez paręnaście minut. Tak jak teraz .
Usiadłem na łóżku, obok swojego mężczyzny, od razu kładąc mu głowę na ramieniu.
- Mały diabełek - mruknąłem przypatrując się jak Minnie wyciąga rączki by dosięgnąć kolorowych ozdób.
- Wytrzymaj jeszcze dwa dni. Całą sobotę ja się nim zajmę - Yongguk otoczył mnie ramieniem przyciągając bliżej siebie.
- Yhym - mruknąłem niewyraźnie przymykając oczy.
- Połóż się.
- Nie - pokręciłem głową - Jest za wcześnie.
- Zasypiasz mi na ramieniu.
- Wiem - zaśmiałem się cicho, podnosząc głowę - Spożytkuje ten czas, gdy Minyoung jest grzeczny i pójdę wziąć długą kąpiel, mogę? - spytałem wstając.
- A ja mam lepszy pomysł. - wplótł swoją prawą dłoń w moje włosy przeczesując je.
- Tak? Jaki? - spytałem pochylając się nad nim.
- Uśpimy Minyounga i pójdziemy razem wziąć kąpiel, hmm?
- Twój pomysł brzmi o wiele lepiej. - pokiwałem z uznaniem głową.
***
- Minnie, powiedz tata.
- Nana
- Ta-ta
- Nana.
- Ech... skarbie ta- ta nie na-na. - zaśmiałem się z nieudolnych prób nauczenia przez Yongguka słowa "tata".
- Nana.
- Yongguk, on ma dopiero trzynaście miesięcy - przypomniałem, odwracają z powrotem wzrok na telewizor.
- Mówi już nana, to i tata potrafi. - zaśmiałem się jeszcze głośniej wracając wzrokiem do Yongguka i Minyounga siedzącego u niego na kolanach. - Prawda Minnie, kochasz tatę? - Minyoung jest w fazie powtarzania, więc gdy Gukkie kiwa głową Minnie automatycznie to powtarza, z boku wygląda to tak jakby odpowiadał Yonggukowi "tak".
- Jesteś niemożliwy - pokręciłem głową z politowaniem, a następnie znowu zaśmiałem się widząc, że i to Minyoung powtórzył. - Widzisz dziecko potwierdza. - wskazałem najmniejszego z nas.
- Nie prawda, on to po tobie powtarza! - oburzył się Yongguk.
- No właś... - nie dokończyłem zdając sobie sprawę, że i tak nie przekonam Yongguka - Albo nic- przesiadłem się z kanapy na dywan, gdzie wśród porozrzucanych miśków, klocków, autek i bóg wie czego, jeszcze siedział po turecku Yongguk razem z naszym synkiem. Minyoung dwa tygodnie po swoich pierwszych urodzinach zaszczycił nas swoimi pierwszymi krokami, więc teraz każda chwila spędzona w jednym miejscu dłużej niż dziesięć minut jest odpoczynkiem. Przysiadłem się obok nich odsuwając jakiegoś kolorowego bączka.
- Zrobimy samolocika Minnie? - Yongguk wyciągnął do niego dłonie co malec natychmiast wykorzystał... Cóż w naszych ramionach chyba nadal mu najwygodniej. I niech tak będzie przez jeszcze długi czas.
10 grudnia 2014
Battle vs. Love IX
No Hejka ;3
Mam dla was dwie wiadomości.
Wiadomośc numer 1: Chciałabym was przeprosic za długość rozdzialu. Moj telefon naprawdę mnie nie lubi. Zamiast dziesięciu stron (które były) daję wam pięć. Otóż jakimś magicznym sposobem usunęłam POV Junhong w Wordzie, a nie chciałam naszej kochanej Kiri dawać znowu późno rozdzialu do zbetowania. Przepraszam Was ;(
Wiadomość numer2: Robię sobie przerwę. Nie długa, 24.12 wrócę do was z one shotem. Aby was zdenerwować i podsycyc ciekawosc ujawnię że będzie to pairing który już był na blogu, ale za to tematyki jeszcze nie było :). Cóż mam nadzieję że się wam spodoba, bo będzie on bardzo słodki ^^.
Jeszcze raz baaardzo was przepraszam. Ubierajcie się ciepło i nie wychodzcie nigdzie po ósmej, ponieważ przez mgłę możecie się zgubić ^.- (prawie doswiadczyłam tego wczoraj :>)
Do pogadania BABY!!~
Forever With B.A.P ♡
ROZDZIAŁ 9
Jongup POV.
Jęknąłem słysząc irytujący dźwięk budzika, zakryłem twarz poduszką, przez którą niestety dostawała się melodia wydobywana z mojego telefonu. Gdyby to był zegarek, już dawno podzieliłby los swoich braci i roztrzaskałbym go o ścianę, ale to telefon więc muszę go szanować, a na dodatek nie chcę tłumaczyć się rodzicom jakim to cudem potrzebuję drugiej komórki w ciągu niecałego pół roku.
Przekręciłem się z pleców na bok i podparłem dłonią głowę, spojrzałem na okno, a widząc słońce uśmiechnąłem się do siebie.
- Chociaż dzisiaj jest jakaś normalna pogoda - powiedziałem wysuwając stopy spod cieplutkiej kołdry. Mam dość już szarych dni pełnych deszczu, wolę zimę, śnieg i wszechstronna biel mnie uspokajają, a na dodatek są wtedy jedyne święta, które przywołują całą moją rodzinę do porządku. Wigilia wnosi do mojego domu jakiś dziwny czar., mama z tatą się nie kłócą, bracia przyjeżdżają aby spędzić te parę godzin razem w milej atmosferze. Po prostu magia.
Ubrałem się w rekordowym tempie jak na mnie i już po piętnastu minutach wyszedłem ze swojego pokoju. Nie nastawiałem się na mile powitanie i śniadanko na stole, dobrze będzie jeżeli zarówno mama jak i tata będą w domu, a jakby się jeszcze nie kłócili to już w ogóle będę miał udany poranek.
Niestety i tym razem czekało mnie rozczarowanie, mieszkanie było puste.
W swoim, wcale nie tak długim życiu, zdążyłem już przefarbować włosy na fioletowo, być aresztowanym za liczne bójki czy rozróby. Po co to wszystko? Aby zwrócić na siebie uwagę. Od trzech lat staram się jak mogę aby moi rodzice choć spytali się czy czegoś mi nie potrzeba. Na marne. Zainteresowaliby się mną pewnie dopiero po mojej śmierci, ale wtedy będzie już za późno.
Chwyciłem jabłko leżące na misce i wgryzłem się w nie przysiadając na blacie. Zegarek na przeciwko mnie informował, że zostało mi jeszcze pół godziny do zajęć, więc niespiesznie zjadłem swoje marne śniadanie, a następnie wyszedłem na balkon zapalić. W jednym z wyższych wieżowców w centrum Seulu mieszkam już od prawie miesiąca. Najbardziej irytujące w nim jest, to że nawet zamki porobione są na kody, a nie na klucze, jak to w normalnym domu była. Na każdym piętrze jest jedno mieszkanie, a pięter mamy jedenaście co daje jedenaście dużych pomieszczeń. Czasem wolałbym zamieszkać w małej kamienicy i nie mieć swojego pokoju, niż słuchać wszechobecnej ciszy.
Wypaliłem spokojnie papierosa wyrzucając go przez barierkę podążając za nim wzrokiem, lecz po pewnym czasie znikł z jego zasięgu. Czy ja też zniknę po pewnym czasie? Kiedyś na prawdę tego pragnąłem. Zniknąć, przestać istnieć, zabić się. Lecz po tym pewnym czasie zrozumiałem, że ludzie sami odbierający sobie życie to nic nie warci tchórze, którzy wolą mieć spokój niż stawić czoła temu całemu bagnu. Ja wolę się katować, życie jest okrutne i tylko niektórzy o tym wiedzą.
***
Czy ktoś poza mną potrafi wstać wcześniej do szkoły jednak się do niej spóźnić? Czuję, że tylko ja posiadam tę moc. Spóźniłem się na autobus, po drodze do szkoły zaczęło padać, a ja oczywiście nie miałem na sobie nic poza marynarką od głupiego mundurka i skórzanej kurtki . Wbiegłem do szkoły zatrzymując się dopiero na głównym korytarzu, który łączył dwa budynki, dlatego uczniowie nazywają go "łącznikiem". Po prawej znajdują się sale gimnastyczne i komputerowe, a po przeciwnej stronie te "normalne". Spojrzałem na duży zegar zawieszony centralnie na przeciwko mnie, zakląłem pod nosem widząc ile się spóźniłem, na prawdę wolę na coś w ogóle nie przyjść bądź spóźnić się godzinę aniżeli tylko dziesięć minut. Najchętniej wyszedłbym ze szkoły i poszedł, chociażby do parku, ale wiem że Hyosung sprawdza wszystkie godziny obecności, a wolałbym uniknąć kolejnej konfrontacji z mamą, podczas której mówiłaby mi że moja miła wychowawczyni dzwoniła i powiadomiła ją o moich nieusprawiedliwionych godzinach. Hyosung w porównaniu do mojej starej wychowawczyni jest zupełnie inna, w poprzedniej szkole nauczycielka nie interesowała się naszymi nieobecnościami, i dlatego też zachowanie nowej opiekunki klasy jest dla mnie obce.
Z rozmyślań wyrwał mnie mój telefon, który zaczął wibrować w kieszeni prostych czarnych spodni od mundurka. Wyciągnąłem urządzenie i zastanawiałem się przez moment nad odrzuceniem połączenia, ale w końcu odebrałem. Skierowałem się do sali od biologii jednocześnie rozmawiając z największym debilem jakiego świat widział.
- Czego chcesz? - spytałem na wstępie schodząc z kilku schodków.
- Jonguppie! Dlaczego nie dzwoniłeś?! Wiesz jak bardzo tęskniłem?! - usłyszałem niski głos, który teraz próbował być piskliwy i słodki.
- Bang do rzeczy.
- Mam dla ciebie fuchę. Szybko, sprawnie i sucho.
- Ile? - najważniejsze pytanie. Yong potrafi tak owinąć klientów wokoło palca, że zapłacą mniej za towar.
- Trzysta tysięcy won w cztery godziny.
- Kiedy? - zatrzymałem się przed drzwiami od sali biologicznej, na której wywieszone były informacje o jakimś konkursie.
- Jutro. Przecież wiem, że piątki masz zarezerwowane dla swojego kochaś...
- Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że Jack Daniels, którego trzymasz na specjalną okazję zostanie wepchnięty tam gdzie światło nie dochodzi!
- Aww, Jongup jaki perwers. Mrrau.
- Bang! - warknąłem.
- Dobra, nie przeszkadzam ci skarbie. Ucz się mój mały Einsteinie. Kocham cię! Papa.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Pchnąłem drzwi od sali wchodząc do środka zwracając tym samym na siebie uwagę i podszedłem do swojej ławki nawet nie zaszczycając nauczycielkę spojrzeniem.
- Jongup, może jakieś słówko?
- Strasznie pada. - rzuciłem torbę na podłogę po czym odsunąłem krzesło szurając nim po podłodze.
- Ech, dlaczego musicie spóźniać się akurat na moje lekcje? Junhong, Jongup zmówiliście się? - spojrzałem zaskoczony na chłopaka siedzącego przede mną. Jego ramiona skuliły się a głowa opadła, wstydził się? Wow, czyli Choi Junhong nie jest takim aniołkiem za jakiego robi w szkole? Ciekawe.
Wyciągnąłem z torby trochę zniszczonych zeszyt, książkę i długopis. Dźgnąłem nim mojego sąsiada w plecy, sprawiając że od razu się wyprostował i spojrzał na nauczycielkę.
- O boże, odwróć się na moment a nie - powiedziałem ściszonym głosem. Bądź co bądź nie chcę na chłopaczka ściągać problemów.
- Słucham? - spytał gdy spojrzał na mnie przez ramię odradzając też trochę resztę ciała.
- Chciałem się tylko przywitać.
- Że c-co?
- Cześć żyrafko. To tyle, teraz się odwróć bo pijawka na nas spogląda.
- Jongup! Nie zagaduj Junhonga! - usłyszeliśmy ten skrzeczący głos, który tak perfekcyjnie doprowadza do szału.
- No raz. Odwróć się. - chłopak spoglądał na mnie jeszcze sekundę po czym odwrócił się przodem do tablicy. Choi Junhong to ciekawa osoba, jako jeden z nielicznych w tej budzie potrafi mi odpyskować i to porządnie, nie ucieka wzrokiem lecz hardo spogląda mi w oczy, gdy mijam go na korytarzu. Jego przyjaciele również są godni uwagi, najbardziej irytujący jest niejaki Kim Himchan. Ilość razy w ciągu, których próbował ze mną pogadać jest nie do zliczenia. Jung Daehyun jest chyba jakimś bogiem w szkole, często słyszę "szepty" dziewczyn zasypujące Junga komplementami a większość z nich to nic nie znaczące "Daehyun oppa świetnie dziś wygląda" lub "Spójrzcie na włosy Daehyuna, chyba miał noc pełną przygód. Nie dziwię się, jest świetny". Natomiast Yoo Youngjae bądź Youngji wydaję się być najspokojniejszy z całej tej paczki, często widuję go z telefonem w dłońmi zawzięcie z kimś SMS-ującego. Cała ta czteroosobowa grupa na pierwszy rzut oka wydaję się być mało znana w szkole i może nawet nie za bardzo lubiana, ale to tylko pozory. Po miesiącu chodzenia do tego liceum zauważyłem, że każdy ich zna, wita się z nimi na przerwach a więc i lubi. Dziwi mnie tylko to, że chłopaki chyba tego nie widzą lub naprawdę są jakimiś kosmitami z innej galaktyki i dlatego tylko woda sodowa nie uderzyła im do głowy.
- Rozdam wam modele kodu DNA. Będziecie musieli przekształcić go w kod tRNA a potem w mRNA. - jęknąłem w duchu na te słowa. Nie umiem i nie chcę umieć przekształcać jakiś kodów. Pijawka już dwa razy kazała mi zostać po lekcjach na dodatkowych zajęciach, ale po co? Razem ze mną na dodatkowe lekcje chodziło by około piętnastu osób, więc jestem pewny, że nie miałaby czasu wyjaśnić mi jak zmienić kod DNA na mRNA.
***
Wyszedłem ze szkoły cały w skowronkach. Nareszcie piątek! Mam nadzieję, że nic albo NIKT nie zepsuje mi tego dnia, gdyż dzisiaj mija dokładnie sześć miesięcy od mojej pierwszej bitwy w Apokalipsie. Taniec to coś co jest dla mnie bardzo ważne. Pierwszą lekcję odbyłem w Los Angeles kiedy to moja mama pojechała tam na swoją wystawę. Strasznie cieszyłem się z wizji siedzenia tygodnia z nią w mieście, o którym słyszałem tyle dobrego. Mając osiem lat interesowała mnie piłka nożna, ale po pewnym spacerze wszystko się zmieniło. Nie raz widziałem w zagranicznych produkcjach chłopaków tańczących na ulicy, zawody urządzane pomiędzy sobą dla zabawy były czymś odległym, nie istniejącym w Korei, dlatego też gdy szedłem z mamą do jednej z droższych restauracji moją uwagę przyciągała grupka osób ubrana na sportowo. Tańczyli na środku placu zbierając za występ brawa i marne pieniądze. Ubłagałem mamę aby popatrzeć na nich chociaż minutę, a gdy się zgodziła byłem strasznie szczęśliwy. Dwóch chłopaków dosłownie latało w powietrzu, inny za to udawał robota, jednak moją uwagę przykuł czwarty mężczyzna, który kręcił się w kółko na jednej stopie. W pewnym momencie upadł krzywiąc się z bólu, ten który udawał robota natychmiast przestał tańczyć i podbiegł do przyjaciela bądź brata. Nie sądziłem, że gdy będą odchodzić w stronę starego samochodu tłum osób obserwujących chłopaków zacznie klaskać. Wtedy postanowiłem sobie, że poproszę mamę aby zabrała mnie na warsztaty. Dopiero po dwóch latach opanowałem do perfekcji kręcenie się na jednej stopie, które zawodowo nazywa się sppining.
Wszyscy moi rywale chcieli się tylko popisać przed swoimi laskami bądź szukali jednorazowej rozrywki co niezmiernie mnie wkurwiało, ponieważ ja jak ostatni debil, czekałem na nich co piątek w klubie a oni się nie pokazywali. Dopiero pięć miesięcy temu pojawił się ktoś na kogo czekałem i wiem, że się pojawi. Na początku naprawdę myślałem, że to kolejny dzieciak, który dostał się podstępem do klubu tylko po to aby zrobić sobie fotkę i pochwalić się kolegom w szkole, ale po pierwszej bitwie od razu mogłem stwierdzić, że nastolatek, który na mnie wpadł ma potencjał i wyrwę. Przeciętnego Koreańczyka w tłumie wyróżniała czarna maska zakrywająca twarz tak, że tylko ciemne oczy wystawały spod czarnej grzywki. Jego ruchy również są niesamowite, czasem jakby ktoś włączył robota, znów innym razem jakby ktoś go mocno wkurwił.
Wbiegłem po schodach na siódme piętro, ponieważ nie chciało mi się czekać na windę która jak na złość zamknęła się tuż po przekroczeniu przeze mnie drzwi frontowych od budynku.
Przyjechałem tą głupia kartą po panelu z prawej strony drzwi, a kiedy te wydały charakterystyczne kliknięcie, otworzyłem je, wchodząc do przedpokoju, w którym zostawiłem kurtkę. Do swojego pokoju zajrzałem tylko aby rzucić na łóżko torbę i zgarnąć normalne ciuchy. Kroki skierowałem do łazienki na samym końcu korytarza, gdzie się szybko przebrałem i wrzuciłem już suchą marynarkę do kubła na pranie. Poprawiłem jeszcze tylko moje, już nieco wyblakłe włosy, zaczesując je do tyłu, tak aby było lekko nastroszone. Moją małą obsesję na punkcie włosów można porównać do sympatii jaką człowiek darzy zwierzątko, zawsze na początku jest ekscytacja i miłość, potem zmienia się to w znużenie i obojętność. Lubię zmieniać ich kolor i eksperymentować z długością, lecz moją miłością i tak pozostaną buty, których mam nie zaliczona ilość par, od tych eleganckich, sportowych i zimowych po te znoszone, wypastowane i lśniące.
Później stanąłem przed szafą w garderobie, szukając czarnych, wiązanych za kostkę z kilkoma klamrami butów.
Gdy w końcu je znalazłem, zgarnąłem jeszcze portfel oraz telefon. W windzie zarzuciłem kaptur czarnej bluzy na moją ulubioną czapkę od PRAWILNI i byłem gotowy do co tygodniowego podboju klubu.
***
Od małego przeprowadzałem się średnio raz w roku. Moja mama jest artystką, która szuka inspiracji w całym kraju i często też poza nim, za to ojciec jest architektem. Nauczono mnie abym nie przywiązywał się do niczego bo i tak zostanie to stracone, lecz teraz jest na to za późno. Mając dziewięć lat potrafiłem odmówić sobie psa na urodziny, ponieważ nie miał bym dla niego czasu. Mając trzynaście odpuściłem sobie urodziny kolegi z klasy, na które zostałem zaproszony, ale teraz byłem w stu procentach pewien, że wpadłem. Przywiązałem się do pewnej osoby i nic tego nie zmieni.
Zeszły piątek nie zaliczał się do udanych. Kłótnia z moją matką na temat opuszczanych zajęć w szkole, jedynka z chemii i siniak na łokciu sprawiły, że miałem ochotę jak najprędzej wyrwać się z rzeczywistości i wejść do własnego świata. Lecz i mój mały co tygodniowy świat został zburzony, czekałem na Zelo bite dwie godziny, olewajac każdą piosenkę i każdą osobę prosząca mnie do tańca. Oczekiwałem tej jeden, konkretnej osoby, z którą będę mógł zatańczyć, ale niestety nie pojawiła się. Skończyło się na upiciu i szybkim numerku z toalecie zanim urwał mi się film. Nastepnego ranka obudziłem się na sofie w salonie, z numerem telefonu wypisanym na serwetce.
Dlatego też, teraz stałem w cieniu przy stolikach opierając się plecami o filar w Apokalipsie rozglądając się za wysokim chłopakiem z maską na twarzy. Dochodziła godzina dwudziesta, a to właśnie mniej więcej o tej porze pojawiał się Zelo. Starałem się ignorować coraz to szybsze bicie serca i dreszcze przebiegające wzdłuż pleców. Miałem nadzieję, że jednak się pojawi, nie chciałbym być w jego skórze kiedy go dorwę. To nie tak, że zależy mi na Zelo, chodzi o to, że się przyzwyczaiłem i... dennie się czuję wiedząc, że mogę go już nigdy nie spotkać.
Spojrzałem za siebie gdy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
Serce mi stanęło, gdy zobaczyłem JEGO...
Mam dla was dwie wiadomości.
Wiadomośc numer 1: Chciałabym was przeprosic za długość rozdzialu. Moj telefon naprawdę mnie nie lubi. Zamiast dziesięciu stron (które były) daję wam pięć. Otóż jakimś magicznym sposobem usunęłam POV Junhong w Wordzie, a nie chciałam naszej kochanej Kiri dawać znowu późno rozdzialu do zbetowania. Przepraszam Was ;(
Wiadomość numer2: Robię sobie przerwę. Nie długa, 24.12 wrócę do was z one shotem. Aby was zdenerwować i podsycyc ciekawosc ujawnię że będzie to pairing który już był na blogu, ale za to tematyki jeszcze nie było :). Cóż mam nadzieję że się wam spodoba, bo będzie on bardzo słodki ^^.
Jeszcze raz baaardzo was przepraszam. Ubierajcie się ciepło i nie wychodzcie nigdzie po ósmej, ponieważ przez mgłę możecie się zgubić ^.- (prawie doswiadczyłam tego wczoraj :>)
Do pogadania BABY!!~
Forever With B.A.P ♡
ROZDZIAŁ 9
Jongup POV.
Jęknąłem słysząc irytujący dźwięk budzika, zakryłem twarz poduszką, przez którą niestety dostawała się melodia wydobywana z mojego telefonu. Gdyby to był zegarek, już dawno podzieliłby los swoich braci i roztrzaskałbym go o ścianę, ale to telefon więc muszę go szanować, a na dodatek nie chcę tłumaczyć się rodzicom jakim to cudem potrzebuję drugiej komórki w ciągu niecałego pół roku.
Przekręciłem się z pleców na bok i podparłem dłonią głowę, spojrzałem na okno, a widząc słońce uśmiechnąłem się do siebie.
- Chociaż dzisiaj jest jakaś normalna pogoda - powiedziałem wysuwając stopy spod cieplutkiej kołdry. Mam dość już szarych dni pełnych deszczu, wolę zimę, śnieg i wszechstronna biel mnie uspokajają, a na dodatek są wtedy jedyne święta, które przywołują całą moją rodzinę do porządku. Wigilia wnosi do mojego domu jakiś dziwny czar., mama z tatą się nie kłócą, bracia przyjeżdżają aby spędzić te parę godzin razem w milej atmosferze. Po prostu magia.
Ubrałem się w rekordowym tempie jak na mnie i już po piętnastu minutach wyszedłem ze swojego pokoju. Nie nastawiałem się na mile powitanie i śniadanko na stole, dobrze będzie jeżeli zarówno mama jak i tata będą w domu, a jakby się jeszcze nie kłócili to już w ogóle będę miał udany poranek.
Niestety i tym razem czekało mnie rozczarowanie, mieszkanie było puste.
W swoim, wcale nie tak długim życiu, zdążyłem już przefarbować włosy na fioletowo, być aresztowanym za liczne bójki czy rozróby. Po co to wszystko? Aby zwrócić na siebie uwagę. Od trzech lat staram się jak mogę aby moi rodzice choć spytali się czy czegoś mi nie potrzeba. Na marne. Zainteresowaliby się mną pewnie dopiero po mojej śmierci, ale wtedy będzie już za późno.
Chwyciłem jabłko leżące na misce i wgryzłem się w nie przysiadając na blacie. Zegarek na przeciwko mnie informował, że zostało mi jeszcze pół godziny do zajęć, więc niespiesznie zjadłem swoje marne śniadanie, a następnie wyszedłem na balkon zapalić. W jednym z wyższych wieżowców w centrum Seulu mieszkam już od prawie miesiąca. Najbardziej irytujące w nim jest, to że nawet zamki porobione są na kody, a nie na klucze, jak to w normalnym domu była. Na każdym piętrze jest jedno mieszkanie, a pięter mamy jedenaście co daje jedenaście dużych pomieszczeń. Czasem wolałbym zamieszkać w małej kamienicy i nie mieć swojego pokoju, niż słuchać wszechobecnej ciszy.
Wypaliłem spokojnie papierosa wyrzucając go przez barierkę podążając za nim wzrokiem, lecz po pewnym czasie znikł z jego zasięgu. Czy ja też zniknę po pewnym czasie? Kiedyś na prawdę tego pragnąłem. Zniknąć, przestać istnieć, zabić się. Lecz po tym pewnym czasie zrozumiałem, że ludzie sami odbierający sobie życie to nic nie warci tchórze, którzy wolą mieć spokój niż stawić czoła temu całemu bagnu. Ja wolę się katować, życie jest okrutne i tylko niektórzy o tym wiedzą.
***
Czy ktoś poza mną potrafi wstać wcześniej do szkoły jednak się do niej spóźnić? Czuję, że tylko ja posiadam tę moc. Spóźniłem się na autobus, po drodze do szkoły zaczęło padać, a ja oczywiście nie miałem na sobie nic poza marynarką od głupiego mundurka i skórzanej kurtki . Wbiegłem do szkoły zatrzymując się dopiero na głównym korytarzu, który łączył dwa budynki, dlatego uczniowie nazywają go "łącznikiem". Po prawej znajdują się sale gimnastyczne i komputerowe, a po przeciwnej stronie te "normalne". Spojrzałem na duży zegar zawieszony centralnie na przeciwko mnie, zakląłem pod nosem widząc ile się spóźniłem, na prawdę wolę na coś w ogóle nie przyjść bądź spóźnić się godzinę aniżeli tylko dziesięć minut. Najchętniej wyszedłbym ze szkoły i poszedł, chociażby do parku, ale wiem że Hyosung sprawdza wszystkie godziny obecności, a wolałbym uniknąć kolejnej konfrontacji z mamą, podczas której mówiłaby mi że moja miła wychowawczyni dzwoniła i powiadomiła ją o moich nieusprawiedliwionych godzinach. Hyosung w porównaniu do mojej starej wychowawczyni jest zupełnie inna, w poprzedniej szkole nauczycielka nie interesowała się naszymi nieobecnościami, i dlatego też zachowanie nowej opiekunki klasy jest dla mnie obce.
Z rozmyślań wyrwał mnie mój telefon, który zaczął wibrować w kieszeni prostych czarnych spodni od mundurka. Wyciągnąłem urządzenie i zastanawiałem się przez moment nad odrzuceniem połączenia, ale w końcu odebrałem. Skierowałem się do sali od biologii jednocześnie rozmawiając z największym debilem jakiego świat widział.
- Czego chcesz? - spytałem na wstępie schodząc z kilku schodków.
- Jonguppie! Dlaczego nie dzwoniłeś?! Wiesz jak bardzo tęskniłem?! - usłyszałem niski głos, który teraz próbował być piskliwy i słodki.
- Bang do rzeczy.
- Mam dla ciebie fuchę. Szybko, sprawnie i sucho.
- Ile? - najważniejsze pytanie. Yong potrafi tak owinąć klientów wokoło palca, że zapłacą mniej za towar.
- Trzysta tysięcy won w cztery godziny.
- Kiedy? - zatrzymałem się przed drzwiami od sali biologicznej, na której wywieszone były informacje o jakimś konkursie.
- Jutro. Przecież wiem, że piątki masz zarezerwowane dla swojego kochaś...
- Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że Jack Daniels, którego trzymasz na specjalną okazję zostanie wepchnięty tam gdzie światło nie dochodzi!
- Aww, Jongup jaki perwers. Mrrau.
- Bang! - warknąłem.
- Dobra, nie przeszkadzam ci skarbie. Ucz się mój mały Einsteinie. Kocham cię! Papa.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Pchnąłem drzwi od sali wchodząc do środka zwracając tym samym na siebie uwagę i podszedłem do swojej ławki nawet nie zaszczycając nauczycielkę spojrzeniem.
- Jongup, może jakieś słówko?
- Strasznie pada. - rzuciłem torbę na podłogę po czym odsunąłem krzesło szurając nim po podłodze.
- Ech, dlaczego musicie spóźniać się akurat na moje lekcje? Junhong, Jongup zmówiliście się? - spojrzałem zaskoczony na chłopaka siedzącego przede mną. Jego ramiona skuliły się a głowa opadła, wstydził się? Wow, czyli Choi Junhong nie jest takim aniołkiem za jakiego robi w szkole? Ciekawe.
Wyciągnąłem z torby trochę zniszczonych zeszyt, książkę i długopis. Dźgnąłem nim mojego sąsiada w plecy, sprawiając że od razu się wyprostował i spojrzał na nauczycielkę.
- O boże, odwróć się na moment a nie - powiedziałem ściszonym głosem. Bądź co bądź nie chcę na chłopaczka ściągać problemów.
- Słucham? - spytał gdy spojrzał na mnie przez ramię odradzając też trochę resztę ciała.
- Chciałem się tylko przywitać.
- Że c-co?
- Cześć żyrafko. To tyle, teraz się odwróć bo pijawka na nas spogląda.
- Jongup! Nie zagaduj Junhonga! - usłyszeliśmy ten skrzeczący głos, który tak perfekcyjnie doprowadza do szału.
- No raz. Odwróć się. - chłopak spoglądał na mnie jeszcze sekundę po czym odwrócił się przodem do tablicy. Choi Junhong to ciekawa osoba, jako jeden z nielicznych w tej budzie potrafi mi odpyskować i to porządnie, nie ucieka wzrokiem lecz hardo spogląda mi w oczy, gdy mijam go na korytarzu. Jego przyjaciele również są godni uwagi, najbardziej irytujący jest niejaki Kim Himchan. Ilość razy w ciągu, których próbował ze mną pogadać jest nie do zliczenia. Jung Daehyun jest chyba jakimś bogiem w szkole, często słyszę "szepty" dziewczyn zasypujące Junga komplementami a większość z nich to nic nie znaczące "Daehyun oppa świetnie dziś wygląda" lub "Spójrzcie na włosy Daehyuna, chyba miał noc pełną przygód. Nie dziwię się, jest świetny". Natomiast Yoo Youngjae bądź Youngji wydaję się być najspokojniejszy z całej tej paczki, często widuję go z telefonem w dłońmi zawzięcie z kimś SMS-ującego. Cała ta czteroosobowa grupa na pierwszy rzut oka wydaję się być mało znana w szkole i może nawet nie za bardzo lubiana, ale to tylko pozory. Po miesiącu chodzenia do tego liceum zauważyłem, że każdy ich zna, wita się z nimi na przerwach a więc i lubi. Dziwi mnie tylko to, że chłopaki chyba tego nie widzą lub naprawdę są jakimiś kosmitami z innej galaktyki i dlatego tylko woda sodowa nie uderzyła im do głowy.
- Rozdam wam modele kodu DNA. Będziecie musieli przekształcić go w kod tRNA a potem w mRNA. - jęknąłem w duchu na te słowa. Nie umiem i nie chcę umieć przekształcać jakiś kodów. Pijawka już dwa razy kazała mi zostać po lekcjach na dodatkowych zajęciach, ale po co? Razem ze mną na dodatkowe lekcje chodziło by około piętnastu osób, więc jestem pewny, że nie miałaby czasu wyjaśnić mi jak zmienić kod DNA na mRNA.
***
Wyszedłem ze szkoły cały w skowronkach. Nareszcie piątek! Mam nadzieję, że nic albo NIKT nie zepsuje mi tego dnia, gdyż dzisiaj mija dokładnie sześć miesięcy od mojej pierwszej bitwy w Apokalipsie. Taniec to coś co jest dla mnie bardzo ważne. Pierwszą lekcję odbyłem w Los Angeles kiedy to moja mama pojechała tam na swoją wystawę. Strasznie cieszyłem się z wizji siedzenia tygodnia z nią w mieście, o którym słyszałem tyle dobrego. Mając osiem lat interesowała mnie piłka nożna, ale po pewnym spacerze wszystko się zmieniło. Nie raz widziałem w zagranicznych produkcjach chłopaków tańczących na ulicy, zawody urządzane pomiędzy sobą dla zabawy były czymś odległym, nie istniejącym w Korei, dlatego też gdy szedłem z mamą do jednej z droższych restauracji moją uwagę przyciągała grupka osób ubrana na sportowo. Tańczyli na środku placu zbierając za występ brawa i marne pieniądze. Ubłagałem mamę aby popatrzeć na nich chociaż minutę, a gdy się zgodziła byłem strasznie szczęśliwy. Dwóch chłopaków dosłownie latało w powietrzu, inny za to udawał robota, jednak moją uwagę przykuł czwarty mężczyzna, który kręcił się w kółko na jednej stopie. W pewnym momencie upadł krzywiąc się z bólu, ten który udawał robota natychmiast przestał tańczyć i podbiegł do przyjaciela bądź brata. Nie sądziłem, że gdy będą odchodzić w stronę starego samochodu tłum osób obserwujących chłopaków zacznie klaskać. Wtedy postanowiłem sobie, że poproszę mamę aby zabrała mnie na warsztaty. Dopiero po dwóch latach opanowałem do perfekcji kręcenie się na jednej stopie, które zawodowo nazywa się sppining.
Wszyscy moi rywale chcieli się tylko popisać przed swoimi laskami bądź szukali jednorazowej rozrywki co niezmiernie mnie wkurwiało, ponieważ ja jak ostatni debil, czekałem na nich co piątek w klubie a oni się nie pokazywali. Dopiero pięć miesięcy temu pojawił się ktoś na kogo czekałem i wiem, że się pojawi. Na początku naprawdę myślałem, że to kolejny dzieciak, który dostał się podstępem do klubu tylko po to aby zrobić sobie fotkę i pochwalić się kolegom w szkole, ale po pierwszej bitwie od razu mogłem stwierdzić, że nastolatek, który na mnie wpadł ma potencjał i wyrwę. Przeciętnego Koreańczyka w tłumie wyróżniała czarna maska zakrywająca twarz tak, że tylko ciemne oczy wystawały spod czarnej grzywki. Jego ruchy również są niesamowite, czasem jakby ktoś włączył robota, znów innym razem jakby ktoś go mocno wkurwił.
Wbiegłem po schodach na siódme piętro, ponieważ nie chciało mi się czekać na windę która jak na złość zamknęła się tuż po przekroczeniu przeze mnie drzwi frontowych od budynku.
Przyjechałem tą głupia kartą po panelu z prawej strony drzwi, a kiedy te wydały charakterystyczne kliknięcie, otworzyłem je, wchodząc do przedpokoju, w którym zostawiłem kurtkę. Do swojego pokoju zajrzałem tylko aby rzucić na łóżko torbę i zgarnąć normalne ciuchy. Kroki skierowałem do łazienki na samym końcu korytarza, gdzie się szybko przebrałem i wrzuciłem już suchą marynarkę do kubła na pranie. Poprawiłem jeszcze tylko moje, już nieco wyblakłe włosy, zaczesując je do tyłu, tak aby było lekko nastroszone. Moją małą obsesję na punkcie włosów można porównać do sympatii jaką człowiek darzy zwierzątko, zawsze na początku jest ekscytacja i miłość, potem zmienia się to w znużenie i obojętność. Lubię zmieniać ich kolor i eksperymentować z długością, lecz moją miłością i tak pozostaną buty, których mam nie zaliczona ilość par, od tych eleganckich, sportowych i zimowych po te znoszone, wypastowane i lśniące.
Później stanąłem przed szafą w garderobie, szukając czarnych, wiązanych za kostkę z kilkoma klamrami butów.
Gdy w końcu je znalazłem, zgarnąłem jeszcze portfel oraz telefon. W windzie zarzuciłem kaptur czarnej bluzy na moją ulubioną czapkę od PRAWILNI i byłem gotowy do co tygodniowego podboju klubu.
***
Od małego przeprowadzałem się średnio raz w roku. Moja mama jest artystką, która szuka inspiracji w całym kraju i często też poza nim, za to ojciec jest architektem. Nauczono mnie abym nie przywiązywał się do niczego bo i tak zostanie to stracone, lecz teraz jest na to za późno. Mając dziewięć lat potrafiłem odmówić sobie psa na urodziny, ponieważ nie miał bym dla niego czasu. Mając trzynaście odpuściłem sobie urodziny kolegi z klasy, na które zostałem zaproszony, ale teraz byłem w stu procentach pewien, że wpadłem. Przywiązałem się do pewnej osoby i nic tego nie zmieni.
Zeszły piątek nie zaliczał się do udanych. Kłótnia z moją matką na temat opuszczanych zajęć w szkole, jedynka z chemii i siniak na łokciu sprawiły, że miałem ochotę jak najprędzej wyrwać się z rzeczywistości i wejść do własnego świata. Lecz i mój mały co tygodniowy świat został zburzony, czekałem na Zelo bite dwie godziny, olewajac każdą piosenkę i każdą osobę prosząca mnie do tańca. Oczekiwałem tej jeden, konkretnej osoby, z którą będę mógł zatańczyć, ale niestety nie pojawiła się. Skończyło się na upiciu i szybkim numerku z toalecie zanim urwał mi się film. Nastepnego ranka obudziłem się na sofie w salonie, z numerem telefonu wypisanym na serwetce.
Dlatego też, teraz stałem w cieniu przy stolikach opierając się plecami o filar w Apokalipsie rozglądając się za wysokim chłopakiem z maską na twarzy. Dochodziła godzina dwudziesta, a to właśnie mniej więcej o tej porze pojawiał się Zelo. Starałem się ignorować coraz to szybsze bicie serca i dreszcze przebiegające wzdłuż pleców. Miałem nadzieję, że jednak się pojawi, nie chciałbym być w jego skórze kiedy go dorwę. To nie tak, że zależy mi na Zelo, chodzi o to, że się przyzwyczaiłem i... dennie się czuję wiedząc, że mogę go już nigdy nie spotkać.
Spojrzałem za siebie gdy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
Serce mi stanęło, gdy zobaczyłem JEGO...
03 grudnia 2014
¡Corre! (DaeJae)
Witam drogie BABY :p
Trochę smuteczek, każdy chyba wie dlaczego...
Nie mniej jednak jestem podekscytowana ,ponieważ dzisiejszego dnia dobiliście 2.800 wejść na bloga, ale również dzisiaj mija pięć miesięcy od mojej pierwszej notki ^^Chce wam podziękować za każdy komentarz pozostawiony pod postami i za wsparcie <3.
Shot napisany specjalnie dla Kiri ;3 ( i to ona oczywiście to sprawdzała) Dziękuje ci z całego serca za wspieranie mnie i pomoc przy każdym rozdziale !!
Kiri: To ja jestem strasznie szczęśliwa z faktu, iż powstał ten shocik. Na prawdę, marzyłam o takim ff na długo przed poznaniem tego bloga.
Nie wiem czy oglądaliście Music Bank w Meksyku i występ (collab) Jae, Seobiego i Gyu, którzy coverowali przepiękną hiszpańska piosenkę z mv trzymającym za serce. Jeśli nie, to polecam obejrzeć oba te linki, wtedy shot nabierze sensu i uroku^^
https://www.youtube.com/watch?v=P2hM9CLAMu4
https://www.youtube.com/watch?v=W-QGu84pSZ8
Tyutł: ¡Corre!
Pairing: DaeJae
Czym jest szczęście? Gorącą kąpielą po długim dniu w pracy? Pyszną kolacją? A może wiadomością, że zaszłaś w ciążę choć przez całe życie myślałaś, że nie możesz? Szczęście ma wiele definicji, ale dla każdego inną.
***
Dudniąca muzyka otaczała mnie ze wszystkich stron. Powoli piłem swojego drinka kręcąc się a to w prawo a to w lewo na wysokim barowym krześle. Czekałem na pewną osobę, która jak na złość się spóźnia. Nigdy nie przepadałem za takimi rodzajami dyskotek. Wszechobecna czerń i czerwień dodawały miejscu drapieżności i swego rodzaju intymności. Wolałbym zostać teraz w domu z "Snem nocy letniej" i gorącą czekoladą w dłoni, ale gdzie on tam i ja.
Niewiele osób bawiących się aktualnie na parkiecie ma pojęcie, że nie znajdują się w zwykłym klubie. Owszem z zewnątrz jak i wewnątrz wygląda jak trochę podrasowany klub z dobrą muzą, lecz tylko nieliczni wiedzą co kryje się pod budynkiem. Małe kasyno pierwszy raz odwiedziłem w wieku dwudziestu lat, kiedy to pewna osoba zabrała mnie tutaj. Ja jako przykładny student na wydziale inżynierii nie miałem pojęcia o takich miejscach jak to, aż do pewnego wieczora.
***
Daehyun był dla mnie kimś nowym, niewytłumaczalnie interesującym. Nigdy w życiu nie spotkałem takiej osoby: pewny siebie, przystojny, nie bojący się nikomu przeciwstawić. To było tylko kwestią czasu aż się w nim zakochałem, ponieważ już się w nim zauroczyłem, a nawet go nie znałem. Lecz aura tajemniczości, którą wokół siebie roztaczał, przyciągała mnie z każdym dniem bliżej niego aż w końcu przełamałem się i na jednym z wykładów usiadłem obok niego nawet nie zaszczycając go uśmiechem. Miałem wtedy ochotę ukryć twarz w dłoniach i uciec do pierwszych ławek, ale coś mnie powstrzymało. Jeden uśmiech posłany w moją stronę.
- Daehyun. - po raz pierwszy usłyszałem jego głos z tak bliskiej odległości i już stwierdziłem, że jest bardzo seksowny.
- Yo-Youngjae - czułem jak na moje policzki wkrada się dodatkowa warstwa różu. Cóż... Tak zacząłem przyjaźnić się z tą pewną osobą.
~~~
Daehyun okazał się być starszy ode mnie o rok, co jakoś niespecjalnie mnie dziwiło, ponieważ obstawiałem co najmniej trzy lata różnicy, jednak ta wiadomość na swój sposób mnie ucieszyła.
Czekałem na niego pod uczelnią, mieliśmy iść dzisiaj do kina. W ciągu miesiąca zaprzyjaźniłem się z nim, ale ja dobrze wiedziałem, że to coś więcej. Każdy uśmiech, każde muśnięcie skrawka ciała doprowadzało mnie do obłędu.
Odwróciłem się tyłem do tablicy informacyjnej gdy usłyszałem pisk opon. Czarny Jeep stał przede mną, a osoba siedząca za kierownicą uśmiechała się promiennie. Przełknąłem ślinę licząc w myślach szybko do dziesięciu. Wsiadłem na miejsce pasażera powoli zapinając pasy.
- Witaj Kekero. - przywitał się z tym swoim uśmiechem.
- Miałeś tak nie mówić! - spojrzałem na niego gniewnie. Głupia ksywka.
- Przywitaj się.
- Cze-Cześć
- Od razu lepiej. - odpalił samochód ruszając w drogę - Plan na dzisiaj to kino a potem spacer.
- Spacer? Po co nam spacer? - spytałem trzymając się drążka bezpieczeństwa. Kto mu dał prawo jazdy?
- A nie chcesz? Dzisiaj jest tak ładnie, nie daj się prosić. - przyspieszył naciskając pedał gazu. Chwyciłem się drugą dłonią małego pręta modląc się w myślach o koniec - To jak Younggie?
- Okej, niech będzie spacer, tylko jedź wolniej!
Film okazał się być denną podróbą Amerykańskiego filmu "2012".
Było dużo krzyku, katastrof, ale nic poza tym. Wręcz przysypiałem po kolejnych dwudziestu minutach słuchania "musimy się ukryć" głównej bohaterki.
- Nie interesuje cię to? - wybudziłem się z mojej lekkiej drzemki zerkając w prawo na Daehyuna hyunga, który wcinał popcorn oblany toffi.
- Nie specjalnie - wzruszyłem ramionami popierając brodę na lewym nadgarstku.
- Możemy się urwać jak chcesz. - zaproponował.
- Nie, nie trzeba. Oglądaj.
- Kiedy i mnie on nudzi. Chodź idziemy stąd - wstał po czym chwycił swoją czarna bluzę z fotelu obok. Również się podniosłem naciągając na nadgarstki rękawy od mojego swetra.
Mimo ciepła panującego w dzień noc była chłodna. Szedłem obok Daehyuna naciągając sweterek na dłonie, lecz to powodowało, że zjeżdżał mi z barków. Nagle poczułem jak jakiś materiał ląduje na moich ramionach. Odwróciłem się do Daehyuna hyunga łapiąc jego bluzę, aby nie spadła.
- Następnym razem zabezpiecz sie bardziej, dzieciaku. Nie chcę abyś mi zachorował.
- Dz-Dzięki - powiedziałem chowając ręce w rękawy.
- Szkoda, że wybrałem tak idiotyczny film. Chciałem aby nasza pierwsza randka była idealna.... Przepraszam. - w tym momencie stanąłem na środku ścieżki z pół zapiętym ekspresem od bluzy.
Randka?
Randka?!
RANDKA!!
O mój słodki Jezu. Czy Jung Daehyun właśnie powiedział, że zabrał mnie na randkę? Ja nawet nie wiedziałem, że on mnie na nią zabiera! A może nabija się ze mnie? Zabrał mnie na randkę! Nie on na pewno robi sobie jaja.
- Youngjae? Wszystko w porządku? - usłyszałem rozbawiony głos, który wyrwał mnie z letargu.
- Nie... Tak... Znaczy... Randka... - zacząłem szybciej oddychać gdy Daehyun złapał mnie za ramiona i zaczął je pocierać.
- Hej, hej, spokojnie oddychaj. Wdech, wydech. Wdech, wydech. - zacząłem go naśladować, co po chwili przyniosło rezultat - Już?
- Chyba tak - powiedziałem cicho. - Po prostu mnie zaskoczyłeś. Mogłeś powiedzieć, że to randka, mógłbym chociaż...
- Chociaż co?
- Ubrać się cieplej - burknąłem spuszczając głowę.
- Ale czy tak nie jest idealnie? Powinno to właśnie tak wyglądać! Ja daje ci swoją bluzę ponieważ tobie jest och tak bardzo zimno.
- Bez przesady...
- Youngjae! Wczuj się trochę w rolę!
- Ale...
- Powtarzaj za mną. Daehyun.
- Se...
- Powtarzaj! Daehyun.
- Daehyun.
- Jest strasznie zimno.
- Jest strasznie zimno. - na samo wspomnienie potarłem ramiona dłońmi.
- Dziękuję ci bardzo za bluzę.
- Dziękuję ci bardzo za bluzę.
- Ale zimno jest też...
- Ale zimno jest też...
- Moim ustom.
- C-Co?
- Mogę je rozgrzać? - zrobił krok w moja stronę zmniejszając tym samym przestrzeń pomiędzy nami niemal do zera. Spojrzałem się w jego ciemne tęczówki, widząc w nich pytanie. Pokiwałem głową i drżącym głosem powiedziałem:
- T-Tak.
***
Teraz do klubu zabiera mniej więcej raz na tydzień, głównie w soboty, tylko po to aby zagrać w pokera lub brydża. Znaczy to Daehyun gra, ale ja jestem mu potrzebny bo jak sam mówi "Jesteś moim szczęściem". Można powiedzieć, że nic się nie zmienił w ciągu tych pięciu lat. Nadal pewny siebie i nieziemsko przystojny, potrafiący sprawić, że jednym uśmiechem cały świat staje dla niego otworem. Za to ja zmieniłem się i to diametralnie. Przede wszystkim dorosłemu i nie jestem już aż tak nieśmiały.
- No hej, słodziaku - usłyszałem tuż przy swoim uchu tak cholernie seksowny głos. Zakręciłem się na taborecie i po sekundzie znalazłem się przodem do Daehyuna, który wykorzystując sytuacje zaatakował moje usta. Nasze pocałunki nigdy mi się nie znudzą. Czasem pełne drapieżności oraz namiętności, a innym razem niewinne i słodkie jakbyśmy byli parą licealistów całujących się pierwszy raz.
- Spóźniłeś się - zauważyłem oplatając jego szyję rękoma.
- Przywitaj się - wyszeptał do mojego ucha po chwili ciągnąć za jego płatek. Westchnąłem przymykając oczy.
- Witaj kochanie.
- Od razu lepiej - cmoknął mnie w rozchylone wargi i złapał za dłoń. - ,Czuję że przeniesiesz mi dzisiaj podwójne szczęście.
***
Wygrane nie niosą ze sobą tylko pokaźniej sumy pieniędzy w portfelu. Dzięki nim w zazwyczaj spokojnym szefie sieci kawiarni rodzi się bestia.
Miałem ochotę przyłożyć czymś ciężkim Hyunowi za to, że traktuje mnie jak młotek. Obijanie się o ściany nie jest przyjemne, a skrzynka na klucze wbijająca się w plecy na pewno zostawiła na nich swoje piętno.
- Dae... Hyun, błagam sypialnia... Łóżko! - zażądałem urywkami zdania. Potrzebowałem go jak najbliżej siebie teraz, już. Krew buzowała we mnie jak szalona. Dyszałem przy jego szyi nie przerywając obcałowywania jego skóry, gdy kierował się do naszej wspólnej sypialni. Wplotłem palce w jego miękkie włosy zaciskając na nich palce jednej ręki. Nienawidziłem tempa jakie Daehyun często przebierał. Wolne, puchate, jakbyśmy tarzali się po chmurach, a ja w tej chwili potrzebowałem czegoś innego, mocniejszego więc bez żadnego ostrzeżenia zszedłem z niego i pchnąłem go na łóżko zdejmując koszulkę przez głowę. Wszedłem na łóżko od razu siadając na jego biodrach, wprawiając swoje w ruch.
Zdjęcie z nas pozostałej części garderoby zajęło o wiele mniej czasu, przy okazji znalazłem się na nowo pod nim. Trzymałem jedną dłoń na jego karku, drugą na klatce piersiowej dysząc i jęcząc gorączkowo tuż przy jego ustach gdy wychodził i wchodził we mnie powoli przedłużając wszystko. Jęknąłem niekontrolowanie gdy złapał moja męskość w stalowym uścisku i zaczął synchronizować swoje ruchy dłoni z tymi w moim wnętrzu. Z moich rozchylonych ust wydobywały się westchnienia i już nie tak ciche jęki. Naprawdę wydawało się to wiecznością zanim nasze usta spotkały się i połączyły w namiętnym pocałunku.
Odchylił głowę mocno do tyły wraz z głośnym jękiem, kiedy perfekcyjnie trafił w ten czuły punkt wewnątrz mnie.
- Dae- Daehyun, błagam cię sz- szybciej! - Zaczął poruszać biodrami, z każdym pchnięciem podkręcając tempo, zmuszając mnie tym do wydobywania z siebie dźwięków tak głośnych, że nasi sąsiedzi na pewno mnie słyszą. - SZYBCIEJ!
Przesunąłem palcami po jego plecach wybijając paznokcie w barki, wywołując syknięcie z jego ust. Objąłem udami jego pas podnosząc lekko biodra do góry, dzięki czemu mógł wbijać się we mnie głębiej. Dyszałem przy jego szyi mocno obejmując go ramionami za szyję.
- Kurwa - jego głos był zachrypnięty, zdyszany od przyjemności. Wygiąłem plecy w łuk, odrzucając głowę do tylu. Moje ręce szukały zaczepienia i znalazły je w puchatych poduszkach nad moją głową. Nagle Daehyun sięgnął do jednej z nich splatając nasze palce.
- Kocham cię - wyznał przybliżając się do mnie.
- Ja ciebie teee-achh - reszta jęków utonęła w ustach starszego chłopaka. Pławiłem się w orgazmie, zaciskając swoje mięśnie sprawiając tym samym przyjemność Jungowi. Pochylił się nade mną całując mnie mocno, ssąc przy tym w dolną wargę, gdy wysunął się ze mnie.
Przygarnął mnie do siebie oplatając moje ciało ramionami. Wtuliłem się w niego wdychając jego męski zapach. Zasnąłem czując małe kółeczka rysowane na moim biodrze.
***
Kochałem leniwe niedzielne poranki, tak samo mocno jak śniadanie do łóżka. Rozkoszowałem się naleśnikami z dżemem siedząc pomiędzy nogami Hyuna i opierałem się o jego tors, nakładając pokaźną łyżkę marmolady na rumiany placek. Nagle przypomniała mi się bardzo istotna sprawa.
- Pani Lee wczoraj dzwoniła - powiedziałem wkładając sobie do ust kawek słodkości.
- I co mówiła? - spytał, jedną ręką oplatając mnie w pasie, drugą zaś trzymając gazetę gdzie czytał jakiś artykuł.
- Mamy umówiona rozmowę i spotkanie.
- Na kiedy?
- Za dokładnie miesiąc, szóstego czerwca.
- Hmmm... Chyba nie będę musiał niczego odwoływać. Cieszysz się?
- Bardzo. Nareszcie spotkamy Junhonga, ciekawe czy urósł? - zastanawiałem się na głos gładząc dłoń która szczelnie oplatała mnie w pasie. - Albo czy nas pozna? Na święta mówił już do ciebie tatku, pamiętasz? - zachichotałem przywołując w pamięci obraz Daehyuna okręcającego małego Junniego na barana, obok dużej zielonej choinki ubranej na kolorowo. Ten słodki pisk i "tatku, kręć się szybciej!" sprawiało także że i ja zacząłem się śmiać.
Junhonga poznaliśmy blisko roku temu kiedy to zdecydowaliśmy wraz z Daehyunem, że chcemy kogoś jeszcze w naszym małym światku. Jak,o że Dae ma parę dobrze prosperujących kawiarni w Seulu, a ja własne studio fotografii, udanie się do Ośrodka Adopcyjnego i wypisanie formularzu zajęło nam tylko chwilę. Opiekunki w Seulskim Domu Dziecka były zdziwione tym, że jednego z ich wychowanków chce zaadaptować para gejów. Dziecko to duży krok zarówno dla par heteroseksualnych jak i tych homo.
Kiedy przekroczyliśmy próg Domu Dziecka gwar tam panujący przypomniał mi moje dzieciństwo kiedy to ze starszym bratem bawiliśmy się w berka po całym mieszkaniu. Spotkanie czteroletniego Junhong to był czysty przypadek. Dyrektorka placówki oprowadzała nas właśnie po głównej części budynku gdy zza rogu coś wybiegło i spotkało się z impetem z nogami Daehyuna. Mały chłopczyk szybko podniósł się z podłogi i mówiąc ciche "przepraszam" chciał pobiec dalej, ale dyrektorka pani Lee go zatrzymała pytając się przed kim tak ucieka, lecz nie dostała słownej odpowiedzi. Zza tego samego rogu co wybiegł Junnie wyszli również dwaj chłopcy którzy mogli mieć nie więcej niż trzynaście lat. Poczułem wtedy drobną dłoń oplatająca moją i głowę chowająca się za mnie. Junhong się ich bał. Dyrektorka zajęła się łobuzami goniącymi czteroloatka, a my samym maluchem bawiąc się z nim w świetlicy. Już wtedy wiedziałem jakie dziecko ścisnęło moje serce najbardziej. Od niemal sześciu miesięcy staramy się o Junniego.
***
Są dni pełne bólu i rozpaczy. Chcesz schować się przed całym światem i w spokoju wypłakać się ciszy.
Ukochane soboty w ciągu, których mogłem odreagować natłok w pracy zaczęły się sypać razem z przegranymi Daehyuna w kasynie. Namawiałem go do pozbycia się nawyku chodzenia do klubu, bo przecież staramy się o dziecko a kurator gdyby dowiedział się o takich wybrykach na pewno nie dałby nam Junniego.
Nigdy wcześniej nie dostałem w twarz od swojego narzeczonego, nigdy wcześniej nie podniósł na mnie głosu, lecz sobota piętnastego maja przyniosła ze sobą niespodziewany zwrot akcji. Kolejną przegraną Daehyuna w karty przyjmowałem spokojnie. Myślałem, że gdy jeden raz, drugi przegra, jego dobra passa się skończy w końcu da sobie spokój i zrozumie czym oraz kim powinien się teraz interesować.
Lecz po przekroczeniu progu mieszkania nie obdarzył mnie jak zawsze namiętnym pocałunkiem, a od razu skierował się do barku w salonie. Zdjąłem z siebie szary płaszcz po czym odwiesiłem go na wieszak i dopiero wtedy podążyłem za Daehyunem. Widząc jak pochlania jedną szklankę wódki a następnie nalewa kolejną, którą równie szybko opróżnia, zdenerwowałem się.
- Po co ci szklanka? Równie dobrze możesz pić prosto z butelki - zauważyłem zgryźliwym tonem chcąc wyglądać poważnie, lecz gdy owa szklanka rozbiła się na ścianie tuż przy mojej głowie cała pewność siebie po prostu ze mnie wyparowała, a ja odskoczyłem przyciskając dłonie do torsu.
- Twoje szczęście ciebie nie opuszcza - powiedział pijąc teraz z butelki. Stałem i patrzyłem się na niego wielkimi oczyma, nie wierząc w to co przed chwila zrobił - Dwa centymetry w prawo i stracił byś te swoje piękne oczka. - usiadł szybko na kanapie rozlewając trochę alkoholu.
- Daehyun, proszę oddaj mi... - podszedłem do niego chcąc mu odebrać butelkę co poszło mi dosyć sprawnie. Odetchnąłem wycofując się dwa kroki do tyłu, lecz z trzecim i on wstał.
- Moje szczęście - wyciągnął dłoń i pogłaskał mnie po policzku, obrysowując następnie kształt ust - Taki piękni, taki pociągający... Jednak stracił swą wartość - butelka wysunęła mi się z dłoni i rozprysła na tysiące malutkich kawałeczków razem z ciosem zadanym w moją twarz. Upadłem raniąc swoje dłonie i piekący policzek o stłuczone szkło.
- No i widzisz? Rozbiłeś. Teraz muszę iść po kolejne - ominął mnie nawet na mnie nie patrząc. Słyszałem tylko dźwięk otwieranych drzwi, a następnie ich trzask. Skuliłem się cicho łkając. Krew powoli spływała z ran na policzku i dłoniach mieszając się z alkoholem, nie miała dla mnie najmniejszego znaczenia.
***
Normą w moim życiu stały się przepłakane noce, które spędzałem w samotności.
Normą stały się również coraz to pogodniejsze dni pełne nadziei, lecz znikały po przekroczeniu progu mieszkania.
Samotność doskwierała, a widok znikających pamiątek z mieszkania bolał.
Daehyun nie był już tym samym człowiekiem, którego poznałem na studiach czy choć by tym, który okręcał mnie dookoła siebie w pierwszy wiosenny dzień. Hazard wciągnął go w swoje odmęty pozostawiając po sobie tylko wspomnienia i słodki posmak, który tracił na smaku z czasem.
Najbardziej bolącą mnie chwilą była noc dwa dni przed umówionym spotkaniem w Domu Dziecka.
Cieszyłem się, ponieważ Daehyun potwierdził, że pamięta o wizycie i powiedział, że stawi się równo o jedenastej, aby odebrać mnie z mojego studia i pojedziemy razem na rozmowę. Ogień, który tlił się we mnie wybuchł razem z obietnicą i czułym pocałunku złożonym na moich ustach. Wieczór także zapowiadał się dobrze. Kolacja, którą od blisko dwóch tygodni zjadłem sam nareszcie dopełniła się o osobę, którą tak bardzo wyczekiwałem. Pomóc przy sprzątaniu uzupełniło kilka skradzionych pocałunków i niewinnych słówek. Nie spodziewałem się jednak, że tego też wieczoru będę kochał się z Daehyunem słodko i wolno. Ilość razy w ciągu, których mówił, że mnie kocha nie jest pewna, ponieważ już po piętnastym przestałem liczyć. Zatraciłem się w przyjemności, która otaczała nasze rozgrzane ciała z każdym wolniejszym ruchem Hyuna.
Wtulony w jego tors zasypiałem, lecz gdzieś pomiędzy jawa a snem usłyszałem ciche "przepraszam" wyszeptane do ucha.
Także to "przepraszam" sprawiło, że iskierka w moim wnętrzu wybuchła nowym pokładem nadziei, która została zgaszona jednym gestem.
Słyszałem kroki ostrożnie stawiane na brązowych panelach w sypialni i czułem na twarzy światło, które padało z przedpokoju przez uchylone drzwi, ale nie otwierałem oczu cały czas trzymając policzek przytulony do poduszki. Gdy kroki zatrzymały się tuż przy mojej głowie chciałem otworzyć oczy, ponieważ zaczynałem się bać lecz powstrzymał mnie czyjś głos i dotyk na drugim policzku.
- Kocham cię, bardzo mocno - i wtedy to poczułem. Lekki ucisk na moich palcach zwiniętych w pięść, które starały się je rozluźnić na co pozwoliłem lecz nie stało się to czego sie spodziewałem a wręcz przeciwnie. Powoli i ostrożnie chwycił mojego palca serdecznego w swoje dłonie i zdjął znajdująca się na nim złotą szeroką obrączkę.
Otworzyłem oczy dopiero wtedy gdy światło zniknęło a do moich uszu nie dostawały się żadne odgłosy, oprócz miarowego obijania się deszczu o szybę.
***
Czekałem pod budynkiem mojej pracy dziesięć minut, ale nie dane było mi zobaczyć czarnego Jeepa. Westchnąłem powstrzymując łzy i drżenie dłoni gdy wyciągałem telefon, aby zadzwonić po taksówkę, która zawiezie mnie na umówione spotkanie.
Mimo mojego lekkiego spóźnienia, dyrektorka Domu Dziecko przywitała mnie z uśmiechem, i nie zapytała dlaczego nie ma przy mnie mojego partnera za co byłem jej bardzo wdzięczny.
- Zaprosiłam dzisiaj pana do siebie, ponieważ mam dla pana wspaniała wiadomość panie Yoo - powiedziała pani Lee zasiadając za swoim ciemnym biurkiem. Usiadłem na fotelu kładąc swoją teczkę na ten obok.
- Naprawdę? Jaką?
- Sąd rodzinny wyznaczył rozprawę. - błagam tylko nie na....
- w piątek za tydzień, cieszy się pan?
- B-Bardzo - odkaszlnąłem przykładając pięść do ust. Chwyciłem teczkę pozostawiona na fotelu. - Przeniosłem pani opinię z pracy. Bardzo przepraszam, że tak długo to trwało, ale byłem zajęty w tym tygodniu.
- Ach, powinien pan ja przynieść już dawno, ale nic się nie stało. Najważniejsze, że ośrodek adopcyjny ma oryginał .- pokiwałem głową zamykając teczkę.
- Czy mógł bym teraz...
- Ależ oczywiście. Junhong nie może się pana doczekać.
***
- Daehyun... w piątek o jedenastej jest rozprawa - wszedłem do sypialni zapalając małą lampkę tuż obok łóżka.
- Yhym... - usłyszałem stłumione odgłos przez poduszki.
- Wiesz, że musisz się na nią stawić inaczej nie dadzą... Nam Junniego.
- Oczywiście.
- Będziesz? - spytałem dla potwierdzenia.
- Kurwa, nie. Nie wiem po co nam ten pierdolony bachor.
- Proszę cię n-nie mów tak - położyłem dłoń na jego ramieniu niestety strącił ją szybkim ruchem.
- Wyjdź, jestem zmęczony.
- Dae...
- Wyjdź do cholery, nie chcę słuchać twojego miauczenia.
Powstrzymywałem łzy, ale tylko do drzwi. Zamknąłem je prędko po czym pobiegłem do salonu i rzuciłem się na kanapę zanosząc się płaczem tłumionym w brązową poduszkę.
***
Mógłbym skłamać, że nie pojawienie się Daehyuna w sądzie nie zrobiło na mnie wrażenia, ale myślę że to nie potrzebne. Nie tylko się zdenerwowałem ale i zawiodłem po całości, ponieważ o prawa Junhonga staram się ja i Daehyun, a będąc samemu teraz w sądzie sam jestem na straconej pozycji.
Wyszedłem z sądu z jedną myślą w głowie"muszę działać szybko". Zatrzymałem więc pierwszą taksówkę, którą zobaczyłem. Wsiadając do auta szybko podjechałem ulicę po czym wykręciłem numer do Daehyuna, który jednak nie odebrał.
- Kurwa - powiedziałem cicho słysząc sekretarkę nakazująca się nagrać.
Pojechaliśmy pod dom po dziesięciu minutach jazdy. Zapłaciłem należytą sumę zastanawiając się przez moment.
- Jeżeli poczeka pan dwadzieścia minut zapłacę podwójne.
- Proszę się nie spieszyć.
Wyszedłem z pojazdu szybko przebiegając przez skrzyżowanie.
Wpadłem do mieszkania nawet przez chwilę się nie zastanawiając nad moim postępowaniem. Miałem dość nie tylko psychicznie ale i fizycznie. Wiedziałem, że muszę robić wszystko szybko, bo może mnie ogarnąć zwątpienie. Wyjąłem tak więc z szafy w przedpokoju dużą walizkę, po czym bez układania wrzucałem tam swoje ubrania i buty. Ledwo się dopięła, ale dałem radę i postawiłem ją obok drzwi wejściowych. Wyjąłem również podróżną torbę i udałem się do łazienki.
Po dziesięciu minutach stałem przy kanapie w salonie przed kartką z długopisem w dłoni. Zajęło mi chwilę zanim napisałem na niej parę zdań wyciągając z teczki papier formatu A4 informujący o tym że Junhong nie został NASZYM synem.
Wyszedłem z domu zakładając torbę na ramię a walizkę ciągnąc za sobą. Wrzuciłem walizkę do bagażnika, a sam usiadłem na miejscu z tyłu auta. Oparłem policzek o szybę spoglądając na formujący się korek przed nami.
- Gdzie pana zawieść?
- Na dworzec - rozpiąłem torbę wyciągając z niej wszystkie papiery jakie dostałem w sprawie adopcji Junhonga. Nagle mi się o czymś przypomniało.
- Moment. Niech pan zaczeka zapomniałem. ..- spojrzałem na swój dom i nagle moje serce zaczęło bić z potrójną siłą widząc osobę krążącą pod nim - Daehyun. - szepnąłem otwierając drzwi.- Daehyun! - wybiegłem z auta rozglądając się szybko po jezdni.
- Skarbie, tak bardzo cię przepraszam! Przysięgam, że... - Strzał. Zamarłem patrząc się na scenę rozgrywana przede mna jakby w zwolnionym tempie. Powoli gasnący uśmiech posłany w moją stronę. Mój własny krzyk. Pisk opon. Ciało opadające na chodnik.
Nie!
Podbiegłem do Daehyuna zatrzymując parę aut na jezdni. Upadłem na kolana i zanosząc się łzami złapałem jego dłoń w której ściskał orzeczenie sądu.
- Youngjae...- zaczął cicho.
- Cśśś, nic nie mów. Oddychaj tylko spokojnie. Wszystko będzie dobrze.
- Przepraszam. - spojrzałem na niego dotykając jego coraz bledszego policzka.
- Nie ma za co, tylko nie zamykaj oczu.
- Będziesz wspaniałym tatą. Proszę opowiadaj o mnie Junniemu, dobrze?
- Sam mu opowiesz.
- Kocham cię. - jego oczy zamknęły się wraz o ostatnim słowem. Spoglądałem na niego dławiąc się łzami.
- Nie Daehyun, skarbie błagam, nie zostawiaj mnie samego! Słyszysz?! Wracaj, wracaj, proszę...
***
- A wtedy wszystkie książeczki spadły na nas. - skończyłem opowiadać. Podniosłem się z fotela i chciałem skierować do wyjścia z pokoju, ale zatrzymał mnie cichy głosik.
- Tatusiu? - ciemne oczęta spojrzały na mnie spod kołdry w autka.
- Tak, maluchu? - spytałem odgarniając jeden zagubiony kosmyk ciemnych włosów z bladej twarzyczki.
- Myślisz, że tatko pilnuję nas? - spytał wlepiając we mnie ciekawy wzrok.
- Oczywiście. - odpowiedziałem szybko.
- Ale nie ma go tutaj. - zasmucił się na chwilę robiąc z ust dziobek.
- Jest. Zawsze z nami - położyłem mu dłoń w miejscu gdzie bije jego malutkie ale kochane serduszko - Tylko potrzeba wiary i trochę szczęścia, aby go zauważyć.
Trochę smuteczek, każdy chyba wie dlaczego...
Nie mniej jednak jestem podekscytowana ,ponieważ dzisiejszego dnia dobiliście 2.800 wejść na bloga, ale również dzisiaj mija pięć miesięcy od mojej pierwszej notki ^^Chce wam podziękować za każdy komentarz pozostawiony pod postami i za wsparcie <3.
Shot napisany specjalnie dla Kiri ;3 ( i to ona oczywiście to sprawdzała) Dziękuje ci z całego serca za wspieranie mnie i pomoc przy każdym rozdziale !!
Kiri: To ja jestem strasznie szczęśliwa z faktu, iż powstał ten shocik. Na prawdę, marzyłam o takim ff na długo przed poznaniem tego bloga.
Nie wiem czy oglądaliście Music Bank w Meksyku i występ (collab) Jae, Seobiego i Gyu, którzy coverowali przepiękną hiszpańska piosenkę z mv trzymającym za serce. Jeśli nie, to polecam obejrzeć oba te linki, wtedy shot nabierze sensu i uroku^^
https://www.youtube.com/watch?v=P2hM9CLAMu4
https://www.youtube.com/watch?v=W-QGu84pSZ8
Tyutł: ¡Corre!
Pairing: DaeJae
Czym jest szczęście? Gorącą kąpielą po długim dniu w pracy? Pyszną kolacją? A może wiadomością, że zaszłaś w ciążę choć przez całe życie myślałaś, że nie możesz? Szczęście ma wiele definicji, ale dla każdego inną.
***
Dudniąca muzyka otaczała mnie ze wszystkich stron. Powoli piłem swojego drinka kręcąc się a to w prawo a to w lewo na wysokim barowym krześle. Czekałem na pewną osobę, która jak na złość się spóźnia. Nigdy nie przepadałem za takimi rodzajami dyskotek. Wszechobecna czerń i czerwień dodawały miejscu drapieżności i swego rodzaju intymności. Wolałbym zostać teraz w domu z "Snem nocy letniej" i gorącą czekoladą w dłoni, ale gdzie on tam i ja.
Niewiele osób bawiących się aktualnie na parkiecie ma pojęcie, że nie znajdują się w zwykłym klubie. Owszem z zewnątrz jak i wewnątrz wygląda jak trochę podrasowany klub z dobrą muzą, lecz tylko nieliczni wiedzą co kryje się pod budynkiem. Małe kasyno pierwszy raz odwiedziłem w wieku dwudziestu lat, kiedy to pewna osoba zabrała mnie tutaj. Ja jako przykładny student na wydziale inżynierii nie miałem pojęcia o takich miejscach jak to, aż do pewnego wieczora.
***
Daehyun był dla mnie kimś nowym, niewytłumaczalnie interesującym. Nigdy w życiu nie spotkałem takiej osoby: pewny siebie, przystojny, nie bojący się nikomu przeciwstawić. To było tylko kwestią czasu aż się w nim zakochałem, ponieważ już się w nim zauroczyłem, a nawet go nie znałem. Lecz aura tajemniczości, którą wokół siebie roztaczał, przyciągała mnie z każdym dniem bliżej niego aż w końcu przełamałem się i na jednym z wykładów usiadłem obok niego nawet nie zaszczycając go uśmiechem. Miałem wtedy ochotę ukryć twarz w dłoniach i uciec do pierwszych ławek, ale coś mnie powstrzymało. Jeden uśmiech posłany w moją stronę.
- Daehyun. - po raz pierwszy usłyszałem jego głos z tak bliskiej odległości i już stwierdziłem, że jest bardzo seksowny.
- Yo-Youngjae - czułem jak na moje policzki wkrada się dodatkowa warstwa różu. Cóż... Tak zacząłem przyjaźnić się z tą pewną osobą.
~~~
Daehyun okazał się być starszy ode mnie o rok, co jakoś niespecjalnie mnie dziwiło, ponieważ obstawiałem co najmniej trzy lata różnicy, jednak ta wiadomość na swój sposób mnie ucieszyła.
Czekałem na niego pod uczelnią, mieliśmy iść dzisiaj do kina. W ciągu miesiąca zaprzyjaźniłem się z nim, ale ja dobrze wiedziałem, że to coś więcej. Każdy uśmiech, każde muśnięcie skrawka ciała doprowadzało mnie do obłędu.
Odwróciłem się tyłem do tablicy informacyjnej gdy usłyszałem pisk opon. Czarny Jeep stał przede mną, a osoba siedząca za kierownicą uśmiechała się promiennie. Przełknąłem ślinę licząc w myślach szybko do dziesięciu. Wsiadłem na miejsce pasażera powoli zapinając pasy.
- Witaj Kekero. - przywitał się z tym swoim uśmiechem.
- Miałeś tak nie mówić! - spojrzałem na niego gniewnie. Głupia ksywka.
- Przywitaj się.
- Cze-Cześć
- Od razu lepiej. - odpalił samochód ruszając w drogę - Plan na dzisiaj to kino a potem spacer.
- Spacer? Po co nam spacer? - spytałem trzymając się drążka bezpieczeństwa. Kto mu dał prawo jazdy?
- A nie chcesz? Dzisiaj jest tak ładnie, nie daj się prosić. - przyspieszył naciskając pedał gazu. Chwyciłem się drugą dłonią małego pręta modląc się w myślach o koniec - To jak Younggie?
- Okej, niech będzie spacer, tylko jedź wolniej!
Film okazał się być denną podróbą Amerykańskiego filmu "2012".
Było dużo krzyku, katastrof, ale nic poza tym. Wręcz przysypiałem po kolejnych dwudziestu minutach słuchania "musimy się ukryć" głównej bohaterki.
- Nie interesuje cię to? - wybudziłem się z mojej lekkiej drzemki zerkając w prawo na Daehyuna hyunga, który wcinał popcorn oblany toffi.
- Nie specjalnie - wzruszyłem ramionami popierając brodę na lewym nadgarstku.
- Możemy się urwać jak chcesz. - zaproponował.
- Nie, nie trzeba. Oglądaj.
- Kiedy i mnie on nudzi. Chodź idziemy stąd - wstał po czym chwycił swoją czarna bluzę z fotelu obok. Również się podniosłem naciągając na nadgarstki rękawy od mojego swetra.
Mimo ciepła panującego w dzień noc była chłodna. Szedłem obok Daehyuna naciągając sweterek na dłonie, lecz to powodowało, że zjeżdżał mi z barków. Nagle poczułem jak jakiś materiał ląduje na moich ramionach. Odwróciłem się do Daehyuna hyunga łapiąc jego bluzę, aby nie spadła.
- Następnym razem zabezpiecz sie bardziej, dzieciaku. Nie chcę abyś mi zachorował.
- Dz-Dzięki - powiedziałem chowając ręce w rękawy.
- Szkoda, że wybrałem tak idiotyczny film. Chciałem aby nasza pierwsza randka była idealna.... Przepraszam. - w tym momencie stanąłem na środku ścieżki z pół zapiętym ekspresem od bluzy.
Randka?
Randka?!
RANDKA!!
O mój słodki Jezu. Czy Jung Daehyun właśnie powiedział, że zabrał mnie na randkę? Ja nawet nie wiedziałem, że on mnie na nią zabiera! A może nabija się ze mnie? Zabrał mnie na randkę! Nie on na pewno robi sobie jaja.
- Youngjae? Wszystko w porządku? - usłyszałem rozbawiony głos, który wyrwał mnie z letargu.
- Nie... Tak... Znaczy... Randka... - zacząłem szybciej oddychać gdy Daehyun złapał mnie za ramiona i zaczął je pocierać.
- Hej, hej, spokojnie oddychaj. Wdech, wydech. Wdech, wydech. - zacząłem go naśladować, co po chwili przyniosło rezultat - Już?
- Chyba tak - powiedziałem cicho. - Po prostu mnie zaskoczyłeś. Mogłeś powiedzieć, że to randka, mógłbym chociaż...
- Chociaż co?
- Ubrać się cieplej - burknąłem spuszczając głowę.
- Ale czy tak nie jest idealnie? Powinno to właśnie tak wyglądać! Ja daje ci swoją bluzę ponieważ tobie jest och tak bardzo zimno.
- Bez przesady...
- Youngjae! Wczuj się trochę w rolę!
- Ale...
- Powtarzaj za mną. Daehyun.
- Se...
- Powtarzaj! Daehyun.
- Daehyun.
- Jest strasznie zimno.
- Jest strasznie zimno. - na samo wspomnienie potarłem ramiona dłońmi.
- Dziękuję ci bardzo za bluzę.
- Dziękuję ci bardzo za bluzę.
- Ale zimno jest też...
- Ale zimno jest też...
- Moim ustom.
- C-Co?
- Mogę je rozgrzać? - zrobił krok w moja stronę zmniejszając tym samym przestrzeń pomiędzy nami niemal do zera. Spojrzałem się w jego ciemne tęczówki, widząc w nich pytanie. Pokiwałem głową i drżącym głosem powiedziałem:
- T-Tak.
***
Teraz do klubu zabiera mniej więcej raz na tydzień, głównie w soboty, tylko po to aby zagrać w pokera lub brydża. Znaczy to Daehyun gra, ale ja jestem mu potrzebny bo jak sam mówi "Jesteś moim szczęściem". Można powiedzieć, że nic się nie zmienił w ciągu tych pięciu lat. Nadal pewny siebie i nieziemsko przystojny, potrafiący sprawić, że jednym uśmiechem cały świat staje dla niego otworem. Za to ja zmieniłem się i to diametralnie. Przede wszystkim dorosłemu i nie jestem już aż tak nieśmiały.
- No hej, słodziaku - usłyszałem tuż przy swoim uchu tak cholernie seksowny głos. Zakręciłem się na taborecie i po sekundzie znalazłem się przodem do Daehyuna, który wykorzystując sytuacje zaatakował moje usta. Nasze pocałunki nigdy mi się nie znudzą. Czasem pełne drapieżności oraz namiętności, a innym razem niewinne i słodkie jakbyśmy byli parą licealistów całujących się pierwszy raz.
- Spóźniłeś się - zauważyłem oplatając jego szyję rękoma.
- Przywitaj się - wyszeptał do mojego ucha po chwili ciągnąć za jego płatek. Westchnąłem przymykając oczy.
- Witaj kochanie.
- Od razu lepiej - cmoknął mnie w rozchylone wargi i złapał za dłoń. - ,Czuję że przeniesiesz mi dzisiaj podwójne szczęście.
***
Wygrane nie niosą ze sobą tylko pokaźniej sumy pieniędzy w portfelu. Dzięki nim w zazwyczaj spokojnym szefie sieci kawiarni rodzi się bestia.
Miałem ochotę przyłożyć czymś ciężkim Hyunowi za to, że traktuje mnie jak młotek. Obijanie się o ściany nie jest przyjemne, a skrzynka na klucze wbijająca się w plecy na pewno zostawiła na nich swoje piętno.
- Dae... Hyun, błagam sypialnia... Łóżko! - zażądałem urywkami zdania. Potrzebowałem go jak najbliżej siebie teraz, już. Krew buzowała we mnie jak szalona. Dyszałem przy jego szyi nie przerywając obcałowywania jego skóry, gdy kierował się do naszej wspólnej sypialni. Wplotłem palce w jego miękkie włosy zaciskając na nich palce jednej ręki. Nienawidziłem tempa jakie Daehyun często przebierał. Wolne, puchate, jakbyśmy tarzali się po chmurach, a ja w tej chwili potrzebowałem czegoś innego, mocniejszego więc bez żadnego ostrzeżenia zszedłem z niego i pchnąłem go na łóżko zdejmując koszulkę przez głowę. Wszedłem na łóżko od razu siadając na jego biodrach, wprawiając swoje w ruch.
Zdjęcie z nas pozostałej części garderoby zajęło o wiele mniej czasu, przy okazji znalazłem się na nowo pod nim. Trzymałem jedną dłoń na jego karku, drugą na klatce piersiowej dysząc i jęcząc gorączkowo tuż przy jego ustach gdy wychodził i wchodził we mnie powoli przedłużając wszystko. Jęknąłem niekontrolowanie gdy złapał moja męskość w stalowym uścisku i zaczął synchronizować swoje ruchy dłoni z tymi w moim wnętrzu. Z moich rozchylonych ust wydobywały się westchnienia i już nie tak ciche jęki. Naprawdę wydawało się to wiecznością zanim nasze usta spotkały się i połączyły w namiętnym pocałunku.
Odchylił głowę mocno do tyły wraz z głośnym jękiem, kiedy perfekcyjnie trafił w ten czuły punkt wewnątrz mnie.
- Dae- Daehyun, błagam cię sz- szybciej! - Zaczął poruszać biodrami, z każdym pchnięciem podkręcając tempo, zmuszając mnie tym do wydobywania z siebie dźwięków tak głośnych, że nasi sąsiedzi na pewno mnie słyszą. - SZYBCIEJ!
Przesunąłem palcami po jego plecach wybijając paznokcie w barki, wywołując syknięcie z jego ust. Objąłem udami jego pas podnosząc lekko biodra do góry, dzięki czemu mógł wbijać się we mnie głębiej. Dyszałem przy jego szyi mocno obejmując go ramionami za szyję.
- Kurwa - jego głos był zachrypnięty, zdyszany od przyjemności. Wygiąłem plecy w łuk, odrzucając głowę do tylu. Moje ręce szukały zaczepienia i znalazły je w puchatych poduszkach nad moją głową. Nagle Daehyun sięgnął do jednej z nich splatając nasze palce.
- Kocham cię - wyznał przybliżając się do mnie.
- Ja ciebie teee-achh - reszta jęków utonęła w ustach starszego chłopaka. Pławiłem się w orgazmie, zaciskając swoje mięśnie sprawiając tym samym przyjemność Jungowi. Pochylił się nade mną całując mnie mocno, ssąc przy tym w dolną wargę, gdy wysunął się ze mnie.
Przygarnął mnie do siebie oplatając moje ciało ramionami. Wtuliłem się w niego wdychając jego męski zapach. Zasnąłem czując małe kółeczka rysowane na moim biodrze.
***
Kochałem leniwe niedzielne poranki, tak samo mocno jak śniadanie do łóżka. Rozkoszowałem się naleśnikami z dżemem siedząc pomiędzy nogami Hyuna i opierałem się o jego tors, nakładając pokaźną łyżkę marmolady na rumiany placek. Nagle przypomniała mi się bardzo istotna sprawa.
- Pani Lee wczoraj dzwoniła - powiedziałem wkładając sobie do ust kawek słodkości.
- I co mówiła? - spytał, jedną ręką oplatając mnie w pasie, drugą zaś trzymając gazetę gdzie czytał jakiś artykuł.
- Mamy umówiona rozmowę i spotkanie.
- Na kiedy?
- Za dokładnie miesiąc, szóstego czerwca.
- Hmmm... Chyba nie będę musiał niczego odwoływać. Cieszysz się?
- Bardzo. Nareszcie spotkamy Junhonga, ciekawe czy urósł? - zastanawiałem się na głos gładząc dłoń która szczelnie oplatała mnie w pasie. - Albo czy nas pozna? Na święta mówił już do ciebie tatku, pamiętasz? - zachichotałem przywołując w pamięci obraz Daehyuna okręcającego małego Junniego na barana, obok dużej zielonej choinki ubranej na kolorowo. Ten słodki pisk i "tatku, kręć się szybciej!" sprawiało także że i ja zacząłem się śmiać.
Junhonga poznaliśmy blisko roku temu kiedy to zdecydowaliśmy wraz z Daehyunem, że chcemy kogoś jeszcze w naszym małym światku. Jak,o że Dae ma parę dobrze prosperujących kawiarni w Seulu, a ja własne studio fotografii, udanie się do Ośrodka Adopcyjnego i wypisanie formularzu zajęło nam tylko chwilę. Opiekunki w Seulskim Domu Dziecka były zdziwione tym, że jednego z ich wychowanków chce zaadaptować para gejów. Dziecko to duży krok zarówno dla par heteroseksualnych jak i tych homo.
Kiedy przekroczyliśmy próg Domu Dziecka gwar tam panujący przypomniał mi moje dzieciństwo kiedy to ze starszym bratem bawiliśmy się w berka po całym mieszkaniu. Spotkanie czteroletniego Junhong to był czysty przypadek. Dyrektorka placówki oprowadzała nas właśnie po głównej części budynku gdy zza rogu coś wybiegło i spotkało się z impetem z nogami Daehyuna. Mały chłopczyk szybko podniósł się z podłogi i mówiąc ciche "przepraszam" chciał pobiec dalej, ale dyrektorka pani Lee go zatrzymała pytając się przed kim tak ucieka, lecz nie dostała słownej odpowiedzi. Zza tego samego rogu co wybiegł Junnie wyszli również dwaj chłopcy którzy mogli mieć nie więcej niż trzynaście lat. Poczułem wtedy drobną dłoń oplatająca moją i głowę chowająca się za mnie. Junhong się ich bał. Dyrektorka zajęła się łobuzami goniącymi czteroloatka, a my samym maluchem bawiąc się z nim w świetlicy. Już wtedy wiedziałem jakie dziecko ścisnęło moje serce najbardziej. Od niemal sześciu miesięcy staramy się o Junniego.
***
Są dni pełne bólu i rozpaczy. Chcesz schować się przed całym światem i w spokoju wypłakać się ciszy.
Ukochane soboty w ciągu, których mogłem odreagować natłok w pracy zaczęły się sypać razem z przegranymi Daehyuna w kasynie. Namawiałem go do pozbycia się nawyku chodzenia do klubu, bo przecież staramy się o dziecko a kurator gdyby dowiedział się o takich wybrykach na pewno nie dałby nam Junniego.
Nigdy wcześniej nie dostałem w twarz od swojego narzeczonego, nigdy wcześniej nie podniósł na mnie głosu, lecz sobota piętnastego maja przyniosła ze sobą niespodziewany zwrot akcji. Kolejną przegraną Daehyuna w karty przyjmowałem spokojnie. Myślałem, że gdy jeden raz, drugi przegra, jego dobra passa się skończy w końcu da sobie spokój i zrozumie czym oraz kim powinien się teraz interesować.
Lecz po przekroczeniu progu mieszkania nie obdarzył mnie jak zawsze namiętnym pocałunkiem, a od razu skierował się do barku w salonie. Zdjąłem z siebie szary płaszcz po czym odwiesiłem go na wieszak i dopiero wtedy podążyłem za Daehyunem. Widząc jak pochlania jedną szklankę wódki a następnie nalewa kolejną, którą równie szybko opróżnia, zdenerwowałem się.
- Po co ci szklanka? Równie dobrze możesz pić prosto z butelki - zauważyłem zgryźliwym tonem chcąc wyglądać poważnie, lecz gdy owa szklanka rozbiła się na ścianie tuż przy mojej głowie cała pewność siebie po prostu ze mnie wyparowała, a ja odskoczyłem przyciskając dłonie do torsu.
- Twoje szczęście ciebie nie opuszcza - powiedział pijąc teraz z butelki. Stałem i patrzyłem się na niego wielkimi oczyma, nie wierząc w to co przed chwila zrobił - Dwa centymetry w prawo i stracił byś te swoje piękne oczka. - usiadł szybko na kanapie rozlewając trochę alkoholu.
- Daehyun, proszę oddaj mi... - podszedłem do niego chcąc mu odebrać butelkę co poszło mi dosyć sprawnie. Odetchnąłem wycofując się dwa kroki do tyłu, lecz z trzecim i on wstał.
- Moje szczęście - wyciągnął dłoń i pogłaskał mnie po policzku, obrysowując następnie kształt ust - Taki piękni, taki pociągający... Jednak stracił swą wartość - butelka wysunęła mi się z dłoni i rozprysła na tysiące malutkich kawałeczków razem z ciosem zadanym w moją twarz. Upadłem raniąc swoje dłonie i piekący policzek o stłuczone szkło.
- No i widzisz? Rozbiłeś. Teraz muszę iść po kolejne - ominął mnie nawet na mnie nie patrząc. Słyszałem tylko dźwięk otwieranych drzwi, a następnie ich trzask. Skuliłem się cicho łkając. Krew powoli spływała z ran na policzku i dłoniach mieszając się z alkoholem, nie miała dla mnie najmniejszego znaczenia.
***
Normą w moim życiu stały się przepłakane noce, które spędzałem w samotności.
Normą stały się również coraz to pogodniejsze dni pełne nadziei, lecz znikały po przekroczeniu progu mieszkania.
Samotność doskwierała, a widok znikających pamiątek z mieszkania bolał.
Daehyun nie był już tym samym człowiekiem, którego poznałem na studiach czy choć by tym, który okręcał mnie dookoła siebie w pierwszy wiosenny dzień. Hazard wciągnął go w swoje odmęty pozostawiając po sobie tylko wspomnienia i słodki posmak, który tracił na smaku z czasem.
Najbardziej bolącą mnie chwilą była noc dwa dni przed umówionym spotkaniem w Domu Dziecka.
Cieszyłem się, ponieważ Daehyun potwierdził, że pamięta o wizycie i powiedział, że stawi się równo o jedenastej, aby odebrać mnie z mojego studia i pojedziemy razem na rozmowę. Ogień, który tlił się we mnie wybuchł razem z obietnicą i czułym pocałunku złożonym na moich ustach. Wieczór także zapowiadał się dobrze. Kolacja, którą od blisko dwóch tygodni zjadłem sam nareszcie dopełniła się o osobę, którą tak bardzo wyczekiwałem. Pomóc przy sprzątaniu uzupełniło kilka skradzionych pocałunków i niewinnych słówek. Nie spodziewałem się jednak, że tego też wieczoru będę kochał się z Daehyunem słodko i wolno. Ilość razy w ciągu, których mówił, że mnie kocha nie jest pewna, ponieważ już po piętnastym przestałem liczyć. Zatraciłem się w przyjemności, która otaczała nasze rozgrzane ciała z każdym wolniejszym ruchem Hyuna.
Wtulony w jego tors zasypiałem, lecz gdzieś pomiędzy jawa a snem usłyszałem ciche "przepraszam" wyszeptane do ucha.
Także to "przepraszam" sprawiło, że iskierka w moim wnętrzu wybuchła nowym pokładem nadziei, która została zgaszona jednym gestem.
Słyszałem kroki ostrożnie stawiane na brązowych panelach w sypialni i czułem na twarzy światło, które padało z przedpokoju przez uchylone drzwi, ale nie otwierałem oczu cały czas trzymając policzek przytulony do poduszki. Gdy kroki zatrzymały się tuż przy mojej głowie chciałem otworzyć oczy, ponieważ zaczynałem się bać lecz powstrzymał mnie czyjś głos i dotyk na drugim policzku.
- Kocham cię, bardzo mocno - i wtedy to poczułem. Lekki ucisk na moich palcach zwiniętych w pięść, które starały się je rozluźnić na co pozwoliłem lecz nie stało się to czego sie spodziewałem a wręcz przeciwnie. Powoli i ostrożnie chwycił mojego palca serdecznego w swoje dłonie i zdjął znajdująca się na nim złotą szeroką obrączkę.
Otworzyłem oczy dopiero wtedy gdy światło zniknęło a do moich uszu nie dostawały się żadne odgłosy, oprócz miarowego obijania się deszczu o szybę.
***
Czekałem pod budynkiem mojej pracy dziesięć minut, ale nie dane było mi zobaczyć czarnego Jeepa. Westchnąłem powstrzymując łzy i drżenie dłoni gdy wyciągałem telefon, aby zadzwonić po taksówkę, która zawiezie mnie na umówione spotkanie.
Mimo mojego lekkiego spóźnienia, dyrektorka Domu Dziecko przywitała mnie z uśmiechem, i nie zapytała dlaczego nie ma przy mnie mojego partnera za co byłem jej bardzo wdzięczny.
- Zaprosiłam dzisiaj pana do siebie, ponieważ mam dla pana wspaniała wiadomość panie Yoo - powiedziała pani Lee zasiadając za swoim ciemnym biurkiem. Usiadłem na fotelu kładąc swoją teczkę na ten obok.
- Naprawdę? Jaką?
- Sąd rodzinny wyznaczył rozprawę. - błagam tylko nie na....
- w piątek za tydzień, cieszy się pan?
- B-Bardzo - odkaszlnąłem przykładając pięść do ust. Chwyciłem teczkę pozostawiona na fotelu. - Przeniosłem pani opinię z pracy. Bardzo przepraszam, że tak długo to trwało, ale byłem zajęty w tym tygodniu.
- Ach, powinien pan ja przynieść już dawno, ale nic się nie stało. Najważniejsze, że ośrodek adopcyjny ma oryginał .- pokiwałem głową zamykając teczkę.
- Czy mógł bym teraz...
- Ależ oczywiście. Junhong nie może się pana doczekać.
***
- Daehyun... w piątek o jedenastej jest rozprawa - wszedłem do sypialni zapalając małą lampkę tuż obok łóżka.
- Yhym... - usłyszałem stłumione odgłos przez poduszki.
- Wiesz, że musisz się na nią stawić inaczej nie dadzą... Nam Junniego.
- Oczywiście.
- Będziesz? - spytałem dla potwierdzenia.
- Kurwa, nie. Nie wiem po co nam ten pierdolony bachor.
- Proszę cię n-nie mów tak - położyłem dłoń na jego ramieniu niestety strącił ją szybkim ruchem.
- Wyjdź, jestem zmęczony.
- Dae...
- Wyjdź do cholery, nie chcę słuchać twojego miauczenia.
Powstrzymywałem łzy, ale tylko do drzwi. Zamknąłem je prędko po czym pobiegłem do salonu i rzuciłem się na kanapę zanosząc się płaczem tłumionym w brązową poduszkę.
***
Mógłbym skłamać, że nie pojawienie się Daehyuna w sądzie nie zrobiło na mnie wrażenia, ale myślę że to nie potrzebne. Nie tylko się zdenerwowałem ale i zawiodłem po całości, ponieważ o prawa Junhonga staram się ja i Daehyun, a będąc samemu teraz w sądzie sam jestem na straconej pozycji.
Wyszedłem z sądu z jedną myślą w głowie"muszę działać szybko". Zatrzymałem więc pierwszą taksówkę, którą zobaczyłem. Wsiadając do auta szybko podjechałem ulicę po czym wykręciłem numer do Daehyuna, który jednak nie odebrał.
- Kurwa - powiedziałem cicho słysząc sekretarkę nakazująca się nagrać.
Pojechaliśmy pod dom po dziesięciu minutach jazdy. Zapłaciłem należytą sumę zastanawiając się przez moment.
- Jeżeli poczeka pan dwadzieścia minut zapłacę podwójne.
- Proszę się nie spieszyć.
Wyszedłem z pojazdu szybko przebiegając przez skrzyżowanie.
Wpadłem do mieszkania nawet przez chwilę się nie zastanawiając nad moim postępowaniem. Miałem dość nie tylko psychicznie ale i fizycznie. Wiedziałem, że muszę robić wszystko szybko, bo może mnie ogarnąć zwątpienie. Wyjąłem tak więc z szafy w przedpokoju dużą walizkę, po czym bez układania wrzucałem tam swoje ubrania i buty. Ledwo się dopięła, ale dałem radę i postawiłem ją obok drzwi wejściowych. Wyjąłem również podróżną torbę i udałem się do łazienki.
Po dziesięciu minutach stałem przy kanapie w salonie przed kartką z długopisem w dłoni. Zajęło mi chwilę zanim napisałem na niej parę zdań wyciągając z teczki papier formatu A4 informujący o tym że Junhong nie został NASZYM synem.
Wyszedłem z domu zakładając torbę na ramię a walizkę ciągnąc za sobą. Wrzuciłem walizkę do bagażnika, a sam usiadłem na miejscu z tyłu auta. Oparłem policzek o szybę spoglądając na formujący się korek przed nami.
- Gdzie pana zawieść?
- Na dworzec - rozpiąłem torbę wyciągając z niej wszystkie papiery jakie dostałem w sprawie adopcji Junhonga. Nagle mi się o czymś przypomniało.
- Moment. Niech pan zaczeka zapomniałem. ..- spojrzałem na swój dom i nagle moje serce zaczęło bić z potrójną siłą widząc osobę krążącą pod nim - Daehyun. - szepnąłem otwierając drzwi.- Daehyun! - wybiegłem z auta rozglądając się szybko po jezdni.
- Skarbie, tak bardzo cię przepraszam! Przysięgam, że... - Strzał. Zamarłem patrząc się na scenę rozgrywana przede mna jakby w zwolnionym tempie. Powoli gasnący uśmiech posłany w moją stronę. Mój własny krzyk. Pisk opon. Ciało opadające na chodnik.
Nie!
Podbiegłem do Daehyuna zatrzymując parę aut na jezdni. Upadłem na kolana i zanosząc się łzami złapałem jego dłoń w której ściskał orzeczenie sądu.
- Youngjae...- zaczął cicho.
- Cśśś, nic nie mów. Oddychaj tylko spokojnie. Wszystko będzie dobrze.
- Przepraszam. - spojrzałem na niego dotykając jego coraz bledszego policzka.
- Nie ma za co, tylko nie zamykaj oczu.
- Będziesz wspaniałym tatą. Proszę opowiadaj o mnie Junniemu, dobrze?
- Sam mu opowiesz.
- Kocham cię. - jego oczy zamknęły się wraz o ostatnim słowem. Spoglądałem na niego dławiąc się łzami.
- Nie Daehyun, skarbie błagam, nie zostawiaj mnie samego! Słyszysz?! Wracaj, wracaj, proszę...
***
- A wtedy wszystkie książeczki spadły na nas. - skończyłem opowiadać. Podniosłem się z fotela i chciałem skierować do wyjścia z pokoju, ale zatrzymał mnie cichy głosik.
- Tatusiu? - ciemne oczęta spojrzały na mnie spod kołdry w autka.
- Tak, maluchu? - spytałem odgarniając jeden zagubiony kosmyk ciemnych włosów z bladej twarzyczki.
- Myślisz, że tatko pilnuję nas? - spytał wlepiając we mnie ciekawy wzrok.
- Oczywiście. - odpowiedziałem szybko.
- Ale nie ma go tutaj. - zasmucił się na chwilę robiąc z ust dziobek.
- Jest. Zawsze z nami - położyłem mu dłoń w miejscu gdzie bije jego malutkie ale kochane serduszko - Tylko potrzeba wiary i trochę szczęścia, aby go zauważyć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)